Urzędnicy z inowrocławskiego ratusza rozpaczają, że obiecywana im obwodnica coraz bardziej odjeżdża. A początki zapowiadały się ciekawie. Były plany, wizje, konferencje, prezentacje. Nie brakowało też deklaracji i zapewnień, które składały bądź to same władze Inowrocławia, bądź też bardzo ważne osoby zapraszane przez nie co jakiś czas do miasta.
<!** Image 2 alt="Image 155924" sub="Planom budowy obwodnicy wokół Inowrocławia od początku towarzyszyły problemy. Zaczęły się w Urzędzie Gminy, a skończyły... w gabinecie premiera Fot. Renata Napierkowska">Nie wiem, jak inni, ale ja od samego początku w to nie wierzyłem i w głowę zachodziłem, jak wierzyć mogą inni - doświadczeni samorządowcy, którzy na polityce i politycznych obietnicach zęby zjedli, a tak jakoś łatwowiernie do tematu podeszli.
Bo budowa obwodnicy to nie bułka z masłem. Zwłaszcza gdy o jej powstaniu mówi się wtedy, gdy powszechnie wiadomo, że każda większa koparka czy walec drogowy najpierw wysłany zostanie do budowy stadionów i autostrad, które - czy się to komuś podoba czy nie - muszą być gotowe na mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Ale że polityka rządzi się swoimi prawami, więc nawet najważniejsze osoby w naszym państwie publicznie ludziom oczy mydliły, że jeśli tylko oddamy na nie swój głos w wyborach, to obwodnica następnego dnia w cudowny sposób się pojawi.
<!** reklama>Niestety, to tak nie działa. I coś mi się wydaje, że wiedzą też o tym nasi politycy. Ale zawsze to chyba lepiej coś obiecać, a później powiedzieć, że zabrakło pieniędzy albo że „to nie my, to oni”, niż od samego początku mówić ludziom w oczy prawdę i stracić przez to ten jeden głos, który przesądzi o tym, że dany kandydat będzie musiał pójść do pracy albo na zasiłek, zamiast zasiąść w prezydenckim fotelu.
***
Coraz to nowe terminy wybudowania obwodnicy nie w smak są też mieszkańcom Mątew, którzy przez tysiące przejeżdżających pod ich oknami ciężarówek zaczynają już masowo cierpieć na chorobę świętego Wita. Jednym z objawów tej choroby są trzęsące się ręce, o czym doskonale wiedzą między innymi ci, którzy podczas picia więcej rozlewają, niż w siebie wlewają, ale w Mątwach wcale nie trzeba pić, by się trząść. Zresztą swego czasu ci, którzy piją, a do tego nie płacą za mieszkania, mieli zamieszkać w tej dzielnicy w specjalnie wybudowanym domu. Urzędnicy elegancko nazwali go „socjalnym”, ale mieszkańcy Mątew błyskawicznie ochrzcili mianem „slumsów” i powiedzieli głośno „nie”. Ich sprzeciw został zauważony. Budowy domu na razie w tej okolicy się więc nie planuje, ale to oczywiście nie znaczy, że nigdy on tam nie powstanie. Bo zawsze jest coś za coś. Oby więc nie było tak, że obwodnicę w końcu wybudują, a rozlewać się w Mątwach nadal będzie. Ale już nie w zwykłych domach, tylko w „socjalnym”.
Czekamy na Sygnały
- Codzienne dyżury redakcyjne tel. 52-355-16-51, mail: [email protected]