Fordoński most służy codziennie setkom ludzi do przeprawy na drugi brzeg Wisły. Niestety, nie tylko im. Młodzież chętnie popija alkohol na betonowych filarach, a metalowe elementy kradną złomiarze.
<!** Image 2 align=right alt="Image 147904" sub="Fotoreporter „Expressu” sprawdził, że włazy i bariery nie stanowią przeszkody dla tych, którzy chcą dostać się na betonowe filary. Rzecznik GDDKiA przyznaje, że zabezpieczenia nieustannie dewastowane są przez wandali i złomiarzy Fot. Radosław Sałaciński">W Wielką Sobotę na moście fordońskim znaleziono nieprzytomnego 55-letniego mężczyznę, który zmarł 2 godziny po przewiezieniu do szpitala. Prokuratura przypuszcza, że mężczyzna chciał popełnić samobójstwo. Okazuje się, że nawet do najbardziej niebezpiecznych miejsc mostu dostęp jest banalnie łatwy i mimo zakazów, wejść tam może każdy.
Przeprawa przez Wisłę łączy Fordon z gminą Dąbrowa Chełmińska i jest to ruchliwa trasa. Samochody pędzą tędy nieustannie od świtu do nocy. Od kilku miesięcy ponownie czynne są również tory kolejowe. Odgrodzony barierkami wschodni chodnik służy pieszym i rowerzystom. Po zachodnim, przylegającym do torowiska, chodzić nie wolno. Nad każdym z trzynastu przęseł mostu mieści się właz, przez który można dostać się na betonowe filary konstrukcji. Wczoraj dwa z nich były otwarte.
- Latem nie ma dnia, by młodzież nie schodziła na filary. Przesiadują tam i piją alkohol - mówi pani Maria z Fordonu, która mieszka niedaleko mostu. - Czasem aż sama się dziwię, że nie kończy się to jakąś tragedią. W upalne dni widać, jak grupy młodych ludzi opalają się, leżąc na betonowych przęsłach.
<!** reklama>Wstęp na zachodnią krawędź mostu jest zabroniony. Od strony Strzyżawy dostępu broni zaryglowana furtka. Jednak przy fordońskim krańcu mostu, wejście na chodnik jest... otwarte. Wchodzimy. Już pierwszy właz jest uchylony. To jednak filar, który oddalony jest od brzegu Wisły. Idziemy dalej. Kolejne stalowe włazy są zamknięte. Nie sposób ich otworzyć. Mniej więcej w połowie szerokości rzeki znajdujemy uchyloną pokrywę. By ją otworzyć, trzeba mieć specjalny klucz, jednak pierwszy rzut oka wystarcza, żeby przekonać się, że może zastąpić go odpowiedniej średnicy łom. Wąziutką drabinką schodzimy na filar mostu. Bezpieczeństwo zapewniają żółte barierki, zamontowane na przęśle, jednak mimo to trzeba być uważnym - o wypadek nietrudno. Jesteśmy na dole. Między olbrzymimi kolumnami mostu biegnie wąski korytarz, skonstruowany ze stalowych krat. Decydujemy się na niego wejść. W dole widać siną topiel Wisły. Jednak bezpieczniej czujemy się na betonowym filarze, wracamy. Zaskakujące jest to, że pod mostem panuje niewielki hałas, mimo dziesiątek aut, przejeżdżających nad naszymi głowami. Wracamy na górę, oglądamy włazy - są uszkodzone, nie domykają się. Po co ludzie schodzą pod most? Czy nie można naprawić popsutych pokryw?
<!** Image 3 align=right alt="Image 147904" >- Zachodni chodnik mostu to zejście dla pracowników, którzy konserwują konstrukcję. Poza nimi nikt nie ma prawa tam wchodzić - mówi Tomasz Okoński, rzecznik bydgoskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Pytamy o uszkodzone włazy. Rzecznik przyznaje, że dewastowane i kradzione są nieustannie. - Bardzo często niszczone są włazy. Na początku zakładaliśmy tam kłódki, ale takie zabezpieczenie się nie sprawdziło - notorycznie je zrywano. Wstawiliśmy więc rygle, zamykane na specjalne klucze, ale te też są dewastowane. Przecież nie możemy zaspawać, ani zabetonować włazów, bo jakoś musimy dostawać się pod most, by prowadzić niezbędne prace konserwacyjne. Te dewastacje to robota wandali i złomiarzy - dodaje Tomasz Okoński.
Po naszej interwencji Tomasz Okoński zapewnił, że w najbliższych dniach pracownicy GDDKiA naprawią uszkodzone włazy.