Nie można utrudniać dostępu do brzegów wód. Tak mówią przepisy, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Co gorsza wielu urzędników temat po prostu „zlewa”.
<!** Image 2 align=none alt="Image 180966" sub="Spółdzielnia SIM odsunęła swój płot od brzegu, ale nie zrobili tego wszyscy jej sąsiedzi. Zakaz grodzenia wód nie wszędzie jest przestrzegany. (Fot.: Tymon Markowski)">
Inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli wybrali się nad jeziora. Sprawdzili, czy przestrzegany jest przepis zakazu grodzenia brzegów. Efekt ich kontroli zakończył się kilkoma doniesieniami do prokuratury i na policję.
Brda z zakrętami
NIK negatywnie oceniła pracę urzędników, którzy mieli pilnować respektowania przepisu. Zdaniem izby, źle wywiązują się oni z nadzoru nad przestrzeganiem zakazu grodzenia, nie reagują na przypadki bezprawnego wykorzystywania gruntów skarbu państwa i lekceważą skargi. Urzędami, które mogą kontrolować przestrzeganie swobodnego dostępu do wód publicznych, są krajowe i regionalne zarządy gospodarki wodnej.
- Ostatnio wybrałem się na spacer nad Brdę. Chciałem dojść sobie ulicą Karolewską, ale natrafiłem na jakieś ogrodzone osiedle - mówi Adam Lewandowski.
W myśl przepisów, aby zagwarantować swobodny dostęp do zbiorników wodnych, prawo zabrania grodzenia plaż i brzegów. Wszelkie ogrodzenia muszą kończyć się 1,5 m od wody.
Osiedle nad Brdą przy ul. Karolewskiej, a teraz też przy ul. Łobżenickiej, które wzbudza emocje spacerowiczów, buduje Spółdzielnia Mieszkaniowa SIM.
Zgodnie z przepisami
- Dziwię się, że nas oskarżają. My odsunęliśmy się ponad 20 metrów od rzeki. Dodatkowo kilka metrów odsunęliśmy się od dzikiej plaży, która wchodzi w nasz teren. Szanujemy swobodny dostęp do Brdy. Jednak wystarczy przejść się kawałek dalej, aby zobaczyć, że ogrodzenia prywatnych posesji dochodzą do Brdy - twierdzi Andrzej Chrapkowski, prezes SIM.
Bydgoszczanie na wyjeździe
Mimo to urzędnicy z bydgoskiego ratusza twierdzą, że nie ma problemu z anektowaniem brzegów przez właścicieli nadrzecznych posesji.
<!** reklama>- Nie spotkałam się z takim przypadkiem - przekonuje Katarzyna Łaskarzewska-Karczmarz, kierująca wydziałem administracji budowlanej bydgoskiego magistratu. - Jak wydajemy pozwolenie na budowę w przypadku miejsc pozbawionych planu zagospodarowania, to zwracamy się do regionalnej dyrekcji wód. Ona przekazuje informacje, gdzie jest linia brzegowa.
Zdaniem Krzysztofa Dudka, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego dla miasta Bydgoszczy dodatkowym utrudnieniem dla osób chcących ogradzać się nad samym brzegiem w Smukale jest pobliskie ujęcie wody.
- To tereny pod szczególnym nadzorem. Jednak z problemem grodzenia boryka się nadzór budowlany dla powiatu. Tam, gdzie wypoczywają bydgoszczanie, łamie się zakazy grodzenia brzegów - mówi Krzysztof Dudek.
Właściciele domków letniskowych bez przeszkód zajmują także brzegi jezior. - Lubię łowić ryby. Sporo czasu spędzam nad wodą i to niekiedy jest dramat. Niektórzy najchętniej słupki ogrodzenia postawiliby też na dnie zbiornika - komentuje pan Leon z Osowej Góry.
Z podobnymi zgłoszeniami spotyka się Stanisław Skowroński, inspektor nadzoru budowlanego dla powiatu bydgoskiego.
Jeśli pojawi się zgłoszenie...
- W Pieczyskach poziom wody znacznie różni się w zależności od pory roku. Niekiedy okazuje się, że woda sięga niemal do połowy działki. Grodzić jednak nie wolno - tłumaczy.
W tym roku Stanisław Skowroński prowadził postępowanie w sprawie zagrodzenia brzegu w Chmielnikach. - Płot musi być minimum 1,5 metra od brzegu. Jeśli trafi do nas zgłoszenie, jedziemy na kontrolę. Najpierw usiłujemy zalegalizować to, co można. Jeśli jednak coś jest niezgodne z przepisami, to właściciel musi zdemontować ogrodzenie - dodaje.
Samowolka nad jeziorami wciąż drażni jednak ludzi.
- Mnie wkurzają te wszystkie ogrody działkowe, jak chociażby nad Jeziorem Słupowskim - uważa pan Michał Wiśniewski z Bydgoszczy. Trzeba obejść spory kawałek, aby dostać się do jeziora. Złodziej i tak sforsuje siatkę - stwierdza.
Wytykają urzędnikom błędy i niekompetencje
- Kontrolerzy NIK sprawdzili 18 jezior na Mazurach.
- Skierowali 8 zawiadomień do prokuratury i 7 do policji.
- W ciągu 4 lat zarządy gospodarki wodnej przeprowadziły tylko 10 kontroli. Pomimo wykrycia błędów niemal wszystkie interwencje były nieskuteczne.