Coraz więcej bydgoszczan na własnej skórze przekonuje się, że nałóg nie popłaca. Ukaranych i pouczonych można już liczyć w setkach.
<!** Image 2 align=right alt="Image 78013" sub="Pod wiatą na przystanku palić nie można - tak zdecydowali radni. Zlekceważenie zakazu może sporo kosztować Fot. Dariusz Bloch">Gdy w lipcu zeszłego roku radni uchwalali prawo lokalne - bezwzględny zakaz palenia pod wiatami przystankowymi, wielu pukało się w czoło. Wśród nich sporo naszych samorządowców, którzy nie wierzyli, że da się ten przepis wprowadzić w życie i sugerowali, że zostanie on jednym z tych, które istnieją tylko na papierze. Dziś, po ponad pół roku jego obowiązywania, można powiedzieć, że był strzałem w dziesiątkę. Coraz mniej osób denerwuje i truje innych paląc w ich sąsiedztwie, coraz więcej za to dostaje za swoje zachowanie mandaty.
- Są przepisy łatwe i trudne do egzekwowania. Palenie pod wiatą należy do tych drugich - uważa Arkadiusz Bereszyński, rzecznik bydgoskich municypalnych.
Wszystko przez to, że nikt właściwie nie zawiadamia strażników o tym wykroczeniu. - Nic dziwnego, zanim dojedziemy na miejsce, palacz będzie już dawno „po dymku”. Wszystkie więc interwencje to zasługa samych strażników i ich czujności. W zeszłym roku interweniowalimy 768 razy, w tym - już 366 - mówi rzecznik municypalnych.
<!** reklama>Ponad 500 z nich zakończyło się wypisaniem mandatu, reszta - pouczeniem, a kilka spraw trafiło do sądu. Miejska kasa, dzięki aktywności strażników, wzbogaciła się o ponad 30 tysięcy złotych. Taki sukces jest możliwy tylko dlatego, że nasi radni precyzyjnie określili, gdzie palić nie można. W Łodzi, która wprowadziła zakaz o wiele wcześniej niż Bydgoszcz, akcja skończyła się kompletnym fiaskiem. - Wszystko przez to, że tam określono, że zakaz dotyczy strefy w odległości 15 metrów od znaku „przystanek autobusowy”. O ile ktoś palił pod słupkiem, łatwo było to sprawdzić, ale czy ktoś stał 14 czy 15 metrów od niego, sprawdzić się już nie dało. W Bydgoszczy sprawa jest jasna, pod wiatą palić nie można, obok już tak - uważa rzecznik.
Lepiej przywyknąć do zakazu. Taryfa ulgowa, czyli pouczenie dotyczy tylko zamiejscowych i... osób miłych dla strażników. Strażnik bowiem nie ma określonych zasad działania - może nałożyć mandat lub zastosować pouczenie. Dużo więc zależy od naszej „skruchy” i rozmowy ze strażnikiem. - Możemy nałożyć mandat od 20 złotych do 500 złotych. Te najwyższe też się zdarzały - mówi rzecznik.