Po sygnale „Expressu”, Wojskowy Ośrodek Medycyny Prewencyjnej sprawdził, czy Filipińczyk podający się za uzdrowiciela spotyka się z pacjentami w bydgoskim hotelu.
Kilka tygodni temu opublikowaliśmy dramatyczny apel dr. Wojciecha Szczęsnego, rzecznika prasowego Bydgoskiej Izby Lekarskiej. W imieniu lokalnego środowiska medycznego, przedstawiciel BIL alarmował prokuraturę, Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną, oraz parlamentarzystów, że w obiektach hotelowych zagraniczni znachorzy uprawiają paramedycynę na często ciężko chorych pacjentach. Podkreślał, że choćby ze względu na niespełnianie wymogów sanitarnych, odpowiednie służby powinny zareagować. WSSE zapewniała „Express Bydgoski”, że z urzędu sprawdzi, czy łamane jest prawo.
<!** reklama>- Podkreślam, że naszym zadaniem jest stwierdzenie czy z sanitarnego punktu widzenia, działalność medyczna może być w konkretnym miejscu prowadzona - mówi Stanisław Gazda, rzecznik prasowy WSSE w Bydgoszczy. - Obserwacją wizyty Clavera Pe zajęła się Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna.
- Podczas rutynowych wizyt, poinformowaliśmy właścicieli hoteli i pracowników recepcji, że pokój, który służy przecież jako miejsce noclegowe, nie może być jednocześnie gabinetem lekarskim. Jest to niezgodne z przepisami - mówi Renata Zborowska-Dobosz, kierowniczka Sekcji Nadzoru nad Obiektami Komunalnymi PSSE w Bydgoszczy. - Co do Filipińczyka, który kilkanaście dni temu miał uprawiać działalność uzdrowicielską w Bydgoszczy, kontrolę w miejscu jego pobytu przeprowadzali inspektorzy z Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej. - To prawda, udaliśmy się do wskazanego hotelu, ale nie zastaliśmy w nim cudzoziemców - „uzdrowicieli” - słyszymy od komendanta WOMP, pułkownika Piotra Dzięgielewskiego. - W tej chwili ów hotel podlega pod wojsko. Poprosiliśmy kierownictwo punktu o szczegółowe wyjaśnienia. Otrzymaliśmy odpowiedź na piśmie. Pod tym adresem nie będzie prowadzona działalność o charakterze paramedycznym.(kk)
