<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Policyjny emeryt zostaje szefem wszystkich polskich policjantów. Tego chyba jeszcze nie było, choć już najróżniejsze bywały perypetie wokół najważniejszego stołka w policji. Awansowali na to stanowisko policjanci, których horyzonty niewiele przekraczały doświadczenia zdobyte podczas służby w Milicji Obywatelskiej i tacy - jak Leszek Szreder, którzy policyjnego fachu uczyli się na dobrych zagranicznych stażach. Szefami zostawali gliniarze niemal od urodzenia i tacy, jak Marek Bieńkowski, czy Konrad Kornatowski, którzy w ogóle nie pracowali w tej formacji.
Jedni odchodzili bez większych skandali, inni w atmosferze podejrzeń, jak Zenon Smolarek, czy wspomniany już Kornatowski. W zupełnej niesławie odszedł Antoni Kowalczyk, skazany w jednym z procesów wywołanych aferą starachowicką. Wszystkich łączyło jedno: zapowiedzi, że będzie lepiej, niedoinwestowana przez lata policja wreszcie doczeka się przyzwoitego sprzętu, a policjanci przyzwoitych płac. I wszyscy rytualnie obiecywali też, że funkcjonariusze zostaną przeniesieni zza biurek na ulicę - dla naszego bezpieczeństwa.
Tym razem Tadeusza Budzika, przedstawiciela młodszej generacji wysokich oficerów policji, zastąpi starszy od niego Andrzej Matejuk, były szef dolnośląskiej policji, którego zresztą nie wszyscy we Wrocławiu wspominają najlepiej. I wiadomo, że lekko nie będzie. W policji, tak jak w całej budżetówce, narosły oczekiwania płacowe i nadal będą narastały. Konflikt jest tym ostrzejszy, że nie chodzi tylko o to, czy podwyżki będą, ale także o podział podniesionych kwot, który premiuje część grup zaszeregowania kosztem innych. Jaki z tego wniosek dla nas, cywilów? Noga z gazu! Na dobry humor panów z drogówki w najbliższym czasie raczej nie ma co liczyć.