Zobacz wideo: Olimpijska Astoria w Bydgoszczy już otwarta
Sytuacja jest prosta. Zgodnie z prawem tzw. pas zieleni - niezależnie od jego długości czy szerokości, ale znajdujący się miedzy chodnikiem a ogrodzeniem posesji nie jest własnością posiadacza nieruchomości, ale należy do miasta. To oznacza, że to nie właściciel posesji musi ten pas zieleni sprzątać, nie musi też usuwać nieczystości z chodnika. Dotyczy to też tak kłopotliwej zima sprawy, jak usuwanie śniegu czy lodu. To rola miasta.
Na ul. Cichej znajduje się nieruchomość, której właściciel bombarduje Urząd Miasta Bydgoszczy wnioskami o wykup terenu przed płotem. Sprawa oparła się nawet o radną Joannę Czerską-Thomas. - Mamy rzeczywiście często do czynienia z problemem jako mieszkańcy Bielaw - pisze radna.
Śmieszne jest to, że wnioskodawca wystąpił do UM Bydgoszczy o wykup terenu o powierzchni niecałych... 30 metrów kwadratowych.
Poważne argumenty bydgoszczanina
Argumenty mieszkańca są poważne. Pomijając już fakt, że brałby na siebie choćby odśnieżanie chodnika.
- To niewielka działka, zyskałbym na posesji możliwość postawienia pojemników na odpady - zwraca uwagę. - Trawnik należy do miasta, ale miasto oczywiście o niego nie dba. (...) Jednak przed posesją nie chcielibyśmy mieć terenu, który szpecącego i zaśmieconego terenu.
Właściciel posesji zwraca uwagę miastu na to, że mieszkańcy nie dbają o nieswoje tereny, psy się załatwiają, a nikt po nich nie sprząta, poza tym był świadkiem, jak ktoś zwyczajnie pod jego posesja na trawniczek... oddawał mocz.
Mieszkaniec ulicy Cichej walczy z miastem od dwóch lat.
Jakie jest oficjalne stanowisko ratusza? To proste.
Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy, wyraźnie wyjaśnia, że wykup trawnika jest niemożliwy, bo jest niezgodny z miejscowym planem zagospodarowania Bielaw. Działka jest przeznaczona pod... rozwiązania komunikacyjne. - Plan musiałby w tym miejscu zakładać zabudowę mieszkaniową jednorodzinną z usługami - informuje prezydent. Wszystkie sąsiednie działki musiałyby być objęte tym samym ustaleniem, ale nie są.
To nie jest jedyny absurdalny przypadek. Na Bartodziejach za czasów PRL właścicielom zabrano skraweczek terenu, bo miał tam być przystanek autobusowy. Przystanek przeniesiono, ale terenu nie oddano.
