<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Czy bezterminowy strajk na poczcie wypali? Okaże się już dziś, bo od razu będzie wiadomo, ilu pracowników przyłączy się do strajku, a to znaczy, spod ilu okienek odejdziemy z kwitkiem. Ten strajk to nie tylko test na wpływy pocztowej „Solidarności”, która w odróżnieniu od ponad 30 innych związkowych central, nie dogadała się z dyrekcją firmy. To także test na nastroje w całej firmie. Warto przypomnieć, że w referendum aż 66 tys. pracowników poparło strajk.
<!** reklama>Generalnie, perspektywy firmy z trąbką są niewesołe. Scenariuszy jest kilka. Pierwszy z nich to radykalna terapia, która wiązałaby się m.in. z gigantycznym cięciem kosztów, redukcją zatrudnienia i zaciskaniem pasa. Bez tego firma moloch nie będzie miała żadnych szans w starciu z konkurencją, która już dziś, jeszcze przed otwarciem rynku pocztowego, potrafi byle blaszką w kopercie skutecznie konkurować z gigantem. Czy jednak znajdzie się na tyle zdeterminowany rząd i czy uda się dogadać ze związkami, by nie torpedowały kuracji, bo bez niej firma padnie? Bardzo wątpię. Inna możliwość to prywatyzacja, na którą zresztą czeka spora część pracowników. Oczywiście nie z miłości do gospodarki rynkowej, tylko licząc na pakiety akcji z pracowniczej transzy. Niektórzy mówią wprost, że nie szukają lepszej posady tylko dlatego, żeby nie odchodzić z firmy przed prywatyzacją. Przykład Holandii, gdzie z powodzeniem działa poczta sprywatyzowana przy udziale koncernu TNT pokazuje, że prywatyzacyjna ścieżka jest możliwa. Niestety, nie ma żadnej pewności, że to, co udało się w Holandii, da się równie sensownie przeprowadzić także w Polsce.