To nieco wyolbrzymione porównanie sprowadza się mimo wszystko do poczucia rażącej niesprawiedliwości dla społecznego ogółu. Bo kiedy wyobrazimy sobie, że nas, szaraków, za przewinienia skutkujące odebraniem możliwości kierowania samochodem karano by bezwzględnie, a panu Macierewiczowi wszystko wolno, burzy się krew.
Podobnie na pewno u praworządnych przedsiębiorców, karnie płacących za możliwość handlu w atrakcyjnych miejscach, skrupulatnie rozliczających swoje zobowiązania... Co myślą, czytając, że „Panu Frytce” vel „Baloniarzowi” niewiele można zrobić, choć od pięciu lat jawnie kpi z „pościgu”, urządzanego przez różne służby powołane do pilnowania wszelkiego rodzaju porządku? Smutne to jest dodatkowo, bo ta jarmarkowa działalność „Baloniarza” żeruje też na naszym przedświątecznym nastroju i zbożnej chęci pomocy.
Tu już możemy porzucić eskapady pana ministra, który w zasadzie poza kpiną z prawa i sprawiedliwości krzywdy nie robi. Lokalny jarmarkowy „Janosik” tymczasem ma inne „noszenie”. Nie łupi bogatych i nie sprzyja biednym.
Wykorzystując wspomniane na wstępie luki w przepisach, odwołuje się do naszych emocji i wykorzystuje to, że w gwiazdkowej euforii chcemy się dzielić z biedniejszymi (często przeciwstawiając się tym, którzy instytucjonalnie próbują reagować). Z opisywanej przez nas historii „Pana Frytki”/”Baloniarza” wynika jednak niestety, że sponsorujemy w ten sposób jego mandaty, by mógł działać dalej... I póki tych dziur w prawie nie braknie, oni będą robić to dalej.
