Piłko nożna, życie moje! Ty jesteś jak zdrowie, ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił - tak chciałoby się sparafrazować naszego wieszcza. A powody są co najmniej dwa.
Gdy w niedzielne popołudnie dotarłem na stadion przy ul. Słowiańskiej serce zabiło mi mocniej. Tylu ludzi ten obiekt w swojej historii na pewno jeszcze nie widział. Tysiące bydgoszczan przyszło tylko po to, żeby swoją obecnością wspomóc walczącego z ciężką chorobą (rak żołądka) Krzysia Kuziemskiego. Widziałem wzruszonych ludzi, którzy chcieli być jak najbliżej naszego kolegi.
To zadziwiające, jak ludzie potrafią się zmobilizować tydzień po innej akcji charytatywnej, jaką była kolejna edycja Wielkiej Orkiestry Pomocy Świątecznej. Tym razem zagrała Wielka Orkiestra Pomocy Krzysztofowi.
Na Słowiańskiej byli przedstawiciele wszystkich bydgoskich klubów i związków sportowych. Byli sportowcy reprezentujący wiele dyscyplin, nie tylko piłkę nożną, którą uprawiał jeszcze niedawno bohater niedzielnego popołudnia.
Wśród tych, którzy zagrali na boisku kilkuosobowa grupa byłych i obecnych piłkarzy Zawiszy. Był też sztab szkoleniowy zespołu z Gdańskiej, na czele z Mariuszem Rumakiem. Taka frekwencja zaskoczyła zapewne nie tylko mnie, ale też trenera.
Tego popołudnia było tu więcej ludzi niż jesienią chodziło na mecze Zawiszy. I druga myśl: gdyby wszyscy oni w połowie lutego pojawili się na trybunach przy Gdańskiej, piłkarze wzmocniliby się mentalnie. Podobnie jak Krzysztof, który po spotkaniu z dopingującymi mu ludźmi na pewno nabrał sił i wiary.
Piłkarze Zawiszy mają za sobą dwa kolejne mecze kontrolne - z Chojniczanką (4:4) i z Wisłą Płock (1:2). Zastanawialiśmy się, czy trener Rumak będzie miał do dyspozycji wszystkich piłkarzy z kadry? Przecież w ubiegłą sobotę wypadło mu aż ośmiu zawodników, których do łóżka położyła grypa żołądkowa (jak marne są to przypadłości w porównaniu z tymi, z którymi musi walczyć Krzysztof Kuziemski).
W trakcie zgrupowania piłkarze zakwaterowani byli w hotelu na Zawiszy. Mimo że zachorowali tylko piłkarze, władze CWZS dmuchały na zimne i zarządziły kontrolę. Kierowniczka hotelu wysłała do sanepidu próbki pożywienia do badania.
No cóż, coś tam zawisło w powietrzu, piłkarze znaleźli się w nieodpowiedniej chwili w nieodpowiednim miejscu. Jeden drugiego pozarażał. Fajnie byłoby, gdyby w przyszłości jeden na drugiego przeniósł optymizm i skuteczną grę w lidze. Za niecały miesiąc czeka ich walka o utrzymanie.
Wtorkowe mecze sparingowe poprzedziły idiotyczne akcje kiboli, którzy niby nie identyfikują się z zespołem i klubem, ale cały czas przypominają o sobie (teraz to chyba ich jedyna forma i cel istnienia).
Na poniedziałkowym treningu obrzucili piłkarzy zza płotu jajkami. W nocy z poniedziałku na wtorek wnieśli na główna płytę stadionu 15 prowizorycznych trumien z krzyżami i tabliczkami, na których znalazły się inicjały Radosław Osucha i 14 piłkarzy. To pachnie kryminałem. Ponadto na trybunie B zawisł transparent z obraźliwym napisem.
Kibole nie ustają w swojej „krucjacie” przeciwko właścicielowi drużyny i zawodnikom. Obrońca Łukasz Nawotczyński ostatnie „dokonania” tej grupy tak skomentował na Facebooku: „Wczoraj Wielkanoc, dziś Dzień Zmarłych”. Poczucie humoru przeciwko chamstwu. A tak naprawdę, to szkoda słów.
My mamy co robić i o czym pisać, więc wracamy do spraw sportowych. Mariusz Rumak wspominał ostatnio, że potrzebuje jeszcze dwóch-trzech piłkarzy, przede wszystkim napastnika. W pierwszej kolejności pojawił się jednak zawodnik grający bardziej w defensywie.
Tym razem to 28-letni Gruzin Zurab Ciskaridze. Piszę "tym razem", bo wcześniej kontrakt podpisał Białorusin Iwan Majewskij (defensywny pomocnik), a jeszcze wcześniej piłkarze innych nacji (Chorwacja, Rumunia).
Ostatnie transfery na Gdańskiej - w jedną i druga stronę - dokonywane były w ekspresowym tempie. Aż się boję pomyśleć, czy to trafione zakupy, bo przecież pamiętam, jak to wyglądało latem. Szybko stworzyła się kolonia portugalsko-języczna, taka drużyna w drużynie. To był zły pomysł, o czym dobrze wie trener Mariusz Rumak.
- Nie jest dobrze, gdy tworzą się grupki, podgrupy. Żeby zespół dobrze funkcjonował, wszyscy muszą grać w jednej drużynie. W szatni i na boisku - mówił ostatnio "Expressowi".
No to już wiemy. Jeśli chcemy coś wygrać (w wypadku zespołu z Gdańskiej, to ekstraklasa na kolejny sezon), musimy grać w jednej drużynie. Podobnie jak to było w niedzielne popołudnie na Słowiańskiej, gdy wszyscy byliśmy z Krzysztofem Kuziemskim.
Na szczęście, kiboli tam nie było. Bo i po co? To inny poziom wrażliwości i empatii, nieosiągalny dla tej grupy ludzi.