[break]
Zarządy niektórych miejskich spółek mogą się cieszyć - posypały się sowite nagrody za ubiegły rok. Rekordzistą jest Paweł Czyrny, prezes Miejskich Zakładów Komunikacyjnych - dostał 39 tys. zł. Pozostali członkowie Zarządu MZK z pustymi rękami też nie odeszli - Andrzejowi Wadyńskiemu przyznano 31, a Mariuszowi Reszce 27 tysięcy złotych.
PRZECZYTAJ:Obejrzeć złotówkę pięć razy
Zgodnie z rozporządzeniem prezydenta miasta, nagrody mogą dostać ci szefowie spółek, którzy osiągnęli lepsze niż zakładane na dany rok wyniki finansowe. Na plusie jest więc też Administracja Domów Miejskich z zyskiem w wysokości 5,7 mln zł. Dlatego prezes Cezary Domachowski dostał 36 tys. zł nagrody, a Roman Dembek, wiceprezes, ponad 32 tys. zł. W tyle nie zostało szefostwo miejskich wodociągów, które zarobiły 20,5 mln zł. Stanisław Drzewiecki wzbogacił się o 35 tys. zł, a troje członków zarządu - Ewa Szczepkowska, Sławomir Rybarski i Włodzimierz Smoczyński - o ponad 26 tys. zł. Blado przy tych stawkach wyglądają profity Konrada Mikołajskiego, prezesa budującej spalarnię ProNatury - dostał on „zaledwie” 11,5 tys. zł. O nieco ponad tysiąc złotych więcej przyznano Markowi Kuczynieckiemu, prezesowi KPEC.
Na nagrodę nie miał co liczyć Marcin Heymann, bo kierowany przez niego leśny park w Myślęcinku stracił prawie 7 mln zł. Zasada przynoszenia zysku nie zadziałała natomiast w przypadku Ewy Wiwatowskiej, kierującej Bydgoską Agencją Rozwoju Regionalnego. BARR przyniosła 460 tys. zł straty, ale pani prezes dostała 27 tys. zł nagrody. Rafał Bruski tłumaczy, że nagroda jest za... zmniejszenie strat agencji.
- Jeżeli zakładane przez prezydenta cele zostają osiągnięte, to nie widzę powodów, żeby nie przyznawać nagród - mówi Jan Szopiński (SLD), wiceprzewodniczący Rady Miasta.
Bogdan Dzakanowski, radny niezależny, krytykuje: - Nagrody są za wysokie. Poza tym prezesi pełnią służbę dla bydgoszczan. To nie jest powód do nagradzania.