FLESZ - Koronawirus w Polsce. Zachowajmy czujność i zdrowy rozsądek
Dzwonimy do kilku krakowskich szpitali i pytamy, ilu pacjentów w porównaniu do ubiegłych lat trafia na oddziały. Niemal wszędzie słyszymy, że jest ich o wiele mniej niż rok czy dwa lata temu. Dopytujemy, czy to oznacza, że jest mniej udarów, zawałów oraz czy ludzie nagle przestali mieć kłopoty z nadciśnieniem i chorować na nowotwory? - Wręcz przeciwnie - odpowiadają zgodnie nasi rozmówcy. I dodają: ludzie umierają w domach, ewentualnie trafiają do szpitali, ale w momencie, kiedy ich szanse na uratowanie są dramatycznie niskie.
Prof. Piotr Jankowski z I Kliniki Kardiologii i Elektrokardiologii Interwencyjnej oraz Nadciśnienia Tętniczego CM UJ przyznaje, że coraz częściej zdarzają się sytuacje, że do szpitala trafiają osoby kilka dni po przebytym zawale.
- Takie sytuacje miały miejsce już wcześniej. Jednak ich skala w czasie pandemii uległa znacznej eskalacji
- wyjaśnia prof. Jankowski.
I dodaje: - Statystyki w Polsce jak i na świecie potwierdzają, że liczba pacjentów z zawałem serca, którzy zgłaszają się do szpitali na przestrzeni ostatnich miesięcy, zmniejszyła się o blisko 40 proc. Chorzy zwlekają z telefonem po pomoc. Decydują się na niego dopiero wówczas, gdy pojawiają się kolejne powikłania. To niesie za sobą poważne implikacje, ponieważ zbyt późno wdrożone leczenie jest dużo mniej skuteczne, a ryzyko zgonu znacznie wyższe.
Brak zabiegów
Taki stan rzeczy to efekt nałożenia się na siebie dwóch czynników. Po pierwsze - część chorych z powodu obaw przed zakażeniem zaniechało diagnostyki i leczenia chorób przewlekłych, a w drastycznych przypadkach nawet przerwało leczenie.
Po drugie jednak - to także utrudniony dostęp do części świadczeń i lekarzy. W wyniku kilkumiesięcznego zawieszenia wielu planowych zabiegów oraz badań, czas oczekiwania na ich wykonanie niepokojąco się wydłużył, a chorzy czują się zagubieni i pozostawieni bez opieki.
Już drugi raz w tym roku, aby zminimalizować ryzyko transmisji infekcji COViD-19 oraz zapewnić dodatkowe łóżka szpitalne dla zakażonych pacjentów wymagających pilnego przyjęcia do szpitala, w połowie października NFZ zalecił szpitalom ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie udzielania świadczeń wykonywanych planowo.
- Oczywiście, że wstrzymanie zabiegów wydłuża czas oczekiwania. Ci pacjenci, którzy mieli być zoperowani w listopadzie, są przesuwani na późniejsze terminy, z kolei osoby, które planowo czekały na operację w grudniu czy listopadzie, automatycznie otrzymują jeszcze bardziej odległy termin. Ubolewamy nad tym, i mamy nadzieję, że sytuacja epidemiologiczna pozwoli na wznowienie zabiegów
– tłumaczy Anna Górska, rzeczniczka prasowa szpital im. S. Żeromskiego w Krakowie.
Planowe zabiegi wstrzymano także w szpitalu im. G. Narutowicza, J. Dietla czy też Szpitalu Uniwersyteckim.
Dla przykładu w Małopolsce w październiku w porównaniu do stycznia br. na przyjęcie na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej trzeba było czekać o około 20 dni dłużej. Z kolei jak przekazuje wojewódzki oddział NFZ, aktualnie na zabieg endoprotezoplastyki stawu biodrowego trzeba czekać o blisko pięć miesięcy dłużej w porównaniu do stycznia.
Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka małopolskiego NFZ, zapewnia jednak, że żaden chory wymagający pilnej interwencji lekarskiej nie zostanie bez pomocy.
- Przypominam, że podmiot leczniczy nie może odmówić udzielenia świadczenia zdrowotnego osobie, która potrzebuje natychmiastowego udzielenia takiego świadczenia ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia. Udzielenie świadczenia pacjentowi w powyższym stanie nie może być zależne od faktu rozpoznania u tego pacjenta choroby zakaźnej - konkluduje.
Nowotwór nie poczeka
W szczególnie trudnej sytuacji znaleźli się także cierpiący na nowotwory. Z raportu o stanie polskiej onkologii, przygotowanego przez Fundację Onkologiczną Alivia, wynika, że w całym kraju - w dobie pandemii koronawirusa - odwołane zostało co trzecie badanie lub terapia. O ponad 30 proc. spadła też liczba seansów radioterapii.
- Terapia onkologiczna to leczenie ratujące życie. Nie może być przerwana, przesunięta czy zaniechana, nawet w tak trudnej sytuacji jak epidemia koronawirusa. Szpitale onkologiczne wprowadziły wszelkie procedury bezpieczeństwa, aby przyjmować chorych. Nie należy w żadnym wypadku czekać. Zatrzymanie procesu rozpoznania i leczenia nowotworu może bowiem prowadzić do fatalnych konsekwencji w postaci malejącej szansy na wyleczenie choroby nowotworowej - mówi dr n. med. Marcin Hetnał, dyrektor medyczny Centrum Radioterapii „Amethyst”.
Koronawirus w Małopolsce
Ostatnie badania laboratoryjne potwierdziły SARS-CoV-2 u kolejnych 19152 osób z czego 1724 z nich dotyczyło Małopolski, plasując nasz region na czwartym miejscu wśród województw o największym dobowym przyroście zakażeń. W sumie w naszym regionie od początku pandemii zakażenie koronawirusem stwierdzono u 81005 osób.
Niestety również wczoraj małopolski sanepid przekazał informację o śmierci kolejnych 39 mieszkańców w wieku od 59 do 69 lat. 25 z nich miało choroby współistniejące. Tym samym w Małopolsce liczba zgonów spowodowanych COVID-19 wzrosła do 1271.
