Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto wydał rozkaz "žBromberg"?

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Rozkazu na piśmie nie znaleziono. Mimo to, jedyną wątpliwością zdaje się pytanie: czy niemiecka dywersja w Bydgoszczy była spontaniczną akcją, czy zorganizowały ją służby specjalne SS.

Rozkazu na piśmie nie znaleziono. Mimo to, jedyną wątpliwością zdaje się pytanie: czy niemiecka dywersja w Bydgoszczy była spontaniczną akcją, czy zorganizowały ją służby specjalne SS.

<!** Image 1 align=left alt="Image 4585" >Przed 66 laty w Bydgoszczy doszło do wydarzeń, które do dziś inaczej funkcjonują w zbiorowej świadomości Niemców i Polaków. Przez jednych określane są jako niemiecka dywersja, przez drugich - masakra bezbronnych Niemców.

Przed dwoma laty, po serii publikacji na łamach „Expressu”, w Delegaturze Instytutu Pamięci Narodowej w Bydgoszczy przedstawiciele ośrodków naukowych z Bydgoszczy, Torunia, Poznania i Warszawy powołali zespół badawczy, który miał wyjaśnić wszystkie okoliczności związane z wydarzeniami bydgoskimi z 3 i 4 września 1939 r., nazwanymi przez propagandę Trzeciej Rzeszy „bydgoską krwawą niedzielą”.

Przeszukiwanie archiwów polskich, niemieckich, rosyjskich i angielskich (na szeroką skalę) nie doprowadziło do tej pory do znalezienia jakichkolwiek oryginalnych i jednoznacznie brzmiących rozkazów niemieckich potwierdzających tezę, że dywersja była zaplanowana i przygotowana przez nazistowskie służby specjalne, wojskowe czy Służbę Bezpieczeństwa SS.

Ważne meldunki

Kwerenda okazała się jednak bardzo owocna. Ustalono, m.in., w zarysie stopień infiltracji Bydgoszczy i Pomorza przez wywiad niemiecki w przededniu II wojny światowej, znaleziono praktycznie kompletne wykazy poległych w tych dniach w Bydgoszczy, zarówno Polaków, jak i Niemców, ujawniono treść wszystkich zachowanych polskich meldunków wojskowych z pierwszych dni września 1939. - Meldunki pisane na gorąco właśnie 3 września są dla mnie potwierdzeniem faktu dywersji - uważa dr Tomasz Chinciński z bydgoskiego IPN-u, sekretarz komisji.

Czy rozkaz dotyczący przeprowadzenia akcji dywersyjnej w Bydgoszczy w ogóle został wydany? Wielu historyków skłania się ku tezie, że nie.

Jednym z głównych punktów odniesienia jest sprawa tzw. prowokacji gliwickiej. Jej kulisy ujrzały światło dzienne wyłącznie dzięki ustnym zeznaniom odpowiedzialnego za jej zorganizowanie SS-Sturmbannführera Alfreda Naujocksa, zaufanego Reinharda Heydricha, który został (wg niektórych źródeł) przewerbowany przez aliancki wywiad w 1943 roku. To dzięki jego zeznaniom podczas procesu w Norymberdze świat poznał kulisy głośnej akcji służb specjalnych SS.

Weryfikacja słów Naujocksa, m.in., poprzez sprawdzenie list, kiedy i z którego obozu więźniowie użyci w tej akcji zostali zwolnieni, przyniosła potwierdzenie jego wersji. Gdyby nie „otwarcie ust” przez Naujocksa, prawda o akcji nie wyszłaby na jaw. Żadnych dokumentów związanych z tą akcją do dziś nie odnaleziono. Tak funkcjonują wszystkie służby specjalne. Dlaczego zatem w Bydgoszczy miałoby być inaczej?

W tej sytuacji pozostaje zatem liczyć na tzw. dowody pośrednie. Jak w sądowym procesie poszlakowym.

Co robili w Bydgoszczy?

Nie ulega wątpliwości, że choć relacje polskie i niemieckie zdają się świadczyć o „dwóch różnych niedzielach”, w części pokrywają się ze sobą. Uwypuklają szczegóły korzystne dla swojej strony, pomijają te niekorzystne. Nie znaczy to jednak, że wzajemnie się wykluczają.

<!** Image 2 align=right alt="Image 4586" >Odrzucając niektóre skrajności, śmiało stwierdzić można, że w mieście doszło do strzelaniny między Niemcami i Polakami. Skoro w pierwszej części dnia 3 września kule kierowane były przede wszystkim w stronę wycofujących się polskich wojsk, logika przyczyn i skutków wydarzeń w mieście jest prosta. Pozostaje pytanie: kto strzelał do polskiego wojska? Jednym z pośrednich dowodów na to, kto brał udział w dywersji, jest lista tych Niemców, którzy zginęli, ustalona na podstawie nekrologów zamieszczanych na przestrzeni roku od wydarzeń na łamach lokalnego dziennika „Deutsche Rundschau” a także zgłoszeń napływających do funkcjonującej w Bydgoszczy Mordkomission. Jak już wcześniej pisaliśmy, wiele ofiar nie mieszkało w Bydgoszczy, ale w jej okolicach. W Plątnowie, Rynarzewie, Szubinie, Ostromecku, Barcinie, Łochowie, Laskowicach, Wągrowcu, pod Grudziądzem. Co robili tego dnia w Bydgoszczy, w trzecim dniu wojny, kiedy powinni spokojnie w swoich domach (jak to przedstawia niemiecka wersja) oczekiwać nadchodzącego „wyzwolenia”?

Tajemnica Selbstschutzu

Teza o tym, że w dywersji uczestniczyli niemieccy aktywiści z tzw. terenu, doskonale broni się sama. Użycie przez Niemców do działań dywersyjnych mieszkańców Bydgoszczy nie wchodziło w grę - byli zbyt znani i rozpoznawalni. Idealnie do tego celu nadawali się natomiast ci, którzy znali miasto i realia życia w Polsce, a zatem ludzie mieszkający w okolicy, którzy w Bydgoszczy od czasu do czasu bywali. Są zresztą relacje niemieckie o pojawieniu się w mieście w dniach dywersji osób obcych, które wchodziły do ich mieszkań. Wiadomo też, jak wielu szpiegów działało w mieście i okolicach.

Wszystko to zdaje się prowadzić do tezy, że powstanie niemieckie wybuchło na wieść o zbliżaniu się Wehrmachtu do granic miasta. Akcja dywersyjna była przygotowywana. Czy wydano natomiast konkretny rozkaz ataku? Wydaje się, że nie.

Za tą tezą przemawia działalność Selbstschutzu w pierwszych tygodniach okupacji, do którego werbunek rozpoczął się jeszcze latem 1939 r. i był nadzorowany przez Służbę Bezpieczeństwa SS. Ten rodzaj „milicji” został zresztą szybko zlikwidowany. Do tego dodać należy nieświadomość dowództwa Wehrmachtu podczas zajmowania Bydgoszczy, które nic nie wiedziało o jakiejkolwiek akcji dywersyjnej.

Organizujący akcje na tyłach wroga Niemcy z Austrii i czeskich Sudetów, po zajęciu tych terenów przez Wehrmacht byli honorowani i odznaczani. W Bydgoszczy niczego takiego nie było. Czy dlatego, że właśnie dywersja została przeprowadzona na własną rękę?

Kohnert z Gersdorfem?

Ostatnio pojawił się kolejny wątek dotyczący znanych w naszym mieście, przedwojennych aktywnych działaczy mniejszości niemieckiej. W czerwcu historycy odnaleźli w archiwum w Berlinie ciekawą poszlakę.

W aktach osobowych dwóch esesmanów pochodzących z Bydgoszczy, Hansa Kohnerta i Gero Gersdorfa, zachowała się informacja o ich bardzo szybkim awansie w listopadzie 1939 r., tuż po przyjęciu ich do organizacji. Kohnert został Oberführerem (pułkownikiem), Gersdorf - Sturmbannführerem (majorem).

- Ich błyskawiczny i tak wysoki awans nastąpił na wniosek Wernera Lorenza, szefa organizacji Volksdeutschemittelstelle, podlegającej Himmlerowi i organizującej akcje dywersyjne w Polsce i Jugosławii - mówi Tomasz Chinciński z bydgoskiego Instytutu Pamięci Narodowej - Było to wydarzenie absolutnie bez precedensu. Uzasadnienie brzmiało „za wybitne osiągnięcia w walce przeciwko Polakom”. Może to wskazywać, m.in., na zasługi położone przy jakiejś większej akcji. Może właśnie chodziło o dywersję w Bydgoszczy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!