https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mała rewolucja w życiorysie

Małgorzata Oberlan
Nie tak często jak Amerykanie, ale jednak coraz częściej zmieniamy zawód. Takie osobiste trzęsienie ziemi - wymarzone albo z musu - przechodzą nawet 50-latkowie. Nieprawdą byłoby jednak twierdzenie, że odbywa się to bezboleśnie.

Nie tak często jak Amerykanie, ale jednak coraz częściej zmieniamy zawód. Takie osobiste trzęsienie ziemi - wymarzone albo z musu - przechodzą nawet 50-latkowie. Nieprawdą byłoby jednak twierdzenie, że odbywa się to bezboleśnie.

<!** Image 2 align=right alt="Image 141258" sub="Robert Fraszko przez lata żył w sportowym rytmie: treningi, mecze, zgrupowania. Gdy skończył karierę zawodniczą, rozpoczął pracę w firmie zajmującej się serwisem sprzętu budowlanego, ale kij hokejowy nadal ma pod ręką. / Fot. Paweł Wiśniewski">- Boli, przynajmniej na początku - przyznaje Robert Fraszko, były hokeista. Sportowcy to zresztą grupa, która doskonale zna problem. Profesjonalni zawodnicy zostawiają w halach, na matach, stadionach i pływalniach kawał swojego życia. Gdy nadchodzi kres kariery, wielu czuje się jak dziecko we mgle. Bo nie każdy może czy też chce być trenerem.

Hokeista - z zawodu stolarz

Fraszko na lodowisku spędził 15 lat. Pierwsze kroki stawiał na nim jako siedmiolatek. Karierę zawodowca, po wielu sukcesach w barwach drużyn Torunia, Sanoka i Gdańska zakończył w kwietniu zeszłego roku. Miał 34 lata, za sobą kontuzje kręgosłupa i kolana. Czuł, że to już czas na pożegnanie.

<!** reklama>- W wyuczonym zawodzie stolarza nigdy nie pracowałem. W ogóle, trudno powiedzieć, bym miał jakąkolwiek praktykę zawodową. Jedyne, co potrafiłem, to grać w hokej. Przez lata żyłem w typowo sportowym rytmie: dwa treningi dziennie, mecze, zgrupowania. A tu nagle dopadła mnie proza życia: konieczność zarobienia na utrzymanie - wspomina Robert Fraszko.

Nie chciał podzielić losów kolegów, którzy za chlebem wyjechali za granicę. W Toruniu mieszka z żoną i dwojgiem dzieci. Młodsza pociecha ma dziś rok i osiem miesięcy.

<!** Image 3 align=left alt="Image 141258" sub="Aneta Szczepańska (stoi pierwsza od lewej) spełniła się jako judoczka, teraz chce wychować mistrzów olimpijskich / Fot. Archiwum">Pomogli znajomi. W maju zeszłego roku Robert Fraszko trafił do firmy zajmującej się serwisem sprzętu budowlanego. Zaczął od pracy magazyniera. Trudno było przestawić się na ośmiogodzinny rytm pracy. Dokuczała tęsknota za lodem i kolegami z drużyny. Dziś jest już lepiej. Z magazynu przeszedł do obsługi klienta. Przyjmuje zlecenia, zamawia części. Jego narzędzia pracy to komputer i telefon. Z hokejem na zawsze nie zerwał, bo trenuje toruńskich młodzików.

- Były ciężkie chwile, ale ostatecznie tę zmianę życiową przeszedłem pozytywnie - podkreśla Robert Fraszko. - Znam sportowców, którzy pracy nie znaleźli. Ich losy nie są optymistyczne.

Nie miałam czasu na studia

Aneta Szczepańska z Włocławka, najbardziej utytułowana polska judoczka, mówi, że jej życiowa zmiana zawodowa właśnie trwa. Ma 35 lat. Karierę postanowiła zakończyć po ostatnim starcie w mistrzostwach Polski w 2008 roku. W sporcie osiągnęła naprawdę wiele: wielokrotne mistrzostwo kraju i sukcesy na arenie międzynarodowej. Wśród nich ten największy - srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Atlancie w 1996 roku.

Nie tylko kibice pamiętają, że przeżyła poważne załamanie. W maju 2006 roku znów nie powołano jej do kadry narodowej na mistrzostwa Europy. To był kolejny cios ze strony działaczy, o czym zresztą dyskutowano w mediach. Doszły problemy osobiste. Depresja. W czerwcowy wieczór wraz z podopiecznymi zeskrobywała starą farbę ze ścian salki treningowej na terenie Zespołu Szkół Technicznych we Włocławku, gdzie prowadziła zajęcia jako instruktorka. Potem została sama... Nie chciała już żyć. Obudziła się w szpitalu. Ten dzień wymazała z pamięci.

Dziś nie tylko kontynuuje zajęcia z młodzieżą w klubie MKS Olimpijczyk. - Na drodze życiowej spotkałam pana Dariusza Pokrywczyńskiego, dyrektora Zespołu Szkół nr 11 we Włocławku. Jako pierwszy w swojej szkole otworzył klasę sportową o profilu judo. Dzięki niemu mam pracę, którą kocham - mówi.

Aneta Szczepańska wreszcie ma też czas na naukę. Przed laty skończyła Technikum Żywienia Zbiorowego i rozpoczęła zaoczne studia na AWFiS w Gdańsku. - Ciągłe wyjazdy, zgrupowania, zawody i ciężkie treningi uniemożliwiły mi jednak skończenie ich w terminie - tłumaczy. - Dopiero przed rokiem zrobiłam licencjat, zdobyłam tytuł nauczyciela wychowania fizycznego i trenera drugiej klasy. W tym roku zaczęłam studia magisterskie na tym samym wydziale.

Jako sportowiec się spełniła. Dziś ma nowy cel życiowy, już jako trenerka: wychować mistrzów olimpijskich. Oficjalne zakończyć karierę planuje w lutym 2010 roku, kiedy to w Warszawie odbywać się będą zawody Pucharu Świata.

To nie katastrofa...

- Koniec z zawodem na całe życie. Czasy się zmieniają i dawne przywiązanie do jednego miejsca pracy czy profesji odchodzi do lamusa. Rzeczywistość staje się coraz bardziej dynamiczna. Ostatnim przyczółkiem dla tych, którzy nie chcą zmian zawodowych w swoim życiu, pozostaną urzędy - prognozuje Adam Mielcarek, doradca zawodowy, prowadzący agencję „Packing & Paper People”.

Jest optymistą. Ocenia, że Polacy dobrze odnaleźli się w kapitalizmie i mobliność zawodowa też wchodzi im w krew. Jedni zmieniają fach z konieczności, inni inwestują w siebie, świadomi, że to może się przydać. Oczywiście, im człowiek starszy i silniej przywiązany do jednego miejsca pracy, tym zmiany przychodzą trudniej.

- Ale zmieniający zawód 40-, 50-latkowie są jak ludzie zaczynający drugie życie. Tak można na to spojrzeć. Dzieci mają odchowane, więc są dyspozycyjni. Pochwalić się mogą doświadczeniem zawodowym; wiedzą, czego chcą. Dla pracodawcy mogą być cennym nabytkiem z różnych powodów. Jeden z nich to fakt, że nie uciekną jak młodzi po roku - dwóch, bo nastawieni są na stabilizację - wylicza Adam Mielcarek. - W kontekście planów podniesienia progów wieku emerytalnego, czas przyzwyczaić się do myśli, że zmiana zawodu to nie katastrofa tylko normalność. A ponieważ świadczenia ZUS-owskie stają się coraz bardziej hipotetyczne, wielu z nas prawdopodobnie pracować będzie tak długo, jak tylko będzie można, aby zapewnić sobie odpowiedni poziom życia.

47-letni znajomy Adama Mielcarka stracił posadę w toruńskiej placówce kulturalnej. Wyjechał za granicę. Po powrocie zaczął zaocznie studiować prawo na UMK. I wcale nie jest najmłodszym studentem. - Zawsze warto w siebie inwestować. Uczyć się języków, dokształcać. Nawet jeśli akurat nie widzimy konkretnego kontekstu. Za jakiś czas dodatkowe umiejętności mogą się bardzo przydać - podkreśla doradca zawodowy.

Pani magister na kursie masażu

W bydgoskim pośredniaku najwięcej osób w wieku 45 plus chce korzystać ze szkoleń typu ABC biznesu. Albo tracą pracę i postanawiają zagwarantować ją sobie sami, albo decydują się na poważnie przemyślaną zmianę życiową. Powodzeniem cieszą się też kursy związane z handlem, nowoczesnymi technikami sprzedaży, kadrami i płacami.

- Kto przychodzi się przekwalifikować? Często osoby, które wiele lat przepracowały przy produkcji: ślusarze, wykrawacze, rozbieracze mięsa - wylicza Krystyna Polek, kierowniczka Referatu Poradnictwa Zawodowego Powiatowego Urzędu Pracy w Bydgoszczy. - Zakład się kurczy albo plajtuje, a oni tracą pracę. Ale zdarzają się i ludzie z wyższym wykształceniem, na przykład nauczyciele, w których uderza teraz niż demograficzny. Pamiętamy panią magister historii po czterdziestce, która zdecydowała się na kurs masażystki.

Inną grupą tworzą pracownicy administracyjni po pięćdziesiątce. Przez kilkadziesiąt lat pracowali w biurach, ale nie dotykając komputerów. Opanować są w stanie najwyżej pisanie. - Boją się, na przykład, elektronicznej księgowości i decydują na przekwalifikowanie. Wybierają chociażby handel - dodaje Krystyna Polek.

Zatrudnianie osób dojrzałych wciąż trzeba w Polsce promować. Zachętą są programy unijne oraz możliwości, wynikające z krajowego ustawodawstwa. To chociażby pieniądze na wyposażenie stanowiska pracy dla przyjętego pracownika w wieku powyżej 45 lat.

Warto wiedzieć

Wolą emeryturę niż pracę

28 procent - taki mamy odsetek zatrudnienia osób w wieku od 55 do 64 lat. Pod tym względem zajmujemy przedostatnie miejsce w Europie.

Strategia lizbońska zakłada, że do 2020 roku w Europie powinno pracować co najmniej 50 procent osób powyżej 55. roku życia. W Polsce trend jest zupełnie inny. Ponad 60 procent rodaków w tym wieku chciałoby przejść na emeryturę tak szybko, jak to tylko możliwe. Szefowie są średnio zainteresowani ich pracą. Albo wypychają na emerytury, albo zwalniają. W efekcie co piąty bezrobotny to osoba po pięćdziesiątce.

Wybrane dla Ciebie

Świat stanął u progu nowej wojny. Izrael szykuje się do ataku

Świat stanął u progu nowej wojny. Izrael szykuje się do ataku

Prezes Orlenu: Celem jest uruchomienie dwóch SMR-ów do 2035 roku

Prezes Orlenu: Celem jest uruchomienie dwóch SMR-ów do 2035 roku

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski