Mnóstwo szczurów w centrum Bydgoszczy. Ratusz ma pomysł jak z nimi walczyć

- Znajoma mieszka przy ul. Świętojańskiej 12. To starsza, schorowana kobieta. Jest przerażona - mówi nasza Czytelniczka.

- Szczury chodzą tu po klatce schodowej. Ostatnio jeden z nich wleciał jej nawet do kuchni. Ludzie mieszkający na parterze dosłownie boją się otwierać okna. A właściciel domu nic sobie z tego nie robi.

Na gryzonie można też się natknąć na placu Teatralnym, na bulwarach nad Brdą, w Parku Kazimierza Wielkiego czy przystankach w centrum miasta. - To istna plaga. Już kilka razy zdarzyło mi się, że w niedzielę o poranku, gdy czekałam na tramwaj na rondzie Jagiellonów z krzaków wyszło kilka wypasionych osobników - mówi pani Maria z Jachcic. - Przestraszyłam się.

Nie wiedziałam czy uciekać, czy stać. Dosłownie zamarłam w bezruchu, kiedy dwa z nich przemknęły mi tuż koło nóg. Są bardzo oswojone. Nie przeszkadza im hałas i obecność ludzi.

Miasto wie o problemie i wypowiedziało już walkę szczurom. - Zleciliśmy usługi deratyzacyjne na terenach zieleni miejskiej - mówi Magdalena Minga, kierownik Referatu Utrzymania Miasta. - Zostały zamontowane karmniki, w których umieszczane są specjalne preparaty, tzw. rodentycydy.

Obecnie w mieście wystawiono 23 takie pułapki. Dziesięć z nich znajduje się w okolicy Starego Portu i kwietników przy Placu Teatralnym, siedem sztuk w pobliżu zbiornika Balaton, a sześć w Parku Kazimierza Wielkiego. Pojawiły się tam po zgłoszeniach od mieszkańców. Rzeczywiście w tym roku mamy więcej sygnałów w sprawie szczurów, ale cały czas kontrolujemy sytuację. Nie wykluczamy rozszerzenia zarówno liczby, jak i miejsc rozstawianych karmników.

Do Administracji Domów Miejskich też dzwonią zaniepokojeni mieszkańcy. - Zgodnie z przepisami, deratyzację przeprowadzamy dwa razy w roku. Pierwsza jest wiosną i trwa przez cały marzec, druga jesienią, od 1 października do 30 listopada - mówi Magdalena Marszałek, rzeczniczka ADM w Bydgoszczy.

- Oczywiście, jeżeli otrzymujemy od mieszkańców zgłoszenia o pojawianiu się gryzoni, reagujemy natychmiast i deratyzacja zostaje powtarzana. Tak miało miejsce w budynkach przy ul. Jagiellońskiej 2 i Placu Teatralnym 4. W tej lokalizacji deratyzacja wykonywana była w marcu, czerwcu i w lipcu. Niestety, szczury nadal tam grasują i będzie konieczna kolejna. Przeprowadzimy ją jeszcze w tym miesiącu.

Jerzy Hemmerling z Zakładu Dezynsekcji, Dezynfekcji i Deratyzacji przyznaje, że ma pełne ręce roboty. - Właśnie jadę na interwencję na Bartodzieje - mówi. - Mam około 10-15 procent więcej zgłoszeń niż rok temu.

Zdaniem specjalisty, samo ustawienie pułapek z trucizną nic nie da. - Szczury są bardzo inteligentne. Trzeba dużo zachodu, aby je zatruć. Żyją stadnie, więc należy zwabić całe stado i zdobyć jego zaufanie. W tym celu regularnie w jedno miejsce podrzuca się im jedzenie, np. rybę wędzoną, kaszankę podsmażaną. Kiedy już dobrze poznają miejsce karmienia, dopiero wtedy do jedzenia wrzuca się im truciznę.

Czasami trwa to ponad miesiąc. To naprawdę cwane bestie i bardzo ostrożne. Jeśli zorientują się, że któryś z osobników padł, więcej w to miejsce nie wrócą. Szczury żyją w kanałach, żerują w nocy. W dzień, gdy pada deszcz, chowają się w swoich norach, ale gdy pogoda sprzyja też chcą sobie odpocząć i wychodzą na trawniki czy skwery.

Często bywa, że to my ludzie sami swoim zachowaniem je przyciągamy. Wiele osób, tak jak na rondzie Jagiellonów, karmi gołębie na ulicy czy w pobliżu domów, a to błąd. Bo to zaproszenie dla szczurów. W śmietnikach czy na zapleczach restauracji, gdzie znajdują mnóstwo jedzenia, mają istny raj.