Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Myślałem, że jesteś inna [WYWIAD]

Emilia Iwanciw
Jedna z klientek cukierni przestrzegła swoja córkę, stojąc w kolejce i wskazując na mnie palcem: "Ucz się dziecko. Jak nie będziesz się dobrze uczyć, to skończysz jak ta pani". Z Aleksandrą Sową* rozmawia Emilia Iwanciw. Więcej ciekawych tematów znajdziesz w najnowszym numerze miesięcznika "Miasta Kobiet", dostępnym bezpłatnie z dzisiejszym wydaniem Nowości.

Jedna z klientek cukierni przestrzegła swoja córkę, stojąc w kolejce i wskazując na mnie palcem: "Ucz się dziecko. Jak nie będziesz się dobrze uczyć, to skończysz jak ta pani".
<!** Image 3 align=none alt="Image 223490" sub="Fot. Iwona Cenkier">
- Od dwóch tygodni jestem na diecie. Rozmowa z Tobą o jedzeniu w otoczeniu tych wszystkich słodkości będzie dla mnie dużym wyzwaniem.

- Niepotrzebnie tak się katujesz. Ja wychodzę z założenia, że słodycze trzeba jeść codziennie.
I sama jem. Jestem jednak dość wybredna. Wolę nie zjeść nic, niż byle co. Staram się jeść wyłącznie słodycze wysokiej jakości i celebruję każdy kęs. Tobie też radzę, nawet na diecie. Szczególnie jesienią bez kilku kostek czekolady albo kawałka czekoladowego tortu, trudno się obyć. Cukier wspaniale poprawia nastrój.

<!** reklama>

- Ale i tuczy. Być może przekonasz się po trzydziestce, czego ci nie życzę. Każda kostka czekolady odkłada się wtedy w biodrach.
- To nie będę superzgrabna. Ze słodyczy nie zrezygnuję, choćbym chciała. Moja praca w dużej mierze polega na smakowaniu, więc gdybym miała być na diecie, musiałabym zmienić zawód.

- Zawsze miałaś słabość do słodyczy?

- Zawsze je lubiłam i nie uważam tego za swoją słabość. Dzięki temu dziś jestem cukiernikiem. Od dziecka wolałam słodycze niż kotleta schabowego. Gdy ja i mój brat byliśmy mali i spędzaliśmy czas u dziadka na Pomorskiej, to zajadaliśmy się plackami, pączkami, jagodziankami. Dziadek przyrządzał też przepyszną kaszkę z sokiem z jagód. Do dziś w całej naszej rodzinie panuje zwyczaj, że nie ma obiadu bez deseru.


- Mała Ola pomagała w kuchni?

- Dziadek robił obiady, desery i ja mu uwielbiałam pomagać. Coś zamieszać, udekorować, w inny sposób podać na stół tradycyjne dania, jakie się jada podczas naszych rodzinnych spotkań. Zawsze mnie ciągnęło do słodyczy, choć miałam chwilowe zawahanie. Zastanawiałam się, czy nie zająć się gastronomią. Szybko mi jednak ten pomysł wywietrzał z głowy.

- To było w ramach buntu wieku dojrzewania?
- Nie, to już później. Typowego nastoletniego buntu u mnie raczej nie było. Lubiłam spotykać się ze znajomymi. Czasem rodzice się denerwowali, że ciągle mnie nie ma. Ogólnie jednak nie sprawiałam wielkich problemów. Uczyłam się dość dobrze, byłam nawet przewodniczącą klasy, a później szkoły.

- Czyli nie dość, że panienka z dobrego domu, to jeszcze wzorowa uczennica. Z perspektywy wielu spragnionych sensacji Czytelników, można powiedzieć, że to nuda (śmiech). Żaden zazdrośnik ci nigdy nie dokuczał?

- W liceum czasem odnosiłam wrażenie, że niektórzy ludzie podchodzą do mnie z dystansem. Przyznam, że trochę mnie to w środku bolało. Kiedy jednak poznawawali mnie bliżej, często słyszałam: „Aaa, to ty jesteś Sowa. A ja myślałem, że ty jesteś jakaś inna”. Zyskiwałam dopiero przy bliższym poznaniu. Od dawna jednak z moim nazwiskiem wiąże się duża presja. Z niemiłych momentów szczególnie zapamiętałam swoje pierwsze kroki za ladą w cukierni na Gdańskiej, które dziś wspominam już z uśmiechem.

- Stałaś za ladą?

- No pewnie. Rodzice wychodzili z założenia, że jeśli chcę kiedyś pracować w tej samej branży, muszę przejść wszystkie etapy kariery i umieć odnaleźć się na każdym stanowisku w cukierni. Więc je przechodziłam. Np. drylowałam wiśnie i truskawki. Wstawałam wtedy o 5.30. To było dla mnie bardzo dobre. Pracowałam też za ladą, co było możliwe od 16 roku życia. Gdy osiągnęłam ten wiek, sprzedawałam słodkości w cukierni przy Gdańskiej. Pewnego dnia jedna z klientek przestrzegła swoją córkę stojąc w kolejce i pokazując na mnie palcem: „Ucz się dziecko. Jak nie będziesz się dobrze uczyć, to będziesz musiała tak pracować, jak ta pani”.

- (Śmiech). To dobre. Możemy się teraz śmiać, wtedy jednak to zapewne nie było miłe. Pamiętam, że moich kolegów z klasy rodzice straszyli w podobny sposób wskazując robotników na ulicy. Po niedługim czasie okazało się jednak, że to właśnie w rzemieślnicy mają się świetnie na rynku pracy, a całe rzesze wykształconych młodych z uniwersyteckimi dyplomami i ambicjami stoją teraz w kolejce w pośredniaku. Co więcej, rzemieślnicze zawody dzisiaj zyskują coraz większy prestiż.
- Też to zauważyłam. Wielu moich znajomych od małych domowych manufaktur: robienia biżuterii czy szycia toreb przeszło do dużego biznesu. To są ludzie, których praca jest zarazem pasją, do tego jeszcze przynosi pieniądze, więc idealna sytuacja. Dziś raczej nikt już nie postraszy dziecka panią fryzjerką, kosmetyczką ani kucharką. Dziś już chyba nikt się nie wstydzi, że wybrał rzemieślniczy zawód. Do takich zawodów coraz częściej idzie się nie z powodu z braku wysokiego IQ, albo z braku innego pomysłu, tylko z pasji.

- Cukiernictwo to była Twoja pasja, czy rozsądek nakazał ci wybrać tę ścieżkę zawodową? Ktoś w końcu musi kontynuować rodzinny biznes...

- Zdecydowanie to moja pasja. Ona z pewnością nie wynika jednak tylko z genów, odziedziczonego talentu, ale też sposobu wychowania. Rodzice naprawdę dobrze nas wychowywali. W przemyślany sposób. Do niczego nie zmuszali, jedynie proponowali, wtajemniczali stopniowo w tajniki zawodu. Myślę, że w dużej mierze dzięki ich mądremu podejściu do nas, zamiast się zbuntować i pójść całkiem inną drogą, mogę z prawdziwą pasją pracować w cukiernictwie.

- Jesteś bardziej córeczką taty czy mamy?

- Taty. Nawet fizycznie jesteśmy do siebie podobni. Mam po tacie miękkie serce, ale również umiejętność podejmowania dobrych decyzji.

- Rodzice byli w dzieciństwie surowi dla ciebie i brata czy raczej pobłażliwi?

- Ani jedno ani drugie. Na pewno byli konsekwentni. Zdarzały się kary. Jak coś się przeskrobało, nie można było oglądać bajek albo iść na podwórko.

- Macie jakieś rodzinne zwyczaje?

- Mamy tradycję niedzielnych obiadów, staramy się jak najczęściej to praktykować. Gotuje moja mama razem z tatą, a ja zajmuję się deserem. Na obiedzie są też nasze obie babcie. Rozmawiamy wtedy o wszystkim, tylko nie o firmie.Taka jest zasada, że nie przenosimy interesów do rodzinnego stołu. Najtrudniej nam się spotkać w okolicy różnych uroczystości, które celebruje przy stole większość Polaków. Wigilię zaczynamy zawsze późnym wieczorem, bo wtedy jest najwięcej roboty w cukierni. Tak samo we wszystkie inne polskie święta. Dla nas trwają one o wiele krócej i nie możemy nigdy wziąć urlopu w tym gorącym okresie.

- Czym dokładnie ty się zajmujesz?

- Prowadzę nadzór nad produkcją. Planuję, kalkuluję, by wystarczyło ciasta, a zarazem abyśmy nie zostali ze zbyt dużą ilością towaru po zamknięciu. Z grupą innych kierowników produkcji zajmuję się organizacją pracy. Proponuję też nowe rozwiązania, inspiruję, ulepszam, rozwiązuję codzienne problemy. Moje biuro mieści się przy samej produkcji. Jestem więc przy mózgu i żołądku całego interesu.

- Nie znam się zupełnie na produkcji słodyczy. Jestem ciekawa jakie konkretnie problemy rozwiązujesz.
- Ktoś niedbale przystroi torty, albo zbyt przypiecze się cała seria ciast, albo ktoś minimalnie pomyli recepturę i ciasto nie smakuje tak, jak powinno. Zdarza się też, że ciasta nie urosną, galaretka nie chce stężeć. Szukam wtedy źródła problemu.

- Czyli winnego? Pracownicy muszą w takim razie się ciebie bać...

- Myślę, że tak nie jest. Pracownicy z pewnością wiedzą, że patrzę, czasem wytknę błąd i oczywiście nie traktują mnie jak kumpelę, ale myślę, że nie jestem groźna. Staram się pokazać, że warto rozmawiać z przełożonymi, nie bać się ich, przychodzić do nich z wątpliwościami i problemami.

- Myślę, że musi być trudno zbudować autorytet wśród pracowników mając 25 lat.
- Nie jest na pewno łatwo. Wielu rzeczy wciąż się uczę. Kiedy ktoś zapyta mnie o sprawy związane z księgowością, mogę się zawiesić. To nie jest moja mocna strona. Nadal trudno mi też np. odnaleźć się w sytuacji, gdy trzeba kogoś zwolnić, potrafię nie spać wtedy kilka nocy i rozmyślać. W pracy staram się jednak nie pokazywać słabości. Jestem pewna swoich decyzji. Mimo młodego wieku mam już duże doświadczenie w zawodzie, bo bardzo wcześnie zaczęłam pracować. Znam się na tym, co robię, a nie tylko udaję, że się znam. Wciąż się rozwijam. Biorę udział w międzynarodowych konkursach.

- I masz sukcesy w tej dziedzinie. To z pewnością pomaga ci walczyć ze stereotypami i budować autorytet. W końcu w tych wszystkich konkursach nie jesteś Aleksandrą Sową, dziedziczką wielkiego cukierniczego imperium, ale po prostu Aleksandrą Sową, cukiernikiem z Polski, który musi pokazać swoje umiejętności.

- Naprawdę dużo pracuję przygotowując się do tych konkursów. Robię rzeźby z lodu, czekolady, karmelu, a także inne dekoracje, testuję różne smaki. O sukcesie w konkursie w połowie świadczą uzdolnienia, ale druga połowa to jest technika, którą trzeba mozolnie ćwiczyć. Na takich ćwiczeniach spędzam większą część weekendów. To sprawia mi frajdę, ale to też ciężka praca.

- A ja myślałam, że w weekendy kąpiesz sję w czekoladzie w jakiś ekskluzywnym SPA.

- To się bardzo myliłaś. Nigdy jeszcze nie kąpałam się w czekoladzie.

- Oczywiście żartuję. Ale myślę, że wielu ludzi tak sobie wyobraża Twoje życie. Gdybyś chciała, to mogłabyś przecież spędzać całe miesiące w SPA wydając pieniądze na przyjemności.

- Tylko co dalej? Jak długo by można było tak żyć? Nie, nie, to nie dla mnie. Wyprzedzając twoje kolejne pytanie, od razu powiem, że nie mam szofera, pokojówki, stylistki ani nawet sprzątaczki (śmiech).

- Ani wielkiego domu z ogrodem?
- Nawet tego nie mam. Mieszkam sobie skromnie w bloku.

- A jednak „Wprost” ogłosił Cię jedną z najbogatszych kobiet w Polsce.

- Ten artykuł był dla mnie zaskoczeniem i został negatywnie odebrany nie tylko przeze mnie, ale też wiele innych opisanych w nim osób. Nie pokazuje prawdziwej sytuacji. Tam po prostu został wyceniony cały nasz biznes. Nie wzięto pod uwagę, że mamy też kredyty, przecież nie kupujemy wszystkiego za gotówkę i że do mnie należy tylko część większej całości. Ludzie myślą, że ja mam górę pieniędzy, a to nie tak. Pieniądze są gdzieś tam zainwestowane, nie mam ich na koncie. W takim bieznesie jak nasz trzeba cały czas inwestować w firmę. Było mi przykro zobaczyć siebie w takim kontekście. Chciałabym, byśmy byli postrzegani przez pryzmat tego co robimy, by pisało się o naszych wyrobach, a nie o tym ile mamy pieniędzy.

- Pogadajmy zatem o słodyczach, choć to z kolei dla mnie trudny temat obecnie, jak wspominałam na początku. Już mi ślinka cieknie. Jakie słodkości są teraz na topie?

- Polacy zaczynają doceniać słodycze dobre jakościowo, ale niestety też przychodzi moda ze Stanów na babeczki. Te amerykańskie są suche, niczym nie nadziane, a u góry pokryte ładnym, lecz nieciekawym w smaku i ciężkim kremem na bazie tłuszczu. W Stanach generalnie słodycze nie są smaczne. Popularność zyskują obecnie także różne odmiany czekolady, np. biała czekolada z curry.

- Słyszałam, że dużo podróżujesz i smakujesz podczas tych wyjazdów. Gdybym kiedyś chciała wybrać się w słodką podróż, czego nie powinnam przegapić?

- Trzeba posmakować francuskich specjałów: macaroni. To wspaniałe ciasteczka na mące migdałowej z różnymi nadzieniami. Warto sięgnąć we Francji po crem brulee, eklery, aromatyczne baby namaczane w alkoholu. We Włoszech oczywiście zamawiam tiramisu, cannoli sicilliani, tort cassata z kremem na bazie ricotty obłożony marcepanem. W Austrii mają wspaniałe apfelstrudle i germknoedel. To pyzy gotowane na parze z sosem waniliowym. Pycha! Japończycy wykorzystują do produkcji słodyczy przedziwne owoce, których nazw nie umiem nawet wymówić, używają też do ciasta ryżu, co daje interesujący smak. Chińczycy i Japończycy mają doskonałe słodycze, przekonuję się o tym podczas konkursów. Genralnie, podróżując, warto posmakować tradycyjnych produktów z danego kraju. Czasem jednak można się zdziwić. Słynny tort Sacher z Wiednia nie był moim zdaniem najlepszy w miejscu gdzie go wymyślono.

- W swojej własnej kuchni często korzystasz z charakterystycznych polskich przepisów?
- Nie tylko we własnej kuchni, ale też na mistrzostwach używam polskich produktów. Wykorzystuję w przepisach miody, polskie śliwki, maliny. Moje konkursowe wypieki bazują wyłącznie na polskich produktach. W ten sposób mogę się odróżnić od reszty.

- Odnoszę wrażenie, że ty generalnie jesteś patriotką, również lokalną. Nieraz zapewniałaś, że nigdy nie wyjedziesz z Bydgoszczy.
- To prawda. Podtrzymuję to, co powiedziałam. Nawet na studia nie chciałam wyjechać. Mój brat pojechał do Torunia a ja zawsze byłam zdania, że praktyka jest ważniejsza niż książki i renomowane uczelnie. Poza tym uwlebiam Bydgoszcz, doskonale się tu czuję. Mój dom zawsze będzie tutaj. Może ja jestem po prostu taką rodzinną ciepłą kluchą? A może w obcym miejscu żyć bym się bała? A poza tym nienawidzę korków, a w Bydgoszczy wiem jak je objechać (śmiech). Podóżować lubię, ale jeszcze bardziej lubię ten moment kiedy wiem, że następną noc spędzę we własnym łóżku. Czyli jednak ciepła ze mnie klucha (śmiech).

- Skoro nie kąpiesz się w czekoladzie, to jak się relaksujesz?
- Lubię wyjeżdżać nad polskie morze, staram się wyciszać, wyłączać telefon, ale maksymalnie jadę na dwa dni. Wracam z czystym umysłem. Od razu mam mnóstwo pomysłów. Lubię chodzić do restauracji i kawiarni ze znajomymi. Mamy w mieście wiele fajnych lokali i doskonałych kucharzy. Choćby Strefa z widokiem na Wyspę Młyńską. Lubię też oglądać programy kulinarne i robić zaprawy. Ostatnio doskonale się relaksowałam zaprawiając imbir gotowany z miodem. To cudowny dodatek do herbaty.

<!** Image 4 align=none alt="Image 223490" sub="Fot. Iwona Cenkier">

- I znowu wraca jak bumerang w naszej rozmowie temat słodyczy. Relaksujesz się przy słodyczach, pracujesz ze słodyczami. A w twoim biurze widzę na ścianach wielkoformatowe zdjęcia różowych babeczek z kremem...
-
To moja pasja, więc zajmuje mnie nie tylko w pracy. Wybrałam słodycze, bo są smaczne, poprawiają humor, ale też można zrobić z nich coś pięknego. Kwiaty albo zwierzęta. Dobra kawa i słodycze potrafią odegrać też większe role w życiu. Jednoczą, cementują związki, rozwijają przyjaźnie. Coraz więcej ludzi lubi wyjść z domu i zjeść w miłym gronie coś pysznego, często deser. Szczególnie wśród kobiet obserwuję tradycję wybierania się do kawiarni z koleżankami. Uwielbiam w szczególności starsze panie, które do nas przychodzą na plotki i dobre ciastko. Czasem je zagaduję. One mają swoje zwyczaje. Na przykład jest pewna stała grupa bydgoszczanek, które przychodzą do nas zawsze w poniedziałek o 14.00. Siadają przy tym samym stoliku. To urocze.

- W trosce o swoją figurę i dla dobra mojej diety muszę brutalnie przerwać te rozmowy o słodyczach, bo jestem niedaleko od zamówienia kawałka tortu pralinowego. Aleksandra Sowa ma jakieś kompleksy?

- Nie lubię siebie na zdjęciach. Wydaje mi się, że szcztucznie wychodzę, nie podobam się sobie. Nie jestem umięśniona, za mało ćwiczę. Nie mam czasu na siłownię. Często się zdarza, jak już wybieram się poćwiczyć, że wpadnie jakieś nietypowe zamówienie na tort i trzeba z wszystkiego rezygnować. Tort w kształce budynku, albo ulubionej zabawki...

- A ty znowu o tortach. Chcesz mnie wykończyć. Masz jakieś małe kobiece słabości? Kolekcjonujesz markowe buty albo torebki?

- Nic charakterystycznego. Lubię zakupy jak każda kobieta. Czasem przyjemność mi sprawia wizyta u kosmetyczki albo u fryzjera. Ubrania kupuję w sieciówkach, nie od projektantów. Na studniówkę i na wesele kuzynki sama zaprojektowałam swoją suknię, a krawcowa mi ją uszyła.

- Czyli drzemie w tobie nie tylko cukiernicza artystka.

- Być może. Jednak zawód cukiernika to nie jest tylko artystyczna sztuka dekoracji. To też zwykła techniczna praca. Momentami aptekarska, bo nie można tak arystycznie zaszaleć jak w gastronomii. Tu trzeba trzymać się sprawdzonej receptury.


*Aleksandra Sowa
25 lat, wspólnik w firmie Cukiernia Sowa. Uczestniczka wielu imprez cukierniczych w Polsce i Europie. Laureatka Mistrzostw Polski Lodziarzy, uczestniczka Mistrzostw Świata Młodych Cukierników w Sao Paulo. Współorganizator konkursu Trendy Chef. Współprowadząca program Nożem i Widelcem w TVP Regionalna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!