<!** Image 3 align=none alt="Image 212185" sub="Toruń. Widok z mostu drogowego
na Bulwar Filadelfijski, na który miasto wciąż nie ma pomysłu. Są co prawda zamierzenia, by zrewitalizować nabrzeże, ale jak na razie, oprócz betonu i hulającego nad Wisłą wiatru, trudno tu czegoś więcej uświadczyć.
[Fot. Adam Zakrzewski]">
Gdyby jakość życia w Toruniu i Bydgoszczy oraz przyjazność tych miast dla jego mieszkańców oceniać tylko na podstawie dostępnych badań, opinii i plebiscytów, rzecz miałaby się świetnie.
Wypadałoby tylko klaskać z zachwytu.
Czwarte miejsce w rankingu „Newsweeka” pod nazwą „Miasto przyjazne dla mieszkańców” z 2010 roku jest jednym z najczęściej przywoływanych sukcesów Torunia.<!** reklama>
Jest też ranking „Mój samorząd”, z którego wynikało, że aż 96 procent torunian uważa swoje miasto za dobre miejsce do życia, a ponad 76 procent obywateli ufa swemu prezydentowi Michałowi Zaleskiemu.
Niestety, nijak się to ma do wyników badań firmy Biostat z Rybnika, ogłoszonych wiosną 2013 r., które zresztą zamówiło samo miasto. Dowiadujemy się z nich, że jednak tylko 67 procent ludności pozytywnie ocenia jakość życia w Toruniu. Ludzie narzekają, m.in., na opiekę zdrowotną, straż miejską, bezpieczeństwo i wspieranie przedsiębiorczości. Przyznają też, że nie uczestniczą w tak zwanych konsultacjach społecznych.
Co w raportach piszczy?
- Oznacza to, że miasto jest budowane dla hipotetycznego turysty, a nie zwykłego mieszkańca, który ma zupełnie inne potrzeby. Przydałoby się, żeby włodarze zauważyli, że w Toruniu nie żyją sami konsumenci sztuki wysokiej - mówi profesor Tomasz Szlendak z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
Bydgoszcz nie ma takiego szczęścia do rankingów jak Toruń, ale też umie zrobić dobre wrażenie. Z ostatniego opracowania Instytutu Badania Rynku i Opinii Publicznej Millward Brown, przeprowadzonego na zlecenie Urzędu Miasta, płynie wniosek, iż bydgoszczanie „lubią swoje miasto i żyje im się w nim raczej dobrze” (cytat z tekstu na oficjalnej stronie internetowej władz miejskich Bydgoszczy).
Gdy wczytać się w ustalenia raportu, okazuje się, niestety, że mieszkańcom podoba się tylko jakość komunikacji miejskiej, parki, imprezy kulturalne i sportowe. Źle oceniają stan dróg, bezpieczeństwo i dostępność miejsc pracy.
Poza tym z dokumentu wynika, iż władze miasta nie mają pomysłu na to, w jakim kierunku Bydgoszcz powinna się rozwijać i niedostatecznie informują mieszkańców o swoich zamierzeniach. Te i inne mankamenty, świadczące o nieprzyjazności Bydgoszczy, potwierdza zresztą inny raport, opracowanie sprzed kilku lat firmy konsultingowej PWC pn. „Wielkie miasta Polski”. Na plus ocenia się tu głównie jakość i dostępność opieki zdrowotnej.
Toruń plecami do mieszkańca
- Nie ma takiego rankingu, który ujmowałby wszystkie cechy dobrego miasta. Dlatego w różnych opracowaniach te same metropolie raz lądują na górze, raz na dole - mówi profesor Tomasz Szlendak.
W większości opracowań bada się tak zwaną auratyczność miasta, na którą składa się m.in. - jak mówią socjologowie - inwentarz dóbr zastanych, czyli to, co jest: przyroda, architektura, zabytki, położenie geograficzne.
W przypadku Torunia będzie to Stare Miasto, bliskość Wisły i Drwęcy, w Bydgoszczy Myślęcinek, rzeka Brda czy sąsiedztwo Puszczy Bydgoskiej. Bogactwo całkiem pokaźne. Inną kwestią jest to, jak mieszkańcy wraz ze swoim samorządem miejskim wykorzystają ten potencjał.
- Toruń jest odwrócony plecami do Wisły - nie ma złudzeń Adam Luks, prowadzący jedyną (!) w mieście wypożyczalnię kajaków. Od dawna nie może się doprosić, by lokalny samorząd postawił zwykły pomost w Kaszczorku, gdzie rozpoczyna się większość spływów kajakowych. - Ciągle słyszę to samo. Że Wisła nie jest rzeką dla zwykłego turysty.
- A ja mam wrażenie, że władze Torunia są odwrócone plecami do każdego tematu, który jest związany ze spełnianiem prawdziwych potrzeb mieszkańców miasta - wali prosto z mostu Paweł Kołacz, z wykształcenia archeolog, z zawodu planista przestrzeni miejskich, zaangażowany w realizację wielu projektów w całej Polsce. Fundacja Pracownia Zrównoważonego Rozwoju, którą prowadzi wraz z przyjaciółmi, jest traktowana w Toruniu jak wroga opozycja.
Proste rzeczy, a cieszą
- No tak, ponieważ otwarcie mówimy i pokazujemy, że jakość przestrzeni publicznej w Toruniu jest mierna - mówi Paweł Kołacz.
Jednym z największych sukcesów założonego przez niego Stowarzyszenia Bydgoskie Przedmieście było przekonanie urzędników, by wysłuchali mieszkańców dzielnicy w sprawie planowanego remontu parku miejskiego. - Projekt był już gotowy, ale katalogowy.
Na szczęście, udało nam się przekonać urzędniczkę z wydziału środowiska, że warto zapytać samych zainteresowanych, czyli użytkowników tego miejsca, jak je sobie wyobrażają i czego potrzebują - dodaje Kołacz. Podkreśla, że nie lubi słowa konsultacja, woli określenie „diagnoza”.
Dzięki niej dziś największy w Toruniu park daleko odbiega od standardowych wyobrażeń - zamiast jednego rodzaju ławek jest w nim kilkanaście typów miejsc do siedzenia i leżenia; jest fontanna, którą można nie tylko oglądać, ale również się w niej bawić; jest wreszcie ultranowoczesna toaleta publiczna.
Planiści, którzy dobrze czują miasto, wiedzą, że mieszkańcom wcale nie są potrzebne do szczęścia wielkie inwestycje. - W naszych diagnozach na początku zadajemy ludziom proste pytanie: Jak najprościej i najtaniej poprawić ich przestrzeń? - mówi Kołacz.
Na toruńskim osiedlu Na Skarpie mieszkańcy powiedzieli mu o trzech rzeczach: posprzątać, postawić kosze na śmieci i ławki. Co natomiast zaproponowali włodarze miasta? Budowę gigantycznego aquaparku. Zdaniem ludzi z PZR, podobnie trwoniony jest potencjał Starego Miasta, które z roku na rok się wyludnia.
- Ludzie stamtąd uciekają, bo tam się nie da żyć. Dobrze czuje się na naszej starówce tylko zagraniczny turysta, który nie czyta po polsku, niewiele widzi i po kilku godzinach wyjeżdża. Mankamenty tego miejsca można by wyliczać godzinami - mówią planiści z Pracowni Zrównoważonego Rozwoju, którzy w ubiegłym roku opracowali dla starówki projekt „Restart”. Częściowo został on uwzględniony przez władze miasta.
Nie ma gdzie podumać
- Problemem są władza lokalna i urbaniści. Brakuje im świadomości, że miasto przyjazne to takie, w którym ruch jest uspokojony, bezpieczeństwo stoi na wysokim poziomie i są miejsca, gdzie po prostu można usiąść i sobie podumać - mówi w dużym uproszczeniu dr Grzegorz Kaczmarek z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
<!** Image 1 align=none alt="Image 212189" sub="Ulica Długa w Bydgoszczy, niegdyś jedna z piękniejszych uliczek miasta, dziś opustoszała enklawa w samym centrum starówki. Uciekają stąd handlowcy, coraz rzadziej zaglądają mieszkańcy miasta. Najstarsze w Bydgoszczy kamienice znajdują się właśnie tu, ale pozwolono, by część z nich zamieniła się w ruinę.
[Fot. Tymon Markowski]">
Podkreśla, że Bydgoszcz ma spore szanse, by stać się miejscem przyjaznym do życia, ale trzeba umieć dostrzec jej naturalny potencjał. - Proszę zobaczyć, co zrobiono z bydgoskimi placami, które przed wojną tętniły życiem. Dziś zamieniono je w targowiska albo wcale nie ma na nie pomysłu - zauważa socjolog.
- Zawsze chodzi o proste rzeczy, których władza nie umie dostrzec. W Toruniu to jest na przykład brak miejsc do siedzenia na starówce. Są, ale płatne w ogródkach piwnych - wskazuje Adam, toruński fotografik. Mówi też o korkach na przelotowych ulicach miasta, braku kładki na Kępę Bazarową i betonowej pustyni, jaką jest nie dość wykorzystany Bulwar Filadelfijski.
Ciekawy pomysł na naprawienia tego, co w mieście jest szpetne, podsunęło niedawno bydgoskie stowarzyszenie „Projekt Bydgoszcz”. Na swojej stronie internetowej bydgoszczanie utworzyli serwis nazwany „Bydgoska mapa wstydu”, gdzie umieszczane są obiekty i detale do poprawienia lub usunięcia.
Nikt ich nie pytał
Podobną inicjatywę rozpoczęło też Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Transportu. Na swojej stronie w Internecie ma już ponad 100 fotografii usterek na jezdniach, które niedawno remontowano. - Przekażemy to Zarządowi Dróg, dopóki jest jeszcze gwarancja na te ulice - mówi jeden z inicjatorów akcji Robert Reimus.
Na bydgoskim osiedlu Kapuściska spółdzielnia mieszkaniowa urządziła niedawno plac zabaw dla dzieci. Wyrósł błyskawicznie pośrodku bloków, na miejscu jednego z boisk do siatkówki, które zryto młotem pneumatycznym. - Wszystko fajnie, tylko nikt nas nie zapytał, czy w ogóle chcemy plac zabaw, czy w tym miejscu i jaki on ma być. Piaskownic i huśtawek mamy wokół pod dostatkiem, a boiska żadnego. Niech teraz sami urzędnicy się tu bawią - nie kryją oburzenia mieszkańcy osiedla.
Miasta Świata
Przyjazne metropolie
Londyn - wyjątkowo czyste miasto. Dużo zadbanych parków. Dużo imprez nad Tamizą.
Dubaj - metro, które ma tylko dwie nitki, łączy wszystkie ważne punkty miasta. Trudno się zgubić.
Hongkong - miasto nowoczesne, tania komunikacja, najdłuższy na świecie ciąg ruchomych schodów (ok. 800 metrów) pozwalający dostać się z dolnej części metropolii na górną. (ts)
Miasta Świata
Niby przyjazne, ale...
Singapur - sterylnie czysty, ale grożą wysokie kary za śmiecenie, nawet 500 dolarów. Wyrzucenie niedopałka papierosa czy gumy do żucia słono kosztuje.
Paryż - wiadomo, że piękny, ale komunikacja miejska jest zbyt skomplikowana. Brak informacji po angielsku. Brudno.
Manila - brak chodników, śmieci na ulicach, nie przestrzega się przepisów drogowych.(ts)
Miasta Świata
Niby przyjazne, ale...
Singapur - sterylnie czysty, ale grożą wysokie kary za śmiecenie, nawet 500 dolarów. Wyrzucenie niedopałka papierosa czy gumy do żucia słono kosztuje.
Paryż - wiadomo, że piękny, ale komunikacja miejska jest zbyt skomplikowana. Brak informacji po angielsku. Brudno.
Manila - brak chodników, śmieci na ulicach, nie przestrzega się przepisów drogowych.(ts)
