[break]
- Obywatele Syrii już przechodzili przez nasze mury. Niewielu, bo w ogóle w Polsce dotąd było ich bardzo mało, ale jednak. Czy w przyszłości przyjdzie nam przyjąć kolejnych Syryjczyków, jeszcze nie wiemy. Takie decyzje zapadać będą na szczycie - mówi Jerzy Pomagiel, dyrektor ośrodka w Grupie koło Grudziądza.
Co obcokrajowiec dostaje
Ośrodek działa od 2008 roku. Obecnie przebywa w nim 160 osób, głównie Ukraińców, Czeczenów, Inguszów i Gruzinów.
Wszyscy są dopiero kandydatami na uchodźców. Krócej lub dłużej (niektórzy nawet od lat) przebywają w Polsce i starają się o status uchodźcy.
Podstawowym warunkiem jego uzyskania jest uznanie przez polskich urzędników, że powrót do kraju pochodzenia stanowi zagrożenie dla ich życia lub zdrowia; wiąże się z prześladowaniami, dyskryminacją.
- Ośrodki takie jak nasz przeznaczone są tylko i wyłącznie dla osób czekających na ten status - podkreśla dyrektor Jerzy Pomagiel.
W okresie oczekiwania obcokrajowcy zapewnione mają zakwaterowanie, wyżywienie, opiekę medyczną (na miejscu są dwie pielęgniarki i lekarz), możliwość nauki języka polskiego, zakup podręczników do szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum, zwrot kosztów przejazdów (np. do lekarza specjalisty), jednorazową pomoc na odzież i obuwie (140 zł) oraz kieszonkowe (70 zł miesięcznie).
Odmawiają bardzo często
Dodatkowo rodzice dzieci uczących otrzymują 270 zł miesięcznie w ramach ekwiwalentu na żywienie dzieci.
Procedura nadania statusu uchodźcy trwa przepisowo 6 miesięcy. W tym czasie urzędnicy zobowiązani są rozpoznać sytuację obcokrajowca i albo nadać mu status, albo odmówić.
- Odmawiają bardzo często. W Grupie większość ma odmowy - mówi Julia, Ormianka z Gruzji, która ośrodek już opuściła. Nim to jednak nastąpiło, mieszkała w nim z mężem i dziećmi przez dwa lata. Jak to możliwe, skoro procedura trwa pół roku?
Od odmowy przysługuje cudzoziemcowi odwołanie. Potem kolejne. Jeśli mimo wszystko nadal nie dostanie upragnionego statusu, ma do wyboru: wracać do ojczyzny, albo rozpocząć procedurę od samego początku (nie wyjeżdżając poza Polskę). Większość wybiera tę drugą ścieżkę.
Nie brakuje w ośrodku osób, np. Czeczenów, którzy kolejny już rok nie są w stanie rozpocząć życia poza ośrodkiem.
- Można przez ten czas oczekiwania uczyć się języka polskiego, poznawać ludzi i otoczenie. Niektórzy pracują na czarno, bo formalnie jeszcze im nie wolno, ale nie wyobrażają sobie bezczynności. Można wreszcie choćby pograć w piłkę na boisku. Różne rzeczy można, ale są osoby, którym nie chce się nic - nie kryje Julia.
Jeden chce, drugi nie...
Bezczynność, nuda, stan oczekiwania, a bywa, że i piwkowanie - tak też może wyglądać życie w ośrodku. Generalnie jest on obiektem otwartym. Ma recepcję i ochroniarzy, ale nikogo nie trzyma się tutaj na siłę. Brama do niego też jest otwarta.
Zarówno młodzieży, jak i osobom dorosłym oferuje się naukę języka polskiego.
- Mamy zatrudnioną nauczycielkę. Zajęcia zaplanowane są na każdy dzień powszedni, od godziny 16 do 18. Niestety, prawie nikt na nie nie przychodzi - ubolewa dyrektor.
Sen o normalności
To widać choćby przy spotkaniu z Czeczenami. Ukraińcy polski łapią szybciej, bez kursów. - O czym marzymy? Jak każdy człowiek - o normalności, spokoju, dobrej przyszłości dla dzieci. I o tym, żeby nikt cię nie traktował jak wroga - mówi Ukrainka Olga, która uciekła z mężem i trójką dzieci z wojennej zawieruchy w Ługańsku.
Smutnych historii, jak jej, pełny jest cały ośrodek...