Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Majty nadal nie grypsują

Redakcja
Nie kablować, być lojalnym, z frajerem przy stole nie siadać, klawiszy zwalczać. Żelazne niegdyś zasady więziennej podkultury nie wytrzymują próby czasu. Rozmiękczają je wszechobecne za kratami narkotyki i pieniądze oraz łagodniejszy niż kiedyś rygor odsiadki.

Nie kablować, być lojalnym, z frajerem przy stole nie siadać, klawiszy zwalczać. Żelazne niegdyś zasady więziennej podkultury nie wytrzymują próby czasu. Rozmiękczają je wszechobecne za kratami narkotyki i pieniądze oraz łagodniejszy niż kiedyś rygor odsiadki.

<!** Image 2 align=right alt="Image 118827" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">Otwierają się drzwi celi zwane klapą. Nowy skazany staje między piętrowymi łóżkami i nie wie co robić. W latach 50. ubiegłego wieku rzuciliby mu pod nogi czysty ręcznik i patrzyliby czy wytrze w niego nogi. Dzisiaj pada pytanie.

- Za co kiwasz?
- Za pobicie.
- Wspólników masz?
- Nie.
- Grypsujesz?
- Nie.
- A chcesz grypsować?
- A co to jest?
- Siadaj na koju (łóżko). Przy blacie (stół) na razie nie będziesz szamał. Po kolacji będziemy bajerzyć.

Taki dialog w polskich więzieniach słyszy się dzisiaj coraz rzadziej. Grypsowanie, które jeszcze 20 lat temu było zmorą więziennictwa, pomału staje się mało praktycznym archaizmem. Odchodzą w przeszłość ortodoksyjne zasady, przestają mieć znaczenie zewnętrzne atrybuty przynależności do subkultury, takie jak tatuaże czy rytualne blizny.

<!** reklama>- Na początek będę chciał zobaczyć twój akt oskarżenia. Jeśli go nie masz, to znak, że możesz siedzieć za majty (pedofilia, gwałt - red.), a majty wykluczają grypsowanie. Napiszę gryps do kalifaktora (więzień pracujący na oddziale-red.), żeby zajrzał na dyżurkę i cię sprawdził. Tam leżą tak zwane celówki, wykazy osadzonych - tłumaczy czterdziestoparoletni Marek.

Urodził się za kratami

i spędził za nimi 19 lat. Zajmował najwyższe pozycje w hierarchii drugiego życia. Zaczął grypsować jako nastolatek. Kiedy był „na staraniu” (okres próby dla świeżaka, który chce grypsować) „przecwelił” swoją pierwszą ofiarę. Zrobił to, żeby się wykazać. Badali go też wysyłając grypsy na wolność i sprawdzając, czy potwierdzają się jego wersje: z kim się bujał, kogo zna itp. Po kilku miesiącach mógł sobie wytatuować w kąciku oka kropkę, tzw. cynkwajs. Z czasem przylgnął do niego przydomek „pogromca cweli”.

Ostatni raz siedział w więzieniu 6 lat temu. Tak wspomina tamtą odsiadkę: - Czułem się jak bękart. Zasady, które kiedyś były całym moim życiem, wyparowały. Zostałem sam. Gdyby ktoś mi podskoczył, żaden z grypsujących by za mną nie stanął. Chowają łeb pod koc i udają, że nic nie widzą. Wjeżdżam pod celę i pytam, kto grypsuje. Odzywa się jeden, ale mówi, że tylko dla siebie grypsuje. Zaraz z nim pojechałem. Co to k... znaczy „dla siebie”? Mówią o sobie „grypsujący” a boją się wychylić, bo każdy dzisiaj walczy o wolność: o przepustkę, o dłuższe widzenie, o zakład półotwarty. Jeden drugiego sprzedaje. Nie ma już ludzi z charakterem. Teraz w więzieniu rządzą konie, czyli siłownia i koks, a grypsujący siedzą w szufladzie - mówi recydywista. Z perspektywy czasu krytycznie ocenia też okres, kiedy grypsujący liczyli się w więzieniu, a on sam zajmował w hierarchii pozycję rozkminiającego, czyli przywódcy, który rozsądza spory, podejmuje jednoosobowo decyzje i kręci tzw. afery - intrygi skierowane przeciw administracji i wrogim grupom skazanych.

- Grypsowanie było dla mnie najważniejsze. Czas pokazał, że

własną pięścią się zabiłem.

Ufałem ludziom, którzy na mnie donosili. Ciąłem się, latałem po izolatkach i dechach w imię zasad, które okazały się obłudą. Udawałem na przykład, że facet, który gwałci innego faceta jest kimś (jedna z form przecwelenia i okazania wyższości przez grypsujących- red.). A to przecież zwykły zboczeniec. Mnóstwo ludzi upokorzyłem. Gdy o tym myślę, mam w głowie autobus - opowiada mężczyzna.

- Wiele w subkulturze zmieniły narkotyki przemycane do więzień - przyznają w jednym z kujawsko-pomorskich zakładów karnych. Potwierdzają, że handel narkotykami mocno zatrząsł więziennym porządkiem, burząc dotychczasowe, sztywne podziały.

- Kiedyś nie do pomyślenia było, żeby narkoman mógł stać się „człowiekiem”. Dzisiaj uzależnieni grypsujący kupują towar od niegrypsujących i robią razem interesy, bo narkotyki to duży pieniądz. Nie przyznają się do tego, ale widzimy, że grypsujący dopuszczają frajerów do stołu, podają im ręce, grają z nimi w karty - opowiada wychowawca z kilkunastoletnim stażem. Dodaje, że członkowie zorganizowanych grup przestępczych rzadko angażują się w drugie życie. - Mają za dużo do stracenia. Na wolności zostawili pieniądze, rodziny i chcą do nich wrócić jak najszybciej. A grypsowanie tylko ich od tej wolności oddala. Grypsujący ma małe szanse na korzystanie z przywilejów, jakie daje regulamin wykonania kary.

- Nie opłaca się dzisiaj grypsować. Jeszcze kilkanaście lat temu grypsował co drugi więzień. W niektórych zakładach grypsujący mieli zdecydowaną przewagę. Dzisiaj przynależność do podkultury zgłasza mniej niż 20 proc. osadzonych. Administracja nie jest już wrogiem skazanego. Nie ma się przeciwko komu buntować - mówi jeden z funkcjonariuszy Służby Więziennej naszego regionu, zajmujący się rozpracowywaniem środowiska grypsujących.

Grypsowanie pojawiło się w polskich więzieniach w połowie lat 60. XX w., czerpiąc

wzory od „urków”,

a później „charakterniaków”, którzy zdominowali powojenny świat więziennej subkultury. Znawcy przedmiotu podają, że zaczęło się od warszawskiego zakładu karnego zwanego Gęsiówką. Potem normy nowej subkultury rozprzestrzeniły się na region łódzki i wrocławski, różniąc się między sobą rygoryzmem w przestrzeganiu niektórych zasad. Na dobre zakorzeniła się w polskich zakładach karnych grypsera warszawska, cechująca się - jak podaje literatura przedmiotu - „rozsądnym stosowaniem zasad podkulturowych”. Jej najważniejsze cechy to: podział na ludzi i nieludzi, czyli grypsujących, frajerów i cweli; wrogi stosunek do administracji zakładu karnego; przestrzeganie niepisanego kodeksu zachowań, często absurdalnych i śmiesznych, pod groźbą przecwelenia, czyli wykluczenia z grupy; zdyscyplinowanie i podporządkowanie się wewnętrznej hierarchii; hermetyczność; udzielanie sobie pomocy materialnej; porozumiewanie się za pomocą języka zwanego grypserą i języka miganego (pisanie na witach).

Większość z tych zasad w ostatnich latach uległa złagodzeniu lub komicznemu wynaturzeniu. Grypsować może dzisiaj sprawca przemocy domowej i ktoś, kto o tajnikach grypsery ma nikłe pojęcie. Wzajemną pomoc zastąpiła zaś walka o karty telefoniczne, które są dziś za murem powszechnym środkiem płatniczym, tak jak kiedyś herbata i papierosy.

- Kiedyś tak zwane

chowanie do wora

było ceremoniałem, o którym dowiadywało się całe więzienie. Czterdziestu grypsujących najpierw w drodze na spacernik wiązało sobie demonstracyjnie buty, a potem dochodziło do spektakularnego pobicia. Dzisiaj wykluczenie z grupy kończy się wiązanką bluzgów i dyskretnym wyproszeniem z celi, a w najgorszym razie sprzedaniem liścia. Co więcej, w tym samym więzieniu, na jednym oddziale można być za coś schowanym do wora, a na drugim podniesionym, czyli przywróconym do łask. Straciła na znaczeniu też

pozycja przywódcy.

Kiedyś był jeden rozkminiający na całe więzienie. Miał swoich ludzi na każdym oddziale. Dziś nie ma takiej osoby, a na oddziałach podejmuje się decyzje grupowo. Poza tym, każdy pawilon żyje swoim życiem - mówi jeden z wychowawców. Dzisiejsze grypsowanie nazywa żartobliwie grypsowaniem biznesowym. - Za pieniądze skazany niegrypsujący może zdegradować grypsującego. Kiedyś było to niemożliwe. Dawniej wykluczano z grupy z przyczyn ideowych, dziś coraz częściej z pobudek materialnych, najczęściej za długi.

- W tej chwili o pozycji człowieka w więzieniu decyduje pieniądz. Człowiek niegrypsujący, ale mający pieniądze i rozlegle kontakty w świecie przestępczym, staje się dzisiaj ważną postacią wśród grypsujących - przyznaje Karol Klucz, dyrektor Zakładu Karnego dla recydywistów w Koronowie.

Fakty

Młodociani nie odpuszczają

Tatuowanie dystynkcji wojskowych na ramionach zanika. Odwrotnie, panuje moda na wywabianie więziennych dziar. Znikają z czół prowokacyjne napisy w stylu „je...ć sąd”, wyparowują gitowskie kropki zwane cynkówami, które kiedyś świadczyły o przynależności do ludzi, a nie do frajerów. Furorę robi dziś w więzieniu tatuaż artystyczny, zakazany jednak ze względów higienicznych.

Skończyło się też zapotrzebowanie na ból. Stając się grypsującym, nie trzeba dziś drastycznie się okaleczać. Dzisiaj nikt sobie dla idei nie zadaje cierpienia polegającego na połknięciu sprężyny od łóżka, nikt się też nie potnie, nie mając ważnego interesu. Więzienne życie pokazuje, że coraz rzadziej interes taki mają grypsujący. Jeśli już decydują się na autodestrukcję, to wybierają raczej głodówkę niż cięcie żyletką.

Jedyną grupą nadal uparcie zasilającą szeregi grypsujących są młodociani skazani za rozbój. Trzymają się sztywno zasad, są głośni w grupie, poruszają się teatralnie na szeroko rozstawionych nogach. Mimo że jest ich mało, nadal stanowią zagrożenie dla więziennego status quo.

Język grypsujących nie jest dziś żadną tajemnicą. Słownik grypsery można kupić w każdej niemal księgarni lub znaleźć słownictwo w Internecie. Wiele słów z grypsery przeniknęło do gwary młodzieżowej. Szamać-jeść, skitrać-schować, kminić–rozumieć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!