Jak polski raport, o stratach poniesionych przez nas podczas drugiej wojny światowej jest komentowany w Parlamencie Europejskim?
Na razie dużo okazji do takich oficjalnych rozmów nie było, bo Parlament dopiero się zbierze, choć w jego kuluarach poseł z Grecji podkreślał, że wystąpienie Polski o te reparacje to bardzo dobra decyzja. Grecja też chce od Niemiec zwrotu kredytu, do udzielenia którego zmusiła ten kraj Trzecia Rzesza, którego - oczywiście nikt do dzisiaj jej go nie spłacił, a są to dość duże pieniądze. Wydaje mi się, że przedstawienie przez Polskę tak obszernej dokumentacji tych wojennych zbrodni – w porażających liczbach, ale i we wstrząsających opisach czy fotografiach w tym pokazanie takich faktów, jak zburzenie Wielunia na początku wojny a na jej końcu - zrównanie z ziemią Warszawy, to są dane, które robią wrażenie na opinii publicznej. A tutaj przede wszystkim chodzi o to, aby właśnie ta opinia publiczna i to na całym świecie, uznała te nasze roszczenia. Wtedy też Niemcy będą musieli je uznać.
Jest pogląd, że nasze wystąpienie o roszczenia może źle wpłynąć na polsko-niemieckie stosunki…
Moim zdaniem jest wręcz odwrotnie. Powstanie tego raportu, tak bardzo szczegółowego to jest bardzo duży krok – ale do przodu, nie tylko, gdy chodzi o uzyskanie odszkodowania, ale w ogóle w stosunkach polsko-niemieckich. Bo jest to pokazanie Niemcom - czarno na białym, co się w Polsce działo podczas drugiej wojny światowej, za ich przyczyną i wskutek ich działań. A taka opinia o zagrożeniu współpracy polsko-niemieckiej przez ten raport, nie jest niczym uzasadniona.
To skąd się wzięła?
Po pierwsze stąd, że panował i do dzisiaj panuje ten argument, że nie będziemy drażnić Niemców, ponieważ przyczynili się do odzyskania przez nas niepodległości, po 1989 roku. Chociaż tak naprawdę, było akurat odwrotnie – to myśmy się przyczynili do zjednoczenia Niemiec, ponieważ to dzięki nam - patrząc tak realnie, upadł komunizm w ogóle. Po drugie - panuje i taki pogląd, że przecież Niemcy byli naszymi adwokatami przy wstąpieniu do Unii Europejskiej, to jak teraz od nich oczekiwać zapłaty za straty wojenne? W związku z tym pozycja Polski wobec Niemiec była zawsze jakaś gorsza. Nie była, jak oni sami mówią „ Auf Augenhöhe”, czyli jak równy z równym. A chodzi o to, aby właśnie taka była stąd przedstawienie tych naszych strat i żądanie od Niemiec tych roszczeń, bo ewidentnie jest za co.
A jak pan skomentuje zarzut opozycji, że opublikowany teraz raport jest elementem kampanii wyborczej PiS?
Powiem tak: w polityce jest nieustanna kampania wyborcza – nie dlatego, że jest się przed wyborami tylko dlatego, że kampania wyborcza zaczyna się następnego dnia po wyborach. To swoim działaniem po nich, w jakiś sposób przekonujemy wyborców do tego, żeby na nas znowu zagłosowali, albo z nas zrezygnowali. Wszystko jest kampanią wyborczą, cokolwiek byśmy w polityce nie zrobili. Nawet to, że tak opozycja o tym raporcie twierdzi - to też jest jej element kampanii wyborczej, aby wmówić Polakom, że jest on na pokaz, dla tzw. picu, a nie naprawdę. Owszem – ten raport jest naprawdę.
Mamy szansę otrzymać te 6,2 bln zł skoro kanclerz Niemiec Olaf Scholz – jak na razie, odrzuca polskie żądania reparacji mówiąc, że kwestia ta została ostatecznie rozstrzygnięta?
Oczywiście, że mamy szansę. Te straty są ogromne i realne, ale to nie będzie tak, że wyślemy Niemcom fakturę - bo najpierw będą negocjacje, potem naciski opinii publicznej i to z całą pewnością potrwa. A potem, kiedy już się Niemcy zgodzą na zapłacenie tych reparacji, no to trzeba będzie doprecyzować w jaki sposób te roszczenia nam wypłacą i przez ile lat. Na razie nie ma takich planów, aby do tego raportu odniósł się Parlament Europejski natomiast z pewnością zostanie on w PE przedstawiony, aby wszyscy europosłowie się z nim dokładnie zapoznali. Jak rozumiem, zrobią to polskie władze. To jest jeszcze do ustalenia.
Jaką drogą powinniśmy dociekać tych roszczeń?
W mojej ocenie dwutorowo – po pierwsze w rozmowach bilateralnych z rządem niemieckim, nawet jeśli mówi on dzisiaj – „Nie, ta kwestia jest już załatwiona”. Choć naszym zdaniem tak nie jest. Po drugie – poprzez przedstawianie tego raportu, bardzo szerokiej opinii publicznej.
Patrząc na ceny energii, w tym gazu – w jakim miejscu jest Europa?
W takim miejscu, że Europa nie wie, co będzie dalej. Tak naprawdę nikt tego nie wie, dlatego te dotychczasowe środki zaradcze Unii – w kwestii pozyskiwania energii, w tym gazu oraz stabilizacji cen tych nośników, są chaotyczne. A to się mówi o jakiejś wymuszonej solidarności, a to o obowiązkowym oszczędzaniu i pani Ursula von der Leyen pokazuje filmik, jak należy myć ręce oszczędzając wodę, nucąc przy tym hymn Unii Europejskiej. Więc tak naprawdę znaleźliśmy się w bardzo przykrym miejscu.
Czego to jest konsekwencją?
Nie tylko wojny w Ukrainie, ale także tej samobójczej polityki energetycznej, która w UE jest prowadzona od co najmniej 2019 roku. Tu głównie to samobójstwo chcą popełnić Niemcy, decydując się na wyłączność sprowadzania gazu z Rosji, choć płynęły przed tym ostrzeżenia, także ze strony Polski. Ale Niemcy uważali – jak się teraz okazało niesłusznie, że nikt przecież nie zabije kury, która znosi złote jajka. Ten gazociąg Nord Stream 1, a potem Nord Stream 2 to były właśnie takie kury, które te złote jajka Putinowi znosiły. Ale teraz zdecydował się on te kury zabić, bo zachciało mu się rosołu, a nie złota. Poza tym ta niemiecka polityka była i jest prowadzona zupełnie bezrefleksyjnie, polega na przykład na rezygnacji z energii atomowej – w grudniu 2021 roku Niemcy zamknęli trzy dobre elektrownie, a w tym roku – kiedy jest ewidentny kryzys i Putin gazu nie daje, kiedy ceny tego surowca skoczyły niebotycznie w górę, Niemcy mają zamknąć ostatnie takie trzy. Przecież to jest czysta i żywa głupota. Jeżeli tak ma wyglądać polityka energetyczna Unii, to trzeba przyznać, że do niczego dobrego nie doprowadzi.
Komisja Europejska opublikowała plan awaryjny na wypadek wstrzymania dostaw rosyjskiego gazu - taki mechanizm solidarności energetycznej. Chodzi w nim o to, aby w przypadku, gdy go zabraknie jakiemuś krajowi w UE, państwa członkowskie dzieliły się zapasami tego błękitnego paliwa.
To jest dziwaczny pomysł, bo każdy z krajów ma inny mix energetyczny, czyli swoją strukturę produkcji i konsumpcji energii. I tak w jednym jest więcej węgla, w innym gazu i jest on z różnych kierunków dostarczany – czasami z Rosji, w innym przypadku z Norwegii czy z Afryki więc zmuszanie teraz do takiej solidarności, już tą solidarnością nie jest. Natomiast z całą pewnością, kraje w Europie będą sobie pomagać, bo to jest nasz wzajemny interes - przecież wszystkie nasze gospodarki są ze sobą powiązane.
W takim razie co powinna zrobić Unia, aby obniżyć ceny gazu?
Przede wszystkim powinna pójść po rozum do głowy, a jak już pójdzie po ten rozum, to niech zauważy, że w bezpośrednim jej sąsiedztwie są złoża gazu – na przykład w Afryce. Oczywiście trzeba będzie zainwestować duże pieniądze w odpowiednią infrastrukturę, dzięki której moglibyśmy go z tego kontynentu sprowadzać. Jest też gaz na Bliskim Wschodzie, z którego - jak na razie, nikt nie korzysta. Teraz mamy efekt tego inwestowania tylko w jeden kierunek stąd Niemcy patrzą w tę pustą rurę, za którą zapłacili grube pieniądze, a z niej gaz nie płynie. Jest to efekt błędów popełnianych przez wiele lat. To są ich konsekwencje, przy czym dotyczą one całej Unii.
Skoro mówimy o UE, to wyraża ona zaniepokojenie tym, co Rosja wyrabia w Ukrainie. Czy wystarczająco reaguje, żeby powstrzymać Rosjan?
Unia ma ciągle taką nadzieję, że może w kwestii wojny w Ukrainie niewiele trzeba będzie robić w ogóle i liczy na to, że Rosjanie sami się z niej wycofają. Wtedy UE wróci z nimi do interesów, tak jak było dawniej. Otóż - nie wróci, i to z prostej przyczyny, bo Rosja pokazała, że jest w stanie złamać każdą, absolutnie każdą umowę międzynarodową. I nie daje żadnych gwarancji, że nie powtórzy tego w przyszłości-a, że to zrobi, to mogę się założyć z każdym, nawet z kanclerzem Scholzem.
Jak na razie Rosja morduje Ukrainę, co może ją jeszcze w tym zatrzymać?
Przede wszystkim zerwanie przez Unię jakichkolwiek stosunków z Rosją – czy to gospodarczych, towarzyskich czy politycznych. Niech sobie jej mieszkańcy siedzą w tej swojej Rosji i niech się tam kiszą, ale od nas z daleka.
Właśnie Rada UE zdecydowała o całkowitym zawieszeniu umowy o ułatwieniach w wydawaniu wiz, między UE a Rosją. Co pan poseł na to?
Bardzo dobrze się stało. Nie widzę żadnego powodu, aby Rosjanie przyjeżdżali do Unii po to, żeby robić tutaj zakupy, wypoczywać albo szpiegować. Mają wystarczająco duży kraj.
