Na początku lat dziewięćdziesiątych Bydgoszcz też była opleciona siecią busów i autobusów, kursujących pod różnymi szyldami i choć często do tych samych punktów docelowych, to po różnych trasach. Teraz z tej prywatnej flotylli pozostały niedobitki. Poza rosnącymi kosztami własnymi (ceny paliwa, pojazdów i części do nich), część przewozowych firemek wykończyła, jak to zwykle na rynku bywa, silniejsza konkurencja prywatna (np. PKS Bydgoszcz), część - konkurencja ze strony firm należących do samorządów. W naszym regionie są to podlegający samorządowi wojewódzkiemu Kujawsko-Pomorski Transport Samochodowy i podlegające samorządowi Bydgoszczy Miejskie Zakłady Komunikacyjne, które wespół z sąsiednimi gminami utrzymują 10 linii podmiejskich.
Przez lata pasażerowie mogli chwalić sobie taki stan rzeczy. Samorządowe linie były tańsze i bardziej niezawodne. Inflacja i kryzys energetyczny zburzyły ten porządek. Teraz przydałaby się konkurencja dla KPTS i MZK. Na pójście po rozum do głowy jest już jednak za późno. Prywatna konkurencja z roku na rok się nie odrodzi. Z dojazdem do Bydgoszczy kłopot będzie coraz większy.
