Za czasów II Rzeczypospolitej w urzędach i szkołach zarówno prywatnych, jak i publicznych wisiał krzyż.
Był on elementem polskiej tradycji, szczególnie związanym z walką o zachowanie narodowej tożsamości pod zaborami, gdy głównym łącznikiem i ostoją był Kościół katolicki.
<!** reklama>
W państwie wielonarodowym
i wielowyznaniowym obecność symboli nie budziła większych emocji. W szkołach, które należały do towarzystw mniejszości narodowych, wisiały krzyże prawosławne
i gwiazdy Dawida.
Również po objęciu władzy przez komunistów przez jakiś czas krzyże zostawiono w spokoju. Bywało, że wisiały obok portretów Lenina czy Stalina.
Dopiero na przełomie lat 40.
i 50. podjęto próby usunięcia krzyży z urzędów i instytucji oraz szkół. Nie zawsze skuteczne. Po 1956, kiedy wydawało się, że krzyże w szkołach udało się obronić, m.in. za sprawą starań Towarzystwa Szkoły Świeckiej doszło do uchwalenia nowej ustawy o systemie oświaty. Ze szkół w 1961 r. usunięto naukę religii, a wraz z nią wszelkie symbole religijne. Wróciły one częściowo już w 1980 r., najpierw spontanicznie zawieszane przez rodziców, nauczycieli czy dyrektorów szkół. Potem to zjawisko stało się normą. Krzyż wisi dziś w polskim Sejmie, w urzędach i budynkach samorządów terytorialnych. Wszystko to mimo iż w konkordacie nie ma nawet mowy o symbolach religijnych w przestrzeni publicznej i mimo, że w 2009 Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że symbol religijny w postaci krzyża nie może wisieć w szkolnej klasie, gdyż jest „naruszeniem prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami” oraz „wolności religijnej uczniów”. Wola większości i przywiązanie do tradycji wzięły górę.