Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mroczne sekrety wiejskiej plebanii

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Sobota. W parafii pojawiają się wysłannicy kurii diecezjalnej. Jak wynika z relacji parafian, wszystko przebiega dyskretnie.

<!** Image 3 align=none alt="Image 209103" sub="[Fot.: Thinstock]">

Sobota. W parafii pojawiają się wysłannicy kurii diecezjalnej. Jak wynika z relacji parafian, wszystko przebiega dyskretnie.

Pozwalają księdzu Sławkowi (imię zmienione) dokończyć spowiedź wielkanocną. Nazajutrz jednak, w Niedzielę Palmową, nabożeństwo prowadzi już inny duchowny. Przedstawia się wiernym jako tymczasowy administrator parafii. Nie tłumaczy, dlaczego wyjechał i dokąd delegowany (?) jest ksiądz Sławek. A parę zdań owieczkom, które proboszcz pasł przez ponad 20 lat, jednak by się należało.<!** reklama>

Kaszuby, lata 80.

We wsi i okolicy huczy od plotek. Wielu wie, że za księdzem Sławkiem ciągnie się ogon z Kaszub. Jako wikariusz w jednej z tamtejszych parafii w latach 1985-1987 miał molestować ministrantów. Kilku dojrzałych już dziś mężczyzn zaczęło o tym głośno mówić, gdy rozpoznało księdza Sławka w telewizji. Ta wyemitowała reportaż o 14-letnim ministrancie z kujawsko-pomorskiej parafii, który popełnił samobójstwo. W materiale ksiądz Sławek wypowiadał się jako zatroskany proboszcz. Zawrzało.

Szczegółowe świadectwo tego, co spotkało go jako ministranta na Kaszubach, jeden ze wspomnianych mężczyzn dał w publikacji „Gazety Wyborczej” (Roman Daszczyński, „Niegodny w oczach Boga”, 7.04.2010 r.). Opowiedział na łamach, jak ksiądz zapraszał go na plebanię i molestował. Mężczyzna miał wówczas 14 lat.

„Posadził mnie na tapczanie i zaczął jeździć nade mną wahadełkiem. Potem wyjął z szuflady lekarskie słuchawki, badał, jak bije moje serce. W końcu objął mnie i położył rękę na moim kroczu. Byłem jak sparaliżowany. Głaskał mnie tam i zaczął w końcu robić mi to, o co wcześ- niej pytał w konfesjonale (pytał o onanizowanie się)” - relacjonował w publikacji mężczyzna.

Na tym nie koniec. Ksiądz Sławek miał raz przenocować u siebie ministranta. Działo się to, oczywiście, za zgodą jego bardzo religijnych rodziców, którym do głowy nawet by nie przyszło, że coś jest nie tak. Potem były wizyty za dnia.

„Ustawiał wszystko tak, by na plebanii nie było proboszcza. Dawał kartonik zachodnich słodyczy. Mieli ich w piwnicy niesamowite ilości, jak dziś w dużym sklepie. Wszystko z darów. W biedzie i szarości Peerelu to było jak skarb. Chłopców, którzy dostawali od księdza Sławka słodycze, było co najmniej kilkunastu. Z niektórymi mijałem się w drzwiach plebanii” - relacjonował mężczyzna.

Są problemy? No to przenosimy

Rodzice ministranta o wszystkim dowiedzieli się, gdy ten skończył 18 lat. Od lekarki, która ratowała go po zażyciu dużej dawki środków nasennych. Ona napisała też w jego sprawie list do kurii. Biskup Marian Przykucki miał przysłać taką odpowiedź: „Szanowna Pani Doktor. Uprzejmie dziękuję za list oraz za przekazane w nim smutne informacje.

Boleję nad opisanymi faktami. Sprawa jest mi znana. Ksiądz został skierowany po rekolekcjach na inną placówkę z zagrożeniem, że w razie powtarzania się przestępstw będzie pozbawiony możliwości wykonywania obowiązków kapłańskich. Polecam Panią Doktor i Jej trudną pracę opiece Bożej i na pomyślność Nowego Roku serdecznie błogosławię”.

Księdza rzeczywiście przeniesiono. Najpierw gdzieś nad morze, potem do Kujawsko-Pomorskiego. W 2010 roku, po wspomnianej publikacji prasowej, byli ministranci z Kaszub zaczęli się szukać poprzez Internet. I wracać do bolesnych wspomnień. Odzywać zaczęli się też ich bliscy.

„Mój brat był w czasach ks. X ministrantem. Pewnego dnia wrócił do domu i powiedział, że nikt go nie zmusi do powrotu do ministrantury. Miał wtedy 15 lat. Mama dociekała, dlaczego, co się stało, ale on wstydził się rozmawiać. Po 3 tygodniach przerwał milczenie.

Pamiętam, jak razem z rodzicami poszli do proboszcza. Niestety, proboszcz zaczął zamiatać sprawę pod dywan. Uważał, że posadzenie sobie chłopca na kolanach, wspólne oglądanie z nim zdjęć i dotykanie jego krocza wcale nie musi oznaczać molestowania” - pisała siostra jednej z ofiar na Kaszubskim Forum.

„Pamiętam, jak plebania i biuro parafialne były jeszcze u państwa K. (okres budowy nowego kościoła - dop. red.), gdzie odbieraliśmy kartki do spowiedzi. Koledzy ze szkoły często tam zachodzili, ale zawsze sami. Dziwnie się później zachowywali, nie umieli spojrzeć w oczy. Mieli po wizycie różne rzeczy. Ser żółty, twiksy (batony czekoladowe - dop. red.), a nawet butelki ze smoczkiem dla dzieci” - to kolejny wpis z tego forum.

W 2010 roku mężczyźni z Kaszub zaczęli też kontaktować się z mieszkańcami wsi w Kujawsko-Pomorskiem. Opisywali swoje przeżycia i ostrzegali. Wątek na forum jednego z lokalnych tygodników gorący jest już trzeci rok.

„Każdy chłopiec musi mieć badania”

Po tym, jak krótko zrelacjonowaliśmy w naszej gazecie nagłe odwołanie księdza Sławka z funkcji proboszcza we wsi w Kujawsko-Pomorskiem, zgłasza się do nas Tomasz. - Jako ministrant w tej wsi w przeszłości przeżyłem to samo - mówi.

Tłumaczy, że zanim duchowny zaczął go molestować, wszedł w łaski jego rodziców. Był dla nich bardzo ważną osobą. Nastoletniego wówczas Tomka zapraszał na plebanię pod pretekstem masaży, badania i przymierzania ciuchów. - Nigdy nie zapomnę jego wyrazu twarzy - tego podniecenia, kiedy to robił. To jest tak obleśne, że ciężko z tym żyć - mówi.

Nigdy nie zapomni też P. - chłopca z sąsiedniej wsi, który popełnił samobójstwo. - P. był moim kolegą i ministrantem. Pamiętam, jak któregoś dnia, gdy wracaliśmy po pracy przy kościele, P. był bardzo zdenerwowany. Podpytywał mnie, czy ksiądz coś mi robił, czy chciał ode mnie coś dziwnego - wspomina Tomasz. - Był wyraźnie zdenerwowany.

Dziś zastanawiam się, czy to miało wpływ na jego śmierć. Boję się, że tak i między innymi dlatego odpowiadam na pani pytania, choć to nie jest łatwe.

Były ministrant podkreśla, że decyduje się mówić o tym wszystkim po to, by uprzedzić innych, dać sygnał rodzicom, żeby obserwowali swoje dzieci, rozmawiali z nimi i dawali im wsparcie: - Bo ksiądz, szczególnie w małych miejscowościach, jest największym autorytetem. Młody człowiek nie wie, komu ma o tym (molestowaniu - przyp. red.) powiedzieć i czy w ogóle może powiedzieć. Skoro ksiądz mu powtarza, że „to musi być tajemnica” i że „każdy chłopiec musi mieć badania”...

Zmowa milczenia boli

Tomasz wie, co ludzie we wsi mówią o takich jak on, czy o byłych ministrantach z Kaszub. „Teraz im się przypomniało, po tylu latach?” albo „Zmyślają, a dziennikarze piszą, bo dostają za to pieniądze”. Najchętniej poddałby się badaniu wariografem.

Zapewnia też, że wszystko może powtórzyć w prokuraturze. Byle nie tej lokalnej, bo nie wierzy ani w jej bezstronność, ani w uczciwość przełożonych takiego duchownego jak ksiądz Sławek. Wie, co mówi, bo próbował interweniować. Bez skutku.

- Myślę, że ksiądz Sławek wybierał takich chłopców, którzy się go bali, a zarazem szanowali. Takich, których rodziców miał owiniętych wokół palca. Przez to był pewny, że sprawa się nie wyda - uważa Tomasz. - Kusił młodych ministrantów prezentami, wyjazdami na wycieczki itp. Dziś rozmawiam z kolegami z tamtych lat i oni potwierdzają, że mieli podobne doświadczenia. Ale wciąż boją się mówić, a może i wstydzą, bo to temat bardzo delikatny. Tym bardziej gdy się słyszy, ilu ksiądz ma popleczników w parafii.

Dla dorosłego Tomasza rozmowa jest trudna. - A co ma zrobić 10-letnie dziecko, gdy pada ofiara wykształconego księdza, który wie jak manipulować? - kończy pytaniem.

Odsunęłam się od księdza

Pani Bożena też sama się do nas zgłasza. Zaczyna od słów: - Dobrze, że już go nie ma w parafii i że ktoś zaczyna mówić o tym, co robił chłopcom.

W kujawsko-pomorskiej wsi mieszka od wielu lat. Jest matką i osobą wierzącą. Osiem lat temu była świadkiem czegoś, co zdecydowanie kazało jej się odsunąć od księdza Sławka. - Na plebanii spotkałam nastolatka, na oko 16-letniego, który schodził z góry, z sypialni księdza proboszcza - wspomina. - To był chłopak z pobliskiego miasta, z bardzo biednej rodziny.

Obserwowałam potem, jak przyjeżdżał do księdza. Rowerem albo autobusem. Ksiądz odwoził go samochodem. Miał coraz lepsze ubrania, buty... A proboszcz dosłownie szalał z radości. Miałam wtedy syna w wieku do ministrantury. Zabroniłam mu chodzić do proboszcza.

Pani Bożena wspomina też sytuację, kiedy to inny chłopiec sam meldował mamie: „Mamo, a ksiądz się tak o mnie ocierał”. I zamiast dostać wsparcie, dostawał burę. - Wielu jest u nas takich chłopców i wiele takich rodzin - mówi kobieta. - Tylko że dla ludzi na wsi sutanna to świętość. Niezależnie od tego, kto ją nosi i co robi. Zawsze prędzej uwierzą księdzu niż własnemu dziecku.

Nasza rozmówczyni podkreśla, że proboszcz potrafił sobie zaskarbić szacunek wielu parafian - dbał o kościół i cmentarz (remonty, porządki), organizował zbiórki pieniędzy dla potrzebujących. - Do tego był bardzo inteligentny. Tylko dłuższa rozmowa z nim była męcząca. Bo ważył słowa, jakby badał reakcję rozmówcy - dodaje.

Wiejska plebania zawsze tętniła życiem. Nie brakowało kobiet - wiernych parafianek, a w całym tym towarzystwie, także i dzieci. Pani Bożena pyta dziś, czy można jednocześnie być dobrym proboszczem i molestować chłopców? Jej zdaniem, nie. Ale wie, że jeśli księdza Sławka biskupi znów wyślą gdzieś do małej wsi, to ludzie go pokochają.

W obronie naszego proboszcza

Dlaczego ksiądz Sławek rozstał się z parafianami tydzień przed Wielkanocą? Skąd wziął się ten dziwny termin, każący przypuszczać, że wydarzyło się coś poważnego?

- Jakieś dwa tygodnie wcześniej w restauracji w sąsiedniej wsi ksiądz wyprawiał swoje urodziny. Przyjechali jacyś dziennikarze, chyba z komercyjnej stacji telewizyjnej. Schował się przed nimi, nie chciał rozmawiać - przypomina Tomasz.

Po co przyjechali dziennikarze i czy wcześniej pytali o księdza w kurii? Czy mając na uwadze planowaną emisję dziennikarskiego materiału lepiej było proboszcza z parafii usunąć? To, na razie, pytania bez odpowiedzi. Tak jak te, które pocztą elektroniczną wysłaliśmy rzecznikowi kurii diecezjalnej 27 marca. Dotyczyły one przyczyn odsunięcia duchownego z probostwa. Rzecznik milczy do dziś.

We wsi natomiast spotkaliśmy parafian, gorąco broniących księdza Sławka. - Proboszcz był u nas przez ponad 20 lat. Owszem, pojawiały się plotki o chłopcach z niezamożnych rodzin, którym miał płacić za milczenie, ale my w to nie wierzymy - mówią kobiety w średnim wieku, prosząc o anonimowość. Jedna z nich ma dwóch synów ministrantów. - Nigdy nie spotkało ich ze strony proboszcza nic niestosownego. Poznałabym - zapewnia.

Druga dodaje, że już mobilizuje się grupa parafian, którzy chcą przygotować petycję do kurii. Z prośbą, żeby „wrócić im proboszcza”. - Wielu ludzi się podpisze - zapowiada. Jeszcze inni parafinie pytają: Dlaczego tym mężczyznom z Kaszub złe rzeczy przypomniały się po tylu latach?

Oficjalnie o pedofilii

Rok temu Episkopat Polski przyjął dokument, dotyczący pedofilii. Jego główna teza to brak tolerancji dla pedofilów w Kościele. Kolejna - duchownych, którzy popełnili takie przestępstwo, chroni tajemnica spowiedzi, a Kościół zamierza jej bronić.

Wreszcie, kwestia odszkodowań dla ofiar (były już wypłacane w innych krajach) - tych w Polsce nie będzie. Arcybiskup Józef Michalik, pytany o ewentualne rekompensaty, odpowiedział, że Kościół nie może poczuwać się do zobowiązań materialnych. - Odsyłamy do winowajcy - wskazał krótko. Zapewnił natomiast, że Kościół gwarantuje pomoc ofiarom pedofilii oraz moralne zadośćuczynienie.

Książka, która oburzyła

W styczniu tego roku ukazała się książka „Lękajcie się” Ekke Overbeeka, korespondenta mediów holenderskich i belgijskich w Polsce. Zawiera historie dwunastu ofiar księży pedofilów oraz tezę o zmowie milczenia wobec zjawiska.

Zdaniem ks. Józefa Klocha, rzecznika Episkopatu, autor posłużył się manipulacją, świadomie pomijając źródła. Zignorował wspomniany dokument z 2012 roku, nie dostrzegł depesz Katolickiej Agencji Informacyjnej na temat pedofilii oraz książki „Kościół. Stereotypy, uprzedzenia, manipulacje”, wydanej przez KAI i katolickie wydawnictwo „Gaudium”, która zawiera obszerny rozdział na temat pedofilii. Zdaniem rzecznika, Overbeek nie dostrzegł też artykułów, związanych z tematem pedofilii w Polsce, zamieszczonych na katolickich portalach internetowych: www.opoka.org.pl (ponad 6 tys. artykułów), www.wiara.pl (16,5 tys.), ogólnodostępny ekai.pl (ponad 900). <

PS Imiona proboszcza, ministrantów i parafian zostały zmienione.

Napisz do autorki: [email protected]__


Warto wiedzieć

Bolesny problem znany na całym świecie

Marzec 2013 roku. Archidiecezja Los Angeles zgodziła się zapłacić blisko 10 mln dolarów w ramach ugody zawartej z czterema ofiarami pedofilii. W sprawę zamieszany jest kardynał Roger Mahony, który wziął udział w ostatnim konklawe w Watykanie. Mahony - do 2011 roku głowa największej w USA archidiecezji Los Angeles - był oskarżany o to, że księdzu, który przed laty przyznał się przed nim do molestowania dzieci, pomógł uniknąć odpowiedzialności przed sądem. Najpierw skierował go do kościelnego ośrodka rehabilitacyjnego poza granicami Kalifornii, a później pozwolił mu wrócić do tej samej parafii. W lutym tego roku około 10 tys. osób podpisało petycję sprzeciwiającą się udziałowi Mahony’ego w konklawe. Emerytowany biskup jednak w nim uczestniczył.

Szacuje się, że w Belgii ofiarami pedofilów padło od lat 50. XX wieku ok. 500 osób - 13 z nich popełniło samobójstwo. Kościół katolicki w Belgii doliczył się 134 księży pedofilów. W 2011 roku około 80 osób złożyło pozew przeciwko Kościołowi w Belgii i papieżowi Benedyktowi XVI. Był to pierwszy taki pozew w Europie. Ofiary duchownych domagały się w nim odszkodowań. 30 maja 2011 roku belgijscy biskupi ogłosili, że ofiarom zostaną wypłacone pieniądze.

W Niemczech wybuchł skandal w końcu stycznia 2010 roku, kiedy to dyrektor jezuickiej szkoły Canisius-Gymnasium w Berlinie, Klaus Mertes, napisał list do wszystkich, będących uczniami tej placówki w latach 1975-1983. W liście prosił o wybaczenie za napastowanie seksualne, którego ofiarą padli uczniowie ze strony dwóch nauczycieli - członków zakonu jezuitów. Udokumentowano łącznie 20 przypadków seksualnego molestowania w tym gimnazjum, jak też dziesiątki podobnych przypadków w jezuickich szkołach w wielu miastach niemieckich: Bonn, Hamburgu, Hannoverze i St. Blasien.

Australia. Arcybiskup Melbourne Denis Hart stwierdził, że od lat 30. XX wieku w stanie Wiktoria doszło do co najmniej 620 przypadków molestowania dzieci przez przedstawicieli Kościoła katolickiego. Instytut Prawa Wiktorii zaapelował o ustanowienie niezależnego podmiotu, który miałby zbadać reakcję Kościoła na molestowanie dzieci. Arcybiskup Hart ogłosił, że strona kościelna będzie współpracować z władzami w trakcie śledztwa.

Irlandia. Przypadki pedofilii wśród księży zaczęły być ujawniane w latach 80. i 90. Od tego czasu cyklicznie powstają rządowe i kościelne raporty na ten temat. Według komisji rządowej, w latach 1962-2002 w samej diecezji w Ferns 21 księży dopuściło się ponad 100 aktów molestowania seksualnego. Jeden z raportów dotyczący przestępstw duchownych sporządzono w archidiecezji dublińskiej i w 2006 roku ogłoszono, że od 1940 roku w archidiecezji działało 102 księży pedofilów - 91 księżom postawiono zarzuty. Liczba ofiar molestowania seksualnego sięgnęła 400.

Nie ma dowodów naukowych, które pozwalałyby na uzasadnienie tezy, że liczba pedofilów wśród księży odbiega od średniej w innych grupach zawodowych. Nie ma dowodów na głoszoną czasem tezę, że to celibat powoduje wzrastanie pożądania, które zaspokajane jest na nieletnich, bo nieuświadomionych. Badacze wyróżniają trzy zasadnicze przyczyny zachowań pedofilskich: biologiczne (np. uszkodzenia mózgu), kulturowe (przyjęty zwyczaj obcowania z nieletnimi) i, najpowszechniejsze, psychiczne (np. trudności z nawiązywaniu bliskich relacji z dorosłymi).

__

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!