https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Psycholog pracująca z młodzieżą: szkoła to środowisko ekstremalnie opresyjne

Wojciech Harpula
Joanna Rawecka: System szkolny nie zaspokaja podstawowych potrzeb emocjonalnych dzieci. To przerażające.
Joanna Rawecka: System szkolny nie zaspokaja podstawowych potrzeb emocjonalnych dzieci. To przerażające. Fot. MARIUSZ KAPALA / Gazeta LUBUSKA
System szkolny nie zaspokaja podstawowych potrzeb emocjonalnych dzieci. Zupełnie się nimi nie zajmuje, pozostają poza zainteresowaniem oświatowych decydentów i tym samym, przytłaczającej większości dorosłych w całym systemie, w tym niestety i nauczycieli (...). To przerażające, bo prawidłowy rozwój młodego człowieka zależy przede wszystkim od zabezpieczenia jego fundamentalnych potrzeb. To absolutna konieczność – mówi psycholożka Joanna Rawecka, współautorka książki „Jak wspierać dziecko w szkole, która nie działa. Poradnik dla rodziców”.

Gdy zapraszałem Cię do rozmowy, w odpowiedzi napisałaś: „Przyglądając się szkole od strony ucznia w gabinecie terapeutycznym, jej obraz maluje się jeszcze bardziej przerażająco, niż ten, który mamy jako rodzice, nauczyciele czy szkoleniowcy”. Jaki to obraz?

Środowiska ekstremalnie opresyjnego. Nieprzyjaznego, wykluczającego, niekiedy wręcz okrutnego. Takiego, w którym dorosły zawsze ma rację. Trafiają do mnie dzieci, które mierzą się z rozmaitymi problemami. Nawet w przypadku, gdy mają one inne źródła, to i tak bardzo często szkoła jest czynnikiem potęgującym ich cierpienie. Nie zdarzyło się natomiast, żeby dziecko uznało ją za przestrzeń, w której otrzymuje wsparcie i zrozumienie, dzięki którym łatwiej może radzić sobie z trudnościami.

Dlaczego tak jest?

Bo system szkolny nie zaspokaja podstawowych potrzeb emocjonalnych dzieci. Zupełnie się nimi nie zajmuje, pozostają poza zainteresowaniem oświatowych decydentów i tym samym, przytłaczającej większości dorosłych w całym systemie, w tym niestety i nauczycieli. Chciałabym zaznaczyć, że nie obarczam winą nauczycieli. Oni są tak samo ciasno uwikłani w system i dostają konkretne zadania do wykonania. To przerażające, bo prawidłowy rozwój młodego człowieka zależy przede wszystkim od zabezpieczenia jego fundamentalnych potrzeb. To absolutna konieczność. Tymczasem system oświatowy w ogóle nie zwraca uwagi na ten obszar. Zajmuje się wyłącznie przekazywaniem wiedzy i egzekwowaniem wymagań edukacyjnych.

Dlaczego szkoła miałaby zaspokajać potrzeby emocjonalne dzieci? To nie jest przede wszystkim rola rodziców?

Oczywiście, że jest to powinność rodziców, ale szkoła absolutnie nie może być z niej zwolniona. Przecież większość najważniejszego okresu rozwojowego, jakim jest dzieciństwo i dojrzewanie, dziecko spędza w szkole. To wtedy kształtują się cechy osobowości, z którymi będziemy później iść przez życie. Szkoła jest instytucją publiczną, która została powołana właśnie po to, by brać dzieci pod swoje skrzydła, chronić je i kształtować. Dbać o ich rozwój. „Wspieranie w rozwoju” jest frazesem, który bardzo często przejawia się w dokumentach oświatowych. Gorzkim paradoksem jest, że w rzeczywistości system edukacji nie służy rozwojowi dzieci. Oczywiście, są nauczyciele, którzy odpowiadają na potrzeby młodych ludzi, ale są to raczej wyjątki niż reguła i zawsze wiążą się z dzianiem niejako dodatkowym, obok, albo wręcz pod prąd, systemowi. Wynikają z tego, że pedagog zadał sobie trud samodzielnego pogłębiania wiedzy lub po prostu ma intuicję emocjonalną. Priorytetem systemu nie jest jednak harmonijny rozwój dziecka, ale zrealizowanie podstawy programowej. Przekazanie uczniom wycinków nierzadko mocno specjalistycznej wiedzy, którą władze oświatowe uznały za niezbędne wyposażenie intelektualne młodych Polaków. Szkoła nawet nie jest za bardzo zainteresowana, czy uczniowie faktycznie posiadają tę wiedzę. Dzieci piszą sprawdziany lub egzaminy i udowodniają tym samym, że nauczyciele wykonali swoją pracę. Dzień później mogą już wszystko zapomnieć.

W centrum zainteresowania systemu edukacyjnego znajduje się on sam. Ustala treści programowe, sposób ich przekazywania i kryteria oceny nie uwzględniając interesu osób, na rzecz których powinien działać – uczniów. Dzieci spędzają szmat czasu, kluczowego dla ich późniejszego życia, próbując zapamiętać fakty, definicje, liczby i daty tylko po to, by odtworzyć je podczas egzaminu. Czy to oznacza rozwój? Uznajemy, że szkoła ma przygotować młodych ludzi do dorosłego życia. W jaki sposób może to zrobić, jeżeli lekceważy potrzeby, od zaspokojenia których zależy, czy będziemy zdrowymi osobowościowo dorosłymi?

Przez tysiąclecia rozwój homo sapiens polegał na wzrastaniu, a właściwie przetrwaniu, dzięki zaspokojeniu potrzeb emocjonalnych. Dziś sytuacja uległa zupełnemu odwróceniu. System edukacyjny utożsamił rozwój ze zdobywaniem wiedzy, zupełnie pomijając nasze naturalne pragnienia. Zatem jeżeli pytasz mnie, dlaczego szkoła miałaby zaspokajać potrzeby emocjonalne dzieci, to można oczywiście odpowiedzieć – nie musi. Nawet rodzice nie muszą. Stworzyliśmy na tyle bezpieczny świat, że możemy funkcjonować pomimo deficytów w tym zakresie. Tylko nie dziwmy się, że zaniedbania z czasów dzieciństwa trzeba w dorosłym życiu naprawiać korzystając z pomocy terapeutów, psychiatrów i antydepresantów.

Mocne słowa.

Psychologowie są zgodni co do tego, że jeżeli środowisko – dom, szkoła, otoczenie społeczne – nie odpowie adekwatnie na podstawowe potrzeby, to istnieje duże ryzyko ukształtowania się postaw i strategii, które będą utrudniały satysfakcjonujące życie. Nie chodzi w tym przypadku o zewnętrzne miary sukcesu, ale o dobrostan psychiczny, doświadczanie pozytywnych emocji, adaptacyjne radzenie sobie z trudnościami i dyskomfortem psychicznym, zdolność do zdrowego i niosącego zadowolenie pełnienia różnych ról, jakie stawia przed nami życie.

Jakie właściwie są podstawowe potrzeby emocjonalne?

Badacze różnie je określają i klasyfikują, skupię się na tych, które są kluczowe z punktu widzenia rozwoju człowieka. Przede wszystkim – są uniwersalne, wspólne dla wszystkich ludzi, stanowią nasze pierwotne wyposażenie, nie da się nimi sterować z poziomu racjonalnego umysłu. Można je tłumić, ignorować lub działać wbrew nim, ale w takiej sytuacji zdrowe funkcjonowanie będzie niemożliwe. Jeżeli w dzieciństwie potrzeby zostaną zaspokojone, będą stanowiły fundament rozwoju na całe życie.

Najbardziej podstawową jest potrzeba bezpieczeństwa. Wynika ono z pierwotnej więzi z opiekunem. Rodzimy się z instynktownym pragnieniem bliskości. Rolą rodziców jest jego zaspokojenie na poziomie czysto fizycznym, ale także emocjonalnym. Dziecko łaknie bezwarunkowej akceptacji i zrozumienia. Chce, by w jego życiu był ktoś, kto otoczy je troską, zaopiekuje się nim. W tym obszarze zasadnicze zadanie spoczywa na rodzicach, którzy stanowią pierwszą bazę doświadczeń dziecka ze światem. Jednak szkoła nie powinna zapominać o tej głębokiej potrzebie. Tymczasem skupia się wyłącznie na zapewnieniu bezpieczeństwa dzieci w wymiarze fizycznym, pilnując, by nie połamały rąk i nóg. Z pewnością nie można powiedzieć, że jest przyjaznym i troskliwym środowiskiem, sprzyjającym budowaniu u dziecka poczucia bezwarunkowej akceptacji. Przecież w założenia systemu oświaty wpisany jest przekaz: „Będziesz akceptowany i szanowany, jeżeli spełnisz nasze wymagania”. Natomiast dziecko  potrzebuje być akceptowane i szanowane za to, jakie jest. Język używany w szkole jest językiem przemocy, pełnym nakazów, zakazów, gróźb, a często i lekceważenia tych, którzy w hierarchii oświatowej są na samym dole, czyli uczniów. Stwierdzenia w tylu: „siadaj, koniec dyskusji”, „bo tak”, „tyle masz do powiedzenia, to teraz proszę do odpowiedzi, zobaczymy, jaki jesteś mądry”, „ja już nie będę niczego tłumaczył, ty jesteś na lekcji, to masz wiedzieć”, to nie pamiątki sprzed lat, ale dzisiejsze, powszechne świadectwa rodziców i dzieci.

Uderza mnie, że dorośli  wymagają od dzieci bezwzględnego szacunku, jednocześnie często sami go im nie okazując. Pedagodzy mogą zwracać się do dzieci w sposób nieakceptowalny w „dorosłym” świecie, ponieważ system uważa to za właściwe, a nawet wychowawczo pożądane. Dla mnie to nie jest ani zdrowe ani „wychowawcze” i powoduje, że dzieci w szkole nie czują się bezpiecznie w kontakcie z dorosłymi. Wiedzą, że mają zachowywać się tak, jak chce nauczyciel. Absolutnie nie mają poczucia, że mogą się odsłonić, powiedzieć, co myślą, a dorosły okaże się na tyle mądry i dojrzały, że będzie chciał je zrozumieć, wykaże postawę troski i akceptacji.

Joanna Rawecka

Absolwentka psychologii, specjalności klinicznej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, certyfikowana psychoterapeutka w nurcie poznawczo-behawioralnym. Prowadzi ośrodek psychoterapii, w którym pracuje przede wszystkim z dziećmi, młodzieżą oraz rodzicami. Interesuje się problemami współczesnej edukacji z perspektywy psychologii rozwojowej i zmian społeczno-cywilizacyjnych. Współpracowała z Ośrodkiem Doskonalenia Nauczycieli. Pisywała bajki dla dzieci oraz artykuły z zakresu psychologii rozwojowej. Brała udział w projektach badawczych MNiSW dotyczących społecznego i fizycznego otoczenia rozwoju małego dziecka oraz tworzenia narzędzi do psychologicznej diagnozy gotowości dzieci do uczenia się. Wraz z Bogusiem Janiszewskim napisała książkę „Jak wspierać dziecko w szkole, która nie działa. Poradnik dla rodziców”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Edukacja

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

g
gosc
Skoro szkoła nie wychowuje lub co gorsza wpaja lewacką ideologię to nie może być dobrze.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski