55-letnia Ilona U. nie może dojść do siebie, mimo że od zdarzenia minęły dwa tygodnie.
- Przymierzałam w przymierzalni bluzkę. W końcu jej nie kupiłam. Kiedy odchodziłam od kasy, zaszły mi drogę dwie ekspedientki i kazały mi wyjąć wszystko z torebki. Były bardzo niemiłe. Zrobiłam to, bo mnie zaskoczyły. Pierwszy raz w życiu znalazłam się w takiej sytuacji - opowiada kobieta.
W torebce nie było nic podejrzanego. Klientka usłyszała słowo „przepraszam”.
Kiedy wyszła ze sklepu na hol w galerii handlowej, zrobiła zdjęcie szyldu „Pepco” swoją komórką, ponieważ - jak tłumaczy - zamierzała zgłosić sprawę do rzecznika praw konsumenta.
To zdenerwowało ekspedientki (kierowniczkę i jej zastępczynię). Wybiegły za klientką, próbowały odebrać jej telefon. Zaczęły ciągnąć za ręce.
- Kierowniczka sklepu poprosiła klientkę o dobrowolne otwarcie torebki, żeby sprawdzić, czy nie ma w niej rzeczy, które zabrała bez zapłacenia. Zgodnie z procedurami naszej sieci, okazanie całej zawartości torebki odbyłoby się w pomieszczeniu socjalnym - przekazuje wersję kierowniczki Edyta Czarnecka z działu marketingu sieci „Pepco”.
Twierdzi, że personel sklepu słyszał podejrzane odgłosy rozrywania opakowań, dochodzące z przymierzalni. Potwierdza, że kierowniczka przekroczyła swoje uprawnienia, chwytając klientkę za rękę.
- Takie zachowanie jest niedopuszczalne. Za to przepraszamy. Emocje wzięły górę. Nasza pracownica została już pouczona. Poza tym wszystko przebiegło według naszych procedur antykradzieżowych. Ta pani uciekła, kiedy przyjechała ochrona, a potem pojawiła się, żeby zrobić zdjęcie - dodaje Edyta Czarnecka.
- To nieprawda. Cały czas byłam w holu. Poza tym musiałam wszystko wyjąć z torebki, a nie tylko ją otworzyć. To była napaść
- uważa Ilona U.