Rocznicę nadania imienia Jana Pawła II uczniowie obrowskiej szkoły mogli obejść albo w kościele, albo nudząc się w świetlicy. Kto po 13.30 opuścił szkołę, dostał bobu...
<!** Image 2 align=none alt="Image 180724" sub="W diecezji toruńskiej organizowane są spotkania przedstawicieli szkół, które noszą imię Jana Pawła II. Fot.: Łukasz Trzeszczkowski">
- To nam pachnie szkołą wyznaniową! Uczniowie gimnazjum, którzy 17 października po 13.30 opuścili szkołę i nie poszli do kościoła, zostali spisani przez patrol policji, a potem imiennie wyczytani na apelu. Do tego pan dyrektor dzwonił do rodziców albo nawet odwiedzał ich w domu ze skargą. Na jakim my świecie żyjemy? - denerwuje się grupa rodziców gimnazjalistów.
<!** reklama>
Dyrektor Artur Affelt zaprzecza, by stosował przymus. Zapewnia, że uczniowie mieli wybór. - Mogli albo pójść na mszę, albo zostać w szkole. Lekcji ani specjalnych zajęć już nie było, tylko świetlica i biblioteka do dyspozycji. Nie mogliśmy tych niechętnych nabożeństwu po prostu puścić do domów, ponieważ nominalnie nie zakończył się jeszcze czas zajęć i pozostawali pod naszą opieką - wyjaśnia dyrektor szkoły.
Przyznaje, że grupę nastoletnich uczniów, którzy nie poszli do kościoła, a opuścili szkolne mury (gimnazjaliści rozmawiali obok szkoły, przy budowie nowego stadionu) potraktował jak wagarowiczów. - Ale to nie ja wezwałem policję. Patrol pojawia się tam standardowo - zapewnia dyrektor. - Na apelu faktycznie wyczytałem nazwiska tych uczniów, bo nie dopuszczamy do sytuacji, by odpowiedzialność się rozmywała. Wyczytanie, obok powiadomienia rodziców, było formą kary.
Rodzice z Obrowa uśmiechem kwitują słowa o „standardowym patrolu”. - Około godziny 14? Na gruntowej drodze w lesie? Chyba na grzyby przyjechali - mówi matka jednego z uczniów. Jest przekonana, podobnie jak pozostali rodzice, że policję wezwał dyrektor.
„Express” sprawą zainteresował kuratorium oświaty. Zofia Kilanowska, dyrektor jego toruńskiej delegatury, w pomyśle zorganizowania nabożeństwa nie widzi niczego zaskakującego.
- W końcu to cała społeczność szkolna - pedagodzy, rodzice i uczniowie - wybrała sobie takiego, a nie innego patrona. Msza święta nie wydaje mi się tu więc elementem wyrwanym z kontekstu - mówi. - Kluczowe jest tu oczywiście to, jakie zajęcia szkoła w dniu swojego święta zaproponowała tym uczniom, którzy mieli prawo nie mieć chęci pójść do kościoła.
Rodzice twierdzą, że teraz ich dzieci są jeszcze bardziej zniechęcone do Kościoła.