Toruńska astronomia. Ważny ośrodek naukowy, znany na całym świecie. A równocześnie grono otwartych ludzi, traktujących się ciepło, po przyjacielsku. Tak było. Nawet wtedy, gdy wielu wzajemnie donosiło na siebie funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa.
<!** Image 2 align=right alt="Image 102206" sub="Ciężkie, burzowe chmury nad Centrum Astronomii UMK zebrały się we wrześniu tego roku, gdy wyszło na jaw, że prof. Aleksander Wolszczan, wymieniany jako kandydat do Nagrody Nobla, był tajnym współpracowni-kiem Służby Bezpieczeństwa. Teraz okazuje się,
że kontakty
z bezpieką mieli też
inni astronomowie. / Fot. Archiwum">- To przerażające, że nawet za komuny panował na tych korytarzach ruch, wszystkie gabinety były otwarte, byliśmy jak rodzina, a po ujawnieniu teczki TW „Lange” ludzie szepczą po kątach, czuje się napięcie, drzwi są pozamykane - mówi profesor Andrzej Kus, szef Centrum Astronomii UMK.
Naukowiec ubolewa, ale przyznaje zarazem, że przez lata spodziewał się i czekał nadejścia tego, co nieuchronne. - Byłem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Orion” - przyznał sam informując rektora i społeczność akademicką.
Bezpieka chce jakiegoś „mięsa”
Dla wielu nie było to zaskoczeniem. - Już w tamtych latach czuliśmy, że Kus może być jakoś uwikłany - przyznaje mgr Eugeniusz Pazderski, twórca nadajników radiowych i telewizyjnych, wykorzystywanych przez opozycję demokratyczną do nadawania nielegalnych audycji. - Choć był członkiem „Solidarności”, często mówił: będę się trzymał z boku, mam robotę naukową. Jednak byliśmy pewni, że ze strony Andrzeja nie groziło nam żadne niebezpieczeństwo. Bez oporów dawałem mu bibułę, nie kryjąc, że mam jej cały plik. Jest to niezwykle inteligentny człowiek i musiał dobrze wiedzieć, czym się zajmujemy.
<!** reklama>Wcześniejsza głośna sprawa Aleksandra Wolszczana, który okazał się TW o pseudonimie Lange musiała wywołać lawinę. Niestety, aż tyle odwagi co Andrzej Kus nie mieli inni naukowcy, których pseudonimy ujawniliśmy już dawno na naszych łamach. Musieliśmy do nich po kolei docierać.
TW „Profesor” to profesor Stanisław Gorgolewski, emerytowany naukowiec. Współpracował z SB w latach 1982-89. Odbył 55 spotkań operacyjnych. On mówił, esbek pisał. Lektura informacji, które pochodzą od TW „Profesor” jest wyjątkowo nudna. Profesor mówi głównie o wyjazdach zagranicznych swoich i podwładnych. Prawie o wszystkich wyraża się pozytywnie. Wkurza tym szefa SB, który żąda, by wreszcie zachowywał się „jak agent, a nie naukowiec” - ma przecież tyle kontaktów w kręgach dyplomatycznych i o czymś ciekawym tam muszą rozmawiać! SB chce jakiegoś „mięsa”, czegoś co można wykorzystać operacyjnie.
<!** Image 3 align=left alt="Image 102206" sub="Jak jedna wielka rodzina. Grupowe zdjęcie toruńskich astronomów
z 1995 roku. Wtedy wśród naukowców panowały stosunki koleżeńskie. Nikt nie przypuszczał, że w tym gronie są byli tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. / Fot. Paweł Wiśniewski ">I dostaje. Ochłapik. „Profesor” informuje, że ostro popijający i leniwy palacz wykrzyczał publicznie, iż szef mu nic nie zrobi, bo on ma plecy w Milicji Obywatelskiej. Skutek? W związku z dekonspiracją zrezygnowano z usług owego palacza jako „osobowego źródła informacji”.
Trudniej dziś oceniać podjętą przez „Profesora” próbę zaangażowania SB do rozwiązania swoich spraw rodzinnych. O kłopotach tych, awanturach z żoną i teściową, a potem ciągnącym się latami rozwodzie, informowali SB także inni działający w tym środowisku TW. A tu on sam esbekom o tym mówi i to ze szczegółami! Z notatek wynika, że „Profesor” zwrócił się w tej sprawie osobiście do „tow. Szefa”, czyli szefa toruńskiej SB, pułkownika Zygmunta Grochowskiego. Chciał, by wszechwładna i wszechpotężna wówczas w jego rozumienia instytucja sprawiła, że żona przestanie dostarczać kolejne, jego zdaniem, ewidentnie lewe zwolnienia lekarskie i stawi się wreszcie na sprawie rozwodowej.
- Dla mnie ważna była tylko praca naukowa. Jak przyłaził taki facet, to myślałem, w jaki sposób najszybciej się go pozbyć - wspomina dziś profesor Gorgolewski. - A ta sprawa z żoną przecież przeszkadzała mi w pracy!
<!** Image 4 align=right alt="Image 102206" sub="Prof. Jan Hanasz: - Fakt, że mogliśmy prowadzić działalność opozycyjną, świadczy na korzyść kolegów, którzy dali się omotać SB / Fot. Paweł Wiśniewski">Jak kończy współpracę TW „Profesor”? Obraża się na SB uznając, że nie podejmuje ona działań w jego sprawie albo też nie jest skuteczna.
Sumienie nie pozwala donosić
Najczystszy, wręcz modelowy, wydaje się przypadek profesora Andrzeja Strobla, którego zarejestrowano pod pseudonimem „Proxa”. Podczas dwóch pierwszych spotkań z oficerem SB napisał oględne charakterystyki trzech osób. - Pisałem własnoręcznie, bojąc się, że ten człowiek może coś dopisać - tak dziś tłumaczy. - O wszystkim mówiłem Antoniemu Stawikowskiemu, późniejszemu szefowi „Solidarności” w regionie. Wielu kolegów o tym wiedziało, a ja się potwornie z tym męczyłem.
Andrzej Strobel kontakty zerwał. Najpierw unikał spotkań, potem przekonywał esbeka, że z powodu dziwnych telefonów żona grozi rozwodem, bo podejrzewa istnienie kochanki, wreszcie powiedział wprost, że sumienie nie pozwala mu donosić na kolegów. I niech się dzieje, co chce! Raz faktycznie wstrzymano mu paszport, ale potem dano spokój i mógł jeździć po świecie tak często, jak inni toruńscy astronomowie.
Emerytowanego doktora Bernarda Krygiera od jakiegoś czasu wielu kojarzy z TW „Dux”, bo w jego szafie znaleziono zadania dla agenta o tym pseudonimie. - Myśmy wiedzieli, że Benek współpracuje, bo on właściwie się z tym nie krył - wspomina Eugeniusz Pazderski. - Każdy czuł, że przy nim mówić trzeba ostrożnie. A tę kartkę sam osobiście podarłem. Bo gdyby on solidnie wykonał przydzielone mu wówczas przez SB zadania, a mógł, i podał, kto w tym momencie ma kontakty z Gdańskiem i posiada prywatny komputer, to ja oraz koledzy siedzielibyśmy w pudle.
<!** Image 5 align=left alt="Image 102206" sub="Mgr Eugeniusz Pazderski: - Byliśmy pewni, że ze strony Andrzeja Kusa nie grozi nam niebezpieczeństwo. Bez oporów dawałem mu bibułę. / Fot. Paweł Wiśniewski">Donosów „Duxa” jest najwięcej. Wiele dotyczy profesora Gorgolewskiego. TW wskazywał na nikłą zaradność organizacyjną szefa. Podobne sygnały SB otrzymywała od „Langego” i „Oriona”. Wszyscy ci naukowcy najwyraźniej wyrażali w ten sposób troskę o dalszy rozwój ośrodka. Tak pewnie tłumaczyłby to dziś sam Bernard Krygier, który jednak nie zgodził się na spotkanie, a przez telefon nie chciał komentować znanych nam donosów. Także tego najdziwniejszego, w którym podsunął esbekom informację, że Gorgolewski może współpracować z zachodnim wywiadem, co miało ten skutek, że bagaże TW „Profesora” trzepano przez pewien czas regularnie na każdym lotnisku Krajów Demokracji Ludowej.
- Moim zdaniem, fakt, że w naszym środowisku rodziła się wręcz opozycja (chociażby podziemny Toruński Informator Solidarności przygotowywaliśmy w pokoju 313 Instytutu przy Chopina, w którym siedzieliśmy biurko w biurko z Wolszczanem), a działalność prowadziliśmy bez problemów, świadczy na korzyść tych ludzi - mówi profesor Jan Hanasz, znany toruński opozycjonista.
Czas już wcisnąć „reset”
Inna sprawa, że w 1985 roku doszło do wpadki. Ekipa telewizyjna nadająca planszę nawołującą do bojkotu wyborów, kierowana przez Hanasza, została aresztowana. - Tu bez wątpienia SB skorzystała z informacji jakiegoś TW, ale niekoniecznie związanego z astronomią - przyznaje prof. Wojciech Polak, historyk specjalizujący się, m.in., w dziejach opozycji demokratycznej regionu toruńskiego. - Wtedy nawet ja wiedziałem zbyt dużo, chociażby o tym, że radio „S” nadaje z balonów. Mógł to też być wynik czyjegoś zwykłego gadulstwa.
Wśród astronomów coraz głośniej mówi się o konieczności zorganizowania oczyszczającego spotkania. - Może się to oprze o wódkę, może o mordobicie, ale trzeba coś takiego zrobić, by naprawić atmosferę - uważa Andrzej Strobel.
Idealnie byłoby, gdyby wówczas przyznali się kolejni TW - „Andrzej”, „Kosmos”, „Omega”, których pseudonimy przewijają się w dostępnych obecnie teczkach. Może potrzeba katharsis, po którym na korytarzach obserwatorium w Piwnicach znowu rozmawiano by głośno, a drzwi gabinetów otworzyłyby się na oścież?
Współpraca: Alicja Cichocka
Fakty
SB łapała głównie na paszport
Z naszych dotychczasowych ustaleń wynika, że w latach 70. i 80. wśród około 40 astronomów związanych z Instytutem Astronomii UMK w Toruniu i współpracującą z nim Pracownią Astrofizyki PAN było przynajmniej ośmiu tajnych współpracowników SB: Aleksander Wolszczan, Andrzej Kus, Andrzej Strobel, Stanisław Gorgolewski, Bernard Krygier (TW „Dux”) oraz nieznani nam dotąd z nazwiska TW: „Andrzej”, „Kosmos” i „Omega”. Pozyskani zostali głównie przy okazji starań o paszport.