O zajściu zostało poinformowane Biuro Obsługi Klienta spółki Jeronimo Martins zarządzającej siecią sklepów Biedronka. W reakcji na swoje pismo Teresa K. otrzymała pisemne przeprosiny i wyrazy ubolewania. „Jest nam bardzo przykro z powodu niedogodności, na jakie została Pani narażona podczas dokonywania zakupów w naszym sklepie. W odpowiedzi na zgłoszenie pragniemy poinformować, że o zdarzeniu zostało poinformowane zarówno kierownictwo JMP SA sprawujące nadzór nad sklepem, jak i kierownictwo Agencji Ochrony zapewniającej ochronę fizyczną sklepu” - napisano.
Firma Konsalnet jeszcze nie odpowiedziała.
- Samo słowo przepraszam nie rozwiązuje problemu - mówi nasza Czytelniczka, Teresa K. i zastanawia się, czy ochrona sklepu nie przekroczyła swoich uprawnień. W poniedziałek, podczas zakupów w Biedronce przy Kossaka 15 kobieta została posądzona o kradzież i poproszona na zaplecze. Tam kazano jej opróżnić torebkę.
Pani pozwoli na zaplecze
- Kupiłam dosłownie cztery bułki i od razu udałam się do kasy. Przepuściła mnie w kolejce jedna pani, która miała mnóstwo zakupów. Stoisko z pieczywem znajduje się bardzo blisko kas. Za linią kas czekała na mnie postawna pani z ochrony - opowiada kobieta.
Zobacz też:
Zdemolowane wiaty przystankowe straszą pasażerów [zdjęcia]
Z jej relacji wynika, że wywiązał się następujący dialog.
Ochroniarka: - Pani pozwoli.
Klientka: - Ale po co?
- Pani pozwoli.
- Ale o co chodzi?
Kiedy w końcu obie panie znalazły się w pomieszczeniu biurowym na zapleczu, pracownica ochrony poprosiła klientkę o wyjęcie wszystkiego z torebki.
- Zrobiłam to, ponieważ nie miałam nic do ukrycia. Chociaż było to dla mnie upokarzające doświadczenie - opowiada Teresa K. Równie przykre - jak mówi - było to, co później usłyszała.
- Ta pani z ochrony zaczęła opowiadać, że mnie zna i że jestem podobna do mojej synowej albo córki, która kradnie w sklepie. Stwierdziła, że mam wnuka o imieniu Jaś, co dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się akurat prawdą. Potem zaczęła szukać jakichś zdjęć w komórce, których jednak nie znalazła. Jednocześnie szukała też pewnych dokumentów. Kiedy wreszcie na nie natrafiła, oczywiście okazało się, że nie zgadza się nazwisko. Na dowód pokazałam dokument tożsamości. Nie wiem jeszcze, co z tym zrobię - dodaje klientka.
Polub nas na Facebooku
Napisała na początek do zarządzającej Biedronkami spółki JMP. Otrzymała dotąd trzy odpowiedzi, w których zapewniono, że sprawa zostanie wyjaśniona. Jedną przepraszającą, drugą wyrażającą ubolewanie, trzecia zawierała pytanie, czy klientka zgadza się na udostępnienie swoich danych firmie ochroniarskiej.
„Z uwagi na fakt, iż skarga nie dotyczy pracownika JMP, a firmy wykonującej dla nas usługi, prosimy o informację czy wyraża Pani zgodę na podanie swoich danych do agencji ochrony” - napisano.
- Nie wyrażam zgody i zaczynam wątpić w szczerość przeprosin - mówi Teresa K.
Wczoraj po południu Biuro Prasowe JMP przesłało nam oświadczenie, w którym czytamy m.in.: „Klientka została przeproszona przez pracownika ochrony za zaistniałą sytuację. Rozumiemy, że mogła ona poczuć się niekomfortowo, dlatego za Państwa pośrednictwem, jeszcze raz przepraszamy za wszystkie niedogodności związane z tą sprawą.”
Warto wiedzieć: Co mówi prawo?
Nawet sądy nie są jednomyślne w swoich orzeczeniach, co do zakresu uprawnień ochroniarza sklepu.
W myśl ustawy o ochronie osób i mienia, ochroniarz niekwalifikowany, a tacy przeważnie pracują w sklepach, może wylegitymować klienta, a nawet w uzasadnionych przypadkach dokonać jego „ujęcia”, o czym bezzwłocznie musi powiadomić policję. Nie powinien jednak przeprowadzać rewizji osobistej i kontroli bagażu. Może tylko poprosić o okazanie zawartości torby. Polskie orzecznictwo sądowe nie jest jednomyślne w tej sprawie. „Ochrona mienia nie może odbywać się kosztem naruszenia dóbr osobistych osób” - stwierdził w 2014 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach. W podobnym duchu orzekano też w SA w Gdańsku. Przeciwne wyroki zapadały natomiast w Warszawie i Łodzi.