Czytając szyldy raz są to puby innym razem kluby. Przybytki czasem jak bar z wyszynkiem, a czasem zdecydowanie bardziej klubowe, o wyszukanym wystroju i wyposażeniu. Są też jeszcze kluby osiedlowe.
<!** Image 3 align=none alt="Image 181377" >Generalnie nastawione są na klienta w wieku studenckim, ale niektóre nie tylko, a na palcach policzyć można takie, w których mile widziany byłby osobnik w wieku 50+. Problem jest, wystarczy przypomnieć sobie taki wdzięczny utworek:
„I znaleźliśmy się w wieku trudna rada/że się człowiek przestał dobrze zapowiadać/ale za to z drugiej strony cieszy się/że się również przestał zapowiadać źle”.
Tak śpiewali kiedyś Starsi Panowie Dwaj, którzy choć mieli już szron na głowie i nie to zdrowie, to w sercu ciągle maj. Chciałoby się, aby i inni rodacy niepierwszej już młodości byli równie pełni wigoru, dowcipu i zapału do zabawy.
<!** reklama>
Tymczasem często emerytura dla większości z nas oznacza problem nadmiaru wolnego czasu. Po kilkudziesięciu latach przepracowanych tu i tam gwałtownie zmienia się nam tryb życia. Już nie trzeba wstawać o określonej godzinie, ale można sobie ułożyć tak plan dnia, żeby nie ogarnęła nas wszechobecna nuda.
Oczywiście, wcale liczne są osoby, dla których sensem życia na emeryturze jest ogródek działkowy.
- Dla mnie nie ma lepszego relaksu, niż przejażdżka rowerem na działkę - zapewnia na Tomasz Kwiatkowski z Fordonu, dla którego sensem życia stało się pielęgnowanie grządek, altanka i śpiewające tam ptaki. - Od paru lat jestem już samotny i zapełnienie tej pustki było dla mnie bardzo istotne. Na szczęście wiele lat temu - wtedy jeszcze z żoną - kupiliśmy sobie działkę. Gdy oboje pracowaliśmy, nie było zbyt wiele wolnego czasu na jej zagospodarowanie. Teraz to się zmieniło.
Pani Barbara, choć jeszcze pracuje zawodowo, już intensywnie myśli o tym, co będzie robić na „zasłużonej”. - Mam dwoje wspaniałych wnuków i poświęcę ich wychowaniu cały swój wolny czas, którego teraz jeszcze zbyt wiele nie mam - przekonuje. - Ale wiosną, już za pół roku, gdy definitywnie zakończę karierę zawodową, wszystko rzucę w kąt i zajmę się Basią i Tomkiem. Córka z mężem są bardzo zapracowani i wiem, że czekają na to niecierpliwie - twierdzi przyszła emerytka.
Nie każdy swe plany na czas po rozstaniu z pracą zawodową ogranicza do najbliższej rodziny. Niektórzy przypominają sobie, że mogą jeszcze potańczyć.
- Co sobotę po obiedzie mieliśmy jeszcze przed wakacjami zabawy taneczne dla seniorów w naszym DK „Modraczek” SM „Budowlani” na Wyżynach - mówi pani Krystyna. - Trochę chorowałam i nie wiem, jak to jest teraz jesienią - dodaje. Do zabawy przygrywała orkiestra na żywo, a na parkiecie pląsało zwykle tak z pół setki seniorów, a czasem to chyba nawet i więcej. W środy mój mąż lubił chodzić z laptopem na specjalnie organizowane dla starszych osób spotkania komputerowe. Teraz jest w domu ekspertem od mailowania po rodzinie z bliska i z daleka - dodaje mieszkanka osiedla Wyżyny.
Legendy krążą o dawnych klubach nad Brdą. „Zodiak” - najlepszy w północnej Polsce, „Savoy” - świetne orkiestry, „Parnasik” - przybytek artystów. Ponoć bez marynarki nikt tam nie wszedł, chyba że „dał w łapę”. Jednak po „Zodiaku” hula wiatr, artyści nie bywają już w „Parnasiku”. Nowsze w większości nastawiają się na młodych ludzi. Jednak i te szeregi się wyszczerbiają. Po wystrzałowej „Vanili” już nie ma śladu. Rozjechał ją tramwaj. Metalowo-rockowy klub „Sogo” z urokliwym Cadillacem nad wejściem zastąpiła piwiarnia bez wyrazu. Trwa i ma się dobrze popularna „Kuźnia” przy Gdańskiej.
Jak się okazuje, osobnicy o siwiejących, a nawet już zupełnie siwych skroniach bywają mile widzianymi klientami w komercyjnych, śródmiejskich przybytkach. Należy do takich m.in. pub „Text” przy Marszałka Focha.
- Zaczęło się trochę od sentymentu do Kobry, zakładu, w którym przepracowałem trochę lat - mówi Adam Jankowski. - Gościłem już spotkania starych kobrowców, rozmawialiśmy o naszych sprawach i zamierzam nadal organizować podobne spotkania nie tylko dla mojej starej fabryki. Zamierzam robić wieczorki taneczne przy muzyce z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Spotkałem się już nawet w tym celu z panem, który prowadził przez wiele lat taki klub w „Michale” na Błoniu. Niestety, „Michała” już nie ma. „Baśki” też nie ma. Za to chcę, aby były takie klubowe spotkania w pubie „Text”. Mam konsolę, oświetlenie dyskotekowe i myślę, że zaczniemy na przełomie roku robić dyskoteki w starym stylu. Obok tego jest też salka bilardowa, można grać w brydża. Robimy pizzę. Mamy rozmaite trunki. Nie tylko piwo. Zatem możemy zaczynać - zapewnia Adam Jankowski, sam również w wieku 60+, zatem mocno dojrzała gwardia potencjalnych bywalców może na niego liczyć.
Seniorzy nie tylko mają ochotę posiedzieć, pojeść i pogwarzyć. Wprawdzie do biegania za piłką po boisku już im niesporo, ale dla wielu doskonałą formą zdrowego ruchu może być i bywa kręgielnia. Tym bardziej że już jesień, wkrótce zima, a to pod dachem. Kiedyś najbliżej mieliśmy taką w Tucholi. Dziś są dwie znacznie okazalsze w Bydgoszczy. Jedna jest w „Łuczniczce”, druga wyprowadziła się z pięterka w Galerii Pomorskiej i działa na Hetmańskiej.
- Jestem po czterdziestce, ale grywam w towarzystwie mocno posiwiałych panów dobrze po sześćdziesiątce. Udzielają się bez zahamowań w lidze bowlingowej, w której ograniczeń wiekowych nie ma żadnych. Na zwykłą kieszeń to są dość kosztowne spotkania. Tor w „Łuczniczce” kosztuje od 50 do 80 złotych za godzinę. Zależy od dnia. Dla grających w lidze amatorskiej 3-4-godzinny wieczór zamyka się kwotą 20-30 złotych. Właścicielowi się to kalkuluje, bo ma wykorzystany środek tygodnia. Na bowlingu nie ma palenia, nie ma hałasu, można się spotkać ze znajomymi i pograć, coś przegryźć, wypić piwko. Co ciekawe, grają w większości panowie młodsi i starsi oraz czasami młode panie. Natomiast pań 50+ tu nie widać - mówi pan Robert, regularnie uprawiający bowling.