Nie było Jatek na ofijalnych planach miasta blisko pół wieku, choć z planów zagospodarowania przestrzennego nie wyparowały. Na pomysł odtworzenia uliczki, bo ulicą trudno ją nazwać, wpadł rozbudowujący się przy Mostowej znany bydgoski cukiernik i restaurator Adam Sowa.
[break]
Obecne zabudowa ul. Jatki nie przypomina tej przedwojennej, ani zabudowy, która była tu jeszcze do końca lat 60. ubiegłego wieku, zanim powstał PRL-owski klocek restauracji „Kaskada”. XIX-wieczne oficyny będące zapleczem kamienic przy ulicach Mostowej i Podwale oraz wikliniarskie i mięsne kramy ustąpiły dziś miejsca nowoczesnej, wysokiej architekturze. Smaczkiem jest zadaszenie ulicy, wykonane z ogromnych, przezroczystych tafli.
Pokoleniu młodych bydgoszczan nowy wystrój Jatek może się spodobać. Jest tylko jeden problem. Gdyby nasz reporter był przyjezdnym, nieznającym miasta, mógłby Jatki przeoczyć. Zapomniano bowiem zamontować na nowych budynkach tablice z nazwą ulicy. Zgrzytem jest też burożółta opustoszała kamienica, otwierająca ulicę Jatki od strony ulicy Grodzkiej.
- Jesteśmy ciekawi, czy to ta uliczka, czy nie - zastanawiali się wczoraj bydgoszczanie Hanna i Andrzej Lenscy, którzy około południa zajrzeli tu na chwilę. Ciekawskich było zresztą dużo więcej. Co chwila pojawiają się przechodnie, zwabieni informacją o reinkarnacji Jatek.
- Nie, to zupełnie inna ulica, niż ta, którą zapamiętałem z młodości. Za wysokie to wszystko. Nie mogę sobie przypomnieć, co tu dokładnie było, bo człowiek aż tak często tu nie przyjeżdżał. Ale na pewno był bruk. Tak, to pamiętam - wysilał pamięć Andrzej Lenski.
Nowe Jatki mają 65 metrów długości i są krótsze od starych o ok. 5 metrów. Całkowicie zmienił się charakter uliczki. Zamiast kramów, będą tu działać trzy wykwintne restauracje, lokal „Piekarnia” Aleksandry Sowy i delikatesy „Prosiaczek”.
- Dziś wieczorem zapraszamy na otwarcie „Piekarni”. Będzie to lokal w stylu retro, z wypiekiem pieczywa i możliwością zjedzenia kanapek na miejscu - mówi Michał Chołody, szef marketingu Cukierni Sowa.
Na razie jedynym czynnym lokalem jest na Jatkach restauracja „Memo” Grażyny i Rafała Godziemskich. Oficjalne otwarcie nastąpiło w sobotę, 7 marca. Prace nad wystrojem wnętrza trwały od października i - prócz sufitów oraz stolarki okiennej - są własnoręcznym dziełem małżeństwa Godziemskich.
- To prawda, osobiście kładłem tynk strukturalny. Większość rzeczy zrobiliśmy tu sami, bo najlepiej wiedzieliśmy, jak to ma wyglądać. Architekt od wnętrz nie był nam potrzebny. Marzyłem, żeby przed czterdziestką otworzyć własną restaurację i udało się - mówił naszemu reporterowi szczęśliwy Rafał Godziemski, niedawny szef kuchni hotelu „Słoneczny Młyn”, a wcześniej kilku innych znanych restauracji. Jak opowiada, jego lokal ma bardziej przypominać atmosferą dom niż typową restaurację. Często zmieniana karta dań (m.in. potrawy prezentowane w autorskim, telewizyjnym programie Godziemskiego „Nożem i widelcem”), 80 gatunków wina, tradycyjne receptury i codziennie rano chleb własnego wypieku, mają być znakiem rozpoznawczym tego miejsca