<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Ktoś jeszcze pamięta te lamenty, połajanki i wyzwiska? Tak, tak, na początku naszego kapitalizmu wczesnego, tak ze dwie dekady temu, debata o udziale aktorów w reklamach była gorąca wyjątkowo - padały oskarżenia o prostytuowanie się, a nobliwi mistrzowie zawodu wytykali paluchami nieszczęśników, którzy sprzedali się mamonie. Dziś nikt już się tym nie przejmuje, a w reklamie piwa oglądamy nawet guru niezależnych, Krzysztofa Majchrzaka. Ważniejsze jest to, że są tacy aktorzy, którzy z reklamowych wyzwań są w stanie zrobić perełki, i są tacy, którzy na własną prośbę toną w żenadzie.<!** reklama>
Bo przecież nie chodzi o to, że grając w reklamie straci się status sumienia narodu i artysty wybitnego. Nie ma obaw, aktorzy sumieniami być przestali już dawno, a dobre rzemiosło nikomu nie uwłacza. Jasne, mógłby pewnie stracić twarz artysta programowo nie kolaborujący z oficjalnym obiegiem kulturalnym, ale bądźmy szczerzy - artyści kontrkulturowi są najczęściej tak niszowi, że nikt w branży reklamowej nawet o nich nie słyszał. Mamy oczywiście na rynku i tych, którzy wołają: kto mnie kupi? i tych, których o możliwość zakupów trzeba bardzo ładnie poprosić - obie grupy łączy jednak kwestia podejścia. Wyboru scenariusza, przyłożenia się do roboty, pogonienia magików, którzy przychodzą z pomysłami tak głupimi, jak to tylko w reklamie możliwe. Bo wtedy można nie tylko zarobić, ale i podbić sobie markę.
Tak, jak ostatnio Borys Szyc. Aktor ciekawy, bo jego kariera to nie tylko wzloty, ale i niższe pułapy. Teraz wzleciał dzięki reklamie, bo historyjkę z „odklikiwaniem” panienek znają chyba wszyscy. I nie spotkałem nikogo, kto by nie piał na jej temat. Oczywiście, że jest to po prostu dobrze wymyślona opowieść - ale przede wszystkim jest to świetna etiuda Borysa Szyca. To dla jego gry reklamę oglądamy po raz setny, podczas gdy na reszcie przysypiamy albo idziemy po piwo (jak duży blok reklamowy, to po kolejne).
Reklam dobrze zagranych było zresztą sporo. Ot, choćby pamiętna miniaturka, w której pewien prawdziwy aktorski gigant mówi z dystansem: „Pedros? Nie, Gajos”. Niestety, nie zawsze jest tak dobrze. Mamy choćby teraz na ekranach serial z Wiktorem Zborowskim - w formule jakiegoś teatrzyku z poprzedniej epoki, uparcie grającego błazenadę o proszku do prania. Mamy też Katarzynę Cichopek w cudacznej naganiance do loterii. Naprawdę nie można było trochę ponegocjować z wymyślaczami tych reklam?
No a wracając do Krzysztofa Majchrzaka... Jeden z browarów wpadł na pomysł oparcia kampanii na wizerunku prawdziwych facetów. Nie tych, co to mają największe mięśnie, ale tych, którzy całych swoim życiem udowodnili, że naprawdę „mają jaja”. Wziął w tym udział pan Krzysztof i słusznie. Tylko mam wrażenie, że trochę w tym podkreślaniu niezależności przekombinowano. Wolę efekt Gajosa, który bez zadęcia, w dwie sekundy pokazuje nam, kto tu jest mistrzem.