Na bydgoskim „Chemiku” kwitnie handel szczeniakami. Wczoraj reporterka „Expressu” wcieliła się w zainteresowaną kontrowersyjnym zakupem...
<!** Image 2 align=right alt="Image 22306" >W ubiegłym tygodniu duńskie media donosiły o polskich „fabrykach szczeniąt”, z których sprzedawane są psy za granicę. Po publikacji w redakcji rozdzwoniły się telefony. Czytelnicy alarmowali o masowej i regularnej sprzedaży czworonogów na największym bydgoskim targowisku.
- Mam gospodarstwo, kilka psów, teraz doszły jeszcze młode. Przecież nie wywiozę ich do lasu - mówi sprzedawca z podbydgoskiej miejscowości, od wczesnego rana czekający na kupców na „Chemiku”. - To 10-tygodniowy wilczur - dodaje. Cena 250 zł.
Dostojna klatka
Na bydgoskiej giełdzie towarowej nieformalnie wydzielony jest specjalny „sektor” dla psich sprzedawców. Od kilku lat w tym miejscu parkuje kilkanaście aut z bagażnikami pełnymi kilkumiesięcznych szczeniąt. Najczęściej to przedstawiciele dostojnych ras: owczarek niemiecki, owczarek kaukaski, amstaff czy syberian husky. Większość szczeniąt spogląda na przychodniów z otwartych bagażników, niektóre dodatkowo umieszczone są w klatkach. Miska wody stoi przy nielicznych.- Kaukaz za 400 zł, terier za 250 - mówi ‚hodowca” spod Kruszwicy, który w bagażniku mercedesa przywiózł dwa masywne młode „kaukazy” i dwa teriery szkockie. Na tej samej „pace” zmieściła się jeszcze butla z gazem. Przy aucie na smyczy uwiązany ogromny terier rosyjski. - Też na sprzedaż? - pytamy. - Ma 8 miesięcy, kosztuje tylko 500 zł - pada odpowiedź. Nieopodal w bagażniku dwa młode „wilki”. Wyglądają na zaniedbane. - Mam w domu kilka suk - informuje właściciel. - Cena wywoławcza młodego to 300 złotych.
- Ma pan hodowlę? - pytamy. - Tak jakby - odpowiada. - Te małe to spaniele. Za 2 tygodnie przywiozę już następne - mówi handlarz spod Kcyni. - Sprzedaję szczeniaki w całej Polsce, ale też do Belgii i USA. Sznaucery miniaturki pozwalają mi na opłacenie szkoły - dodaje chłopak spod Wągrowca. - Mam jeszcze boksery, ale wszystkie są już zamówione - zapewnia.
Pies jak rzecz
Bydgoscy przyjaciele czworonogów świadomi są rangi problemu. - Nie ma takiego prawa, które zabraniałoby tego rodzaju działalności. Ustawa o ochronie zwierząt nie jest doskonała i zwierzę często traktuje się jak rzecz - komentuje Izabella Szolginia, dyrektorka bydgoskiego schroniska. - Często szczeniaka po kupieniu trzeba zaszczepić. Po podróży w ciężkich warunkach może on rozchorować się na skutek szoku - podkreśla szefowa schroniska. - Rasowe psy bez pochodzenia często w przyszłości chorują - dodaje. Bydgoski handel szczeniakami nie jest też obojętny Irenie Janowskiej z bydgoskich Animalsów. - Taka sprzedaż to okrucieństwo, suki po urodzeniu młodych uważane są za bezużyteczne i właściciel się ich pozbywa. Potępiam ten proceder! - twierdzi.