Jestem ofiarą pracy ponad ludzkie siły. Po kolejnym nocnym dyżurze miałem wypadek. Wjechałem w ciężarówkę.
W całej Polsce jest ich około 14000, w Bydgoszczy - około 100. Wszyscy są rozgoryczeni.
- Nasza praca jest porównywalna z tym, co robi lekarz w karetce. My też mamy wyższe wykształcenie, jesteśmy po specjalistycznych kursach i szkoleniach, a traktuje się nas, jak sanitariuszy, którzy przenoszą pacjentów - narzekali wczoraj przed siedzibą wojewody ratownicy medyczni z Bydgoszczy, Inowrocławia i Świecia.
Żądają, by ich wynagrodzenia wzrosły w dwóch transzach.
- Domagamy się 800 złotych brutto od lipca tego roku i kolejnych 800 złotych od stycznia przyszłego - tłumaczy nam Szymon Wiłnicki, ratownik i dyspozytor medyczny z Bydgoszczy, przewodniczący wczorajszemu protestowi przed Urzędem Wojewódzkim. - Chcemy też, żeby Państwowe Ratownictwo Medyczne było państwowe nie tylko z nazwy. Teraz w wielu powiatach, także w naszym regionie (np. w Świeciu - przyp. red.), prywatne firmy świadczą usługi pod szyldem Państwowego Ratownictwa Medycznego. Pensje zatrudnianych tam ratowników są marne, bo właściciele firm nastawieni są na zysk - dodaje Szymon Wiłnicki.
- Po 20 latach pracy mam na rękę 2 tysiące 75 złotych - pokazuje rachunek Marek Lampka, ratownik medyczny w Bydgoszczy i Inowrocławiu. Żeby mieć za co żyć, pracuję na etacie i dodatkowo na kontrakcie.
- W Inowrocławiu mój zespół ratownictwa nie podlega wojewodzie, tylko prywatnemu szpitalowi. Wszystkie zyski, które przynoszą zespoły ratownictwa w Inowrocławiu, a są one naprawdę spore, trafiają do szpitala. My, ratownicy, nic z tego nie dostajemy - twierdzi Marek Lampka.
Co jest najtrudniejsze w zawodzie ratownika medycznego?
- Liczby godzin pracy. Ratownicy zatrudnieni na kontraktach pracują tak, jakby na dwóch etatach, powyżej 300 godzin w miesiącu. Sam jestem ofiarą pracy ponad ludzkie siły. Po kolejnym nocnym dyżurze miałem wypadek. Wjechałem w ciężarówkę - opowiada Marek Lampka. - Nasze pensje nie rosną, tymczasem od 2006 roku stopniowo dokłada się nam obowiązki. Mamy w Polsce jeden z największych na świecie zakresów obowiązków paramedyków. Podajemy coraz więcej leków, mamy do wykonania coraz więcej czynności...
- W Polsce zakres obowiązków ratownika medycznego jest praktycznie taki sam jak lekarza, któzy jeździ karetką do pacjenta - podkreśla Szymon Wiłnicki.
Wczoraj, po kwadransie sygnalizowania niezadowolenia gwizdkami i „kogutami” karetek, delegatów protestujących ratowników zaprosił na rozmowę wojewoda Mikołaj Bogdanowicz. Protestujący pytali przedstawiciela rządu w naszym regionie o efekty spotkania wszystkich wojewodów z ministrami zdrowia i finansów, które w czwartek odbyło się w Warszawie i dotyczyło, m.in., zarobków ratowników medycznych.
- Podzielam państwa postulaty i je rozumiem - powiedział wojewoda Mikołaj Bogdanowicz. - Będzie podwyżka 400 złotych od lipca dla wszystkich ratowników medycznych i kolejna, też 400 złotych, od lipca przyszłego roku. Jeśli chodzi o stworzenie państwowej służby, to prace w tej sprawie będą trwały. To jednak wymaga czasu. Na razie nie ma w tym zakresie żadnego projektu ustawy.
- Podwyżka 400 złotych to nie to, czego chcieliśmy, ale widać, że coś drgnęło w naszej sprawie - mówili po spotkaniu z wojewodą ratownicy.
