Po naszym artykule leśnicy zapewniają, że o bydgoskie lasy walczą tak samo, jak o te wokół Torunia. W niedzielę ostatnie opryski, ale zakaz wstępu do lasu obowiązywać będzie jeszcze przez tydzień.
<!** Image 2 align=none alt="Image 178299" sub="Pilot lotniczej bazy leśnej, Maciej Lipiński, przygotowuje samolot „Dromader” do oprysków lasów przeciw borecznikowi
Fot.: Adam Zakrzewski">
Leśnicy zwołali wczoraj konferencję prasową. Zrelacjonowali - dzień po dniu - przebieg chemicznej walki z borecznikiem sosnowcem, który zżera Puszczę Bydgoską.
Akcja ratowania drzew zaczęła się od lasów wokół Torunia. Leśnicy zapewniają, że były to tereny najbardziej dotknięte plagą. Wytypowanie terenów, od których rozpoczęto akcję, odbywało się poprzez oszacowanie liczby larw na drzewach. - Ścina się drzewo, które spada na płachtę materiału, no i w kilka osób liczy się larwy - mówi Kaczmarek, szef Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu.
A na jednym z drzew naliczono ich nawet 50 tysięcy. W sobotę, 20 sierpnia, leśnicy liczyli, a trzy dni później odbyła się kwalifikacja lasów do oprysków. Tego samego dnia w powietrze wzbiły się samoloty.
Niedawno wykonały kolejne loty wokół Bydgoszczy, m.in., w nadleśnictwie Żołędowo. Jak wyjaśniają leśnicy, dlatego że do centrali dotarły ostatnie informacje o liczbie larw w nadleśnictwach.
Dotychczas stosowano środek „Dimilin”, który po rozpyleniu przez samoloty osadza się na sonowych igłach. Środek oddziaływuje bezpośrednio na żerujące larwy, w tym borecznika. Te giną po ok. czterech dniach od zjedzenia spryskanej igły. Do ostatnich oprysków leśnicy postanowili użyć innego środka - „Fastaca”. Zabija szybko borecznika, ale też i inne owady...
- Jednak zastosowaliśmy najmniejszą dopuszczalną dawkę - mówi Paweł Gawęda z Zakładu Ochrony Lasu w Gdańsku.
<!** reklama>
Użyto go jeszcze mniej niż w przypadku „Dimilinu” - pół szklanki na hektar. Roztwór, oprócz wody, zawiera środek, który zapobiega spłynięciu substancji z sosnowych igieł. Może dzięki temu puszcza obroni się przed spodziewaną kolejną inwazją?
- W przyszłym roku czeka nas wysyp brudnicy mniszki. Liczymy, że środek będzie aktywny do czasu żerowania larw szkodnika - mówi Janusz Kaczmarek.
Chemiczne opryski zastosowano tylko w najbardziej zagrożonych lasach, czyli na terenie 45 tysięcy hektarów Puszczy Bydgoskiej. Pozostałe drzewa powinny obronić się siłami natury. Do leśników dzwonili przerażeni właściciele prywatnych lasów i ogrodów, w których pojawił się borecznik. Ci mogą bronić swoich drzew przy użyciu popularnego środka - „Decisu”. - Musieliśmy zastosować środki chemiczne, bo rozmiary plagi były przerażające. Larwy mogły zniszczyć drzewostan - przekonuje dyrektor RDLP.