Ale przy całym tym wyborczym piekiełku gdzieś nam umknąć mogły cuda polskie, niby wagi lżejszej, ale tylko niby. Ot, takie jak projekt zmian w ustawie, zmajstrowany przez koleżków z Polskiego Związku Łowieckiego, w celu chwalebnym oczywiście, czyli walki z afrykańskim pomorem świń. A pomór jak wiadomo, to dobry wytrych na wszystko.
I cóż wymyśliły tęgie głowy z PZŁ? Projekt m.in. umożliwia polowania z łukiem, też na „terenach zurbanizowanych”. Co wyeliminować ma konflikty społeczne, związane z hałasem. Gdyż jak wiadomo w okolicznościach przyrody, w których faceci z łukami ganiają zwierzątka po mieście, hałas jest największym problemem. I tak mamy szczęście, że nie umożliwia polowań z toporami, bo te też w końcu ciche są, a pewnie ofiar postronnych byłoby mniej. Ba, ale nie tylko coś dla Robin Hoodów się tu znalazło. Projekt umożliwia też udział w polowaniach dzieciom. I tu już się nawet dowcipkować odechciewa...
Cóż, myśliwi mają ostatnimi czasy marny PR. A od kiedy panu ministrowi podrzucano pod lufę bażanty, żeby mógł sobie pozabijać relaksacyjnie – swoją drogą co trzeba mieć w głowie, żeby się tak rozrywać - to już jest PR tragiczny. I do tego mam wrażenie, że myśliwi nie bardzo wiedzą dlaczego, wietrząc spiski naiwnych pięknoduchów i bęcwałów od ekologii. A sprawa jest prosta.
Tak więc kochani myśliwi! Nie jestem naiwnym pięknoduchem, ba, zdaję sobie sprawę, że po tym, co sami pozwoliliśmy zrobić z przyrodą – przy waszym solidnym wkładzie - odstrzał sanitarny jest niekiedy konieczny. Ale czym innym jest zabijanie z konieczności, a czym innym tego zabijania fetowanie. Wymyślanie jakichś upiornych rytuałów myśliwskich. Zabawa w zabijanie wreszcie. I naprawdę chcecie to pokazywać dzieciom? Te zagonione zwierzęta dobijane z łuku? Kochani moi, to może waszym dzieciom otworzyć w głowach takie furtki, których już nie sposób będzie zamknąć. Furtki, które kompletnie znieczulą je na cierpienie zwierząt. I niestety, na cierpienie ludzi, też.