Rozmowa z DANIELĄ STASIAK, kierowniczką Działu Administracji Opery Nova w Bydgoszczy
Jakie są Pani wspomnienia z pierwszych lat pracy w operze, jeszcze wtedy w budowie...
<!** Image 2 align=none alt="Image 189383" >
Widzę siebie, moje koleżanki i kolegów, jak malujemy foyer wodą szklaną, żeby melomani nie ubielili sobie tynkiem ciemnych garniturów i eleganckich sukien. Pamiętam, że miałam od tej szklanej wody popalony dół spódnicy i rajstopy. To było prawie 20 lat temu (pracuję w operze 22 lata). Inne wspomnienie. Wszyscy robimy sami kanapki na festiwalowe poczęstunki dla gości. Widzę też, jak wszyscy biegamy z ulicy Gdańskiej - tam były nasze biura - na ulicę Focha - na budowę, wreszcie na Mickiewicza, bo w teatrze graliśmy przedstawienia. Gdy przenieśliśmy się już ze spektaklami na Focha, sprzątania było co niemiara. Panie dbające o porządek były białe jak młynarki. Teraz mamy inne wyzwania. Podłogę do „Rusałki”, udającą wodę, sprzątaczki myją wodą z coca-colą i długo polerują specjalnymi ściereczkami, a bardzo jasną wykładzinę na widowni (nie wolno na sali jeść ani pić!) pierzemy nocami...<!** reklama>
Zajmuje się Pani także sprawami związanymi z zaopatrzeniem, transportem, przyjazdem gości operowych...
I dbam o teren dookoła opery. Gdy już wyłożono go granitem, stwierdziłam, że musimy tu posadzić ładne rośliny. Kiedyś na własną rękę obsadzaliśmy klomby tujami, ale później, dzięki współpracy z Urzędem Miasta, udało się pozyskać krzew derenia białego. Osobiście dowodziłam sadzeniem. Moim oczkiem w głowie są także rośliny w foyer opery. Wielu naszych bywalców przekazuje nam olbrzymie okazy, które znajdują u nas godne warunki bytowania.
Mieszka Pani w pobliżu opery. Czy to jest pokusa, żeby stale rzucać okiem na miejsce pracy?
I to jaka! Gdy zauważę, że nasze flagi są splątane, zaraz dzwonię do chłopaków z portierni, prosząc, żeby je odwinęli. Kiedyś ktoś zdewastował nam znak parkowania dla niepełnosprawnych. Znalazłam ten znak vis-a-vis opery i oddałam go panom z obsługi technicznej. Oni tę tablicę wyklepali i dalej nam służy. Prowadziłam też, razem z policją i strażą miejską, wojnę z grafficiarzami, którzy niszczyli nam amfiteatr, oraz ze złodziejem, który kradł nasze rowery - policja go schwytała.
Ta praca to całe Pani życie...
Nie całe! Jest mąż, są dzieci, trzy wnuczki i działka, na której wypoczywam. Jednak nie wyobrażam sobie siebie w innym miejscu pracy i z innymi współpracownikami. Oni wiedzą , że jestem do dyspozycji całą dobę. Nigdy nie wyłączam komórki. Osobiście wszystkiego doglądam, a jak trzeba, idę i sama robię.