Radna Grażyna Szabelska z Prawa i Sprawiedliwości zaproponowała, aby rozszerzyć porządek obrad o punkt dotyczący funkcjonowania komunikacji miejskiej w Bydgoszczy. Prócz opóźnień, spowodowanych licznymi pracami wodociągowymi i innymi remontami w mieście, jednym z poważniejszych problemów są kursy „widmo” – część przejazdów nie jest realizowana, bo brakuje kierowców.
Już we wrześniu w dyskusji z radnymi prezydent Bydgoszczy zapowiedział wysłanie pisma do MZK w sprawie nierealizowanych kursów. Wówczas zapowiedział postawienie ultimatum – albo spółka zacznie realizować 100% kursów autobusów (w ostatnich miesiącach poziom spadł poniżej 98%), albo 2% zostanie zlecone innej firmie. Niedawno informowaliśmy o odpowiedzi prezesa MZK na pismo prezydenta – spółka zadeklarowała, że do końca roku upora się z problemem braków kadrowych.
Propozycję radnej o dyskusji o komunikacji miejskiej odrzucono, ale głos w sprawie na początku sesji zabrał prezydent Rafał Bruski. – Pan prezes sam znalazł wyjście zastępcze. Chce uzupełnić swój potencjał poprzez zamówienia 2-3 procent u innego przewoźnika. W ciągu 2 tygodni temat będzie załatwiony – stwierdził w środę na sesji prezydent Bydgoszczy. Piotr Bojar, prezes MZK, potwierdza, że takie rozwiązanie jest brane pod uwagę, ale jednocześnie studzi entuzjazm.
– Rozmowy trwają. Nie chcę mówić o szczegółach, gdy jeszcze nie wszystko jest dograne. Nie mamy jeszcze podpisanego aneksu z Zarządem Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej. Chcemy, aby w ciągu dwóch tygodni ten proces się rozpoczął, ale sprawa jest jeszcze w trakcie procedowania – zaznacza Piotr Bojar.
W czwartek prezes MZK rozmawiał o pomyśle z przedstawicielami związków zawodowych. W przyszłym tygodniu planowane są rozmowy z załogą. Autobusy innej firmy miałyby kursować na jednej linii – jeszcze nie zapadła ostateczna decyzja, na której. Jak długo?
– Przewidujemy, że ta zmiana maksymalnie potrwa rok. Nasze prognozy dotyczące realizacji kursów i zwiększania kadry kierowców są optymistyczne, więc zakładamy, że problem rozwiążemy wcześniej – dodaje. – To pewnego rodzaju bufor bezpieczeństwa. Mamy czas, aby uzupełnić braki kadrowe i gwarancję, że linie wrócą do MZK – stwierdza prezes.
– To jedno z możliwych rozwiązań. Z ostatnich propozycji, najbardziej rozsądne i korzystne dla spółki – uważa Andrzej Arndt, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej. – Takie formy są stosowane w Polsce, chociażby we Wrocławiu. Spółka nie straci linii. Prezydent w swojej propozycji zaznaczył, że jeśli MZK odda część kursów, nie odzyskamy ich do końca kontraktu – uzupełnia.
– Działania nowego prezesa pokazują, że powoli zaczynamy wychodzić z tego bagna. W pierwszym roku jego prezesury będziemy na minimalnym plusie, a w poprzednich latach mieliśmy duże straty. Jak powoli złapiemy stabilność, to kierowcy zaczną do nas wracać, bo wielu z nich ceniło tę pracę, bez względu na niskie zarobki – ocenia Andrzej Arndt.
Nie wiadomo, z jaką firmą prowadzone są rozmowy w sprawie podwykonawstwo. Nie jest to drugi z przewoźników – Mobilis, który obecnie obsługuje 11 linii komunikacji miejskiej w Bydgoszczy.
