Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Idzie fala wschodniej imigracji [W PIĄTEK W MAGAZYNIE]

Dorota Witt
O sytuacji na Ukrainie z perspektywy polskiej, europejskiej i ukraińskiej
O sytuacji na Ukrainie z perspektywy polskiej, europejskiej i ukraińskiej Internet
Ukraińca zatrudnię na budowę. Do obróbki ryb. Do spawania. Ukrainka potrzebna do sprzątania. Do zbioru owoców. Na fermę kurzą. Znajomość języka - zbędna. Pracownicy ze Wschodu łapią się u nas za pracę, której tu Polacy już nie chcą, za którą wyjechali na Zachód. Dla Ukraińców ważne jest to, że marną wypłatę w złotówkach przeliczą na imponującą w hrywnach.

Imigranci, którzy przyjeżdżają do Polski za pracą, najczęściej szukają jej przez pośredników. Ci polscy są podobno uczciwi, Ukraińcy wystrzegają się rodzimych agencji, „naganiaczy”, którzy legalnej pracy raczej nie załatwią...
[break]
Mechanizm jest prosty: polska firma, w której brakuje rąk do pracy, zgłasza zapotrzebowanie na konkretnych pracowników firmie rekrutującej Ukraińców. Polski szef zwykle stara się o kwaterę dla wyczekiwanych pracowników, zapewnia dojazd do pracy. Płaci (nieoficjalnie: mniej niż Polakom) i wymaga: bezwzględnej dyspozycyjności (grafik często ustalany jest z dnia na dzień), pracowitości (praca na zmiany, 12 godzin dziennie) i nie przywiązywania się do wygód...

Olena

Pracuje w jednej z toruńskich firm przy taśmie produkcyjnej (nazwy nie podawać, nazwiska też nie, bo i po co?). Ma 36 lat, ale wygląda na więcej. Z zawodu fryzjerka. Olena. Na szefa złego słowa nie powie: surowy, ale sprawiedliwy. Współpracownicy w porządku, bo niemal sami swoi. - Na kwaterze nie jest źle: 9 dziewczyn w dwóch pokoikach, mała kuchnia tylko dla nas - mówi. - Miejsca do życia tyle, ile zajmuje łóżko i nocny stoliczek, ale wystarczy. Bo i co robić po pracy? Śpi się tylko, po chleb pójdzie i do kontenera PCK na ubrania czasem zajrzy, bo szkoda na robocze ciuchy złotówki wydawać. Lepiej dzieciom posłać. Trójkę mam. Mąż przepadł, gdy najmłodszy miał rok. Z babcią zostały. Tęskno mi, ale co zrobić? To tylko sześć miesięcy. W październiku wracam do domu. Muszę mieć za co przeżyć zimę, dlatego, kiedy mogę, dorabiam sprzątaniem po domach. Mam kilka znajomych adresów jeszcze z poprzedniego wyjazdu (wtedy zatrudniłam się w firmie sprzątającej i z polskiego się przy tym szorowaniu podszkoliłam). Nowych nie szukam, bo to różnie można trafić. Koleżanka sprzątała u Polaka, który był przekonany, że płaci i za sprzątanie, i za dotykanie...

Vitalii

- Nam tu nie płacą tyle, ile Polakom - tłumaczy wysoki, szczupły, zbolały mężczyzna. Vitalii. Od pracy w chłodni i dźwigania skrzynek bolą go plecy, choć jest zaprawiony w bojach, bo w swoim kraju pracował jako budowlaniec. - Gdybyśmy pracowali po 8 godzin dziennie, wystarczyłoby tylko, żeby się tu utrzymać. Chodzimy na 12 godzin, żeby móc coś do domu przywieźć - przyznaje. - Wszyscy, bo prawie cała załoga, to Ukraińcy. Czuję się, jakbym nie wyjeżdżał. Jedynie przy wypłacie widać różnicę: pensji wychodzi 6 razy więcej jak na Ukrainie (tylko teraz przez te plecy dniówka mi przepadła...). Wysyłam, ile mogę córce. Ona się wyuczyła, tłumaczy z angielskiego. Znaczy: tłumaczyłaby, gdyby robota była. Może przyjedzie do tej chłodni, co i ja... Gdy u nas był pokój, można było jeszcze się do jakiejś fuchy załapać. No i była nadzieja, że kiedyś będzie lepiej. Odkąd zabrakło pokoju i nadziei, jest tylko wciąż gorzej i gorzej.

Vitalii jest w Polsce pierwszy raz. Planuje powrót na Ukrainę, kiedy zlecenie w podbydgoskiej chłodni się skończy - Pojadę najwyżej na dwie niedziele. Bo potem co - zęby na półkę?

Wera

- Zanim tu trafiłam, robiłam na fermie kur gdzieś w Wielkopolsce - opowiada rzeczowo kobieta z nieposkromionymi lokami. Wera. Mieszka w tym samym domu, pracuje w tym samym miejscu, co Vitalii. - W pracy nie było najgorzej, wiedziałam, czego się spodziewać, gorzej było po pracy: spałyśmy wszystkie w jednej sali - 60 łóżek jedno przy drugim. W rogu coś na kształt kuchni. Teraz mam jak w hotelu - 10 dziewczyn w pokoju.

Łóżka oddzielone stolikami nocnymi. Czysto, schludnie. Mop suszy się przed domem, pranie - wszędzie, gdzie się da. W sumie w jednym domu mieszka prawie 20 osób; mężczyźni są w mniejszości, więc mają małe pokoje, po 2, 4 łóżka. Nie urządzają się tu: nie ustawiają rodzinnych zdjęć, nie wieszają kolorowych magnesów na lodówce, nie wtykają kartek od przyjaciół w drzwiczki kuchennych szafek. Przyjechali przecież tylko do końca zlecenia. Jedyne intymne przedmioty to modlitewnik na szafce nocnej i bielizna, która suszy się w oknach.

Brakuje polskich rąk do pracy

Z roku na rok, a nawet z miesiąca na miesiąc, powiatowe urzędy pracy rejestrują rekordowe liczby zatrudnianych w województwie Ukraińców. Swoje wyliczenia ma też urząd wojewódzki: cudzoziemcy, którzy chcą zostać w Polsce dłużej, muszą załatwić tam zezwolenie na pracę i pobyt czasowy lub stały - przez 7 miesięcy tego roku w Urzędzie Wojewódzkim w Bydgoszczy wydano ich 3600. Z pewnością padnie rekord, bo to tylko o 200 mniej niż przez cały ubiegły rok. 91 proc. tych zezwoleń dotyczy obywateli Ukrainy.

A podobno to dopiero początek fali wschodniej imigracji: - Województwo kujawsko-pomorskie jest na początku drogi, którą przeszło już wiele innych regionów w kraju - mówi Andrzej Kubisiak z agencji zatrudnienia Work Service. - Kujawsko-pomorscy przedsiębiorcy badają grunt. Wprowadzają u siebie coś na kształt projektów pilotażowych: zatrudniają kilku Ukraińców, by sprawdzić, czy to pomoże w rozwoju ich firmy, a potem zgłaszają zapotrzebowanie na większą grupę pracowników. Obserwują zmiany na rynku pracy: bezrobocie w największych miastach regionu jest już jednocyfrowe, rąk do pracy zaczyna brakować, sprowadzanie pracowników ze Wschodu to zabezpieczenie na przyszłość, wcale nie tak daleką.

Nie biorą zwolnień, lecz nadgodziny

W całym kraju bezrobocie spada. Główny Urząd Statystyczny podliczył, że w pierwszej połowie tego roku w sektorze prywatnym pojawiło się o 25 proc. więcej ofert pracy niż w drugim półroczu 2015 r. Co piąta z tych ofert pozostała nieobsadzona dłużej niż miesiąc. Co to znaczy dla przedsiębiorcy? Ma duże, prestiżowe zlecenie, ale nie ma ludzi, którzy je zrealizują. Biznesowy strzał w kolano. Szuka więc pracowników na Wschodzie. - Chętne zatrudnianie Ukraińców przez polskie firmy to nie efekt tego, że można im zapłacić mniej niż rodakom. Pracodawcy są przymuszeni do tego zmianami na rynku pracy - zastrzega Andrzej Kubisiak. - Z takim deficytem pracowników nie mieli do czynienia od lat. To rozwiązanie ma swoje słabe strony: jest krótkoterminowe, bo większość Ukraińców wyjedzie do swojego kraju po 6 miesiącach legalnej pracy, by wrócić po kolejnych sześciu - tak każe ustawa, która ogranicza napływ cudzoziemców spoza Unii Europejskiej. Wielu chciałoby zostać, sprowadzić rodzinę, ale procedury są skomplikowane. Przyjmują więc postawę: zarobić jak najwięcej przez pół roku, by przez kolejne pół utrzymać rodzinę na Ukrainie, bo tam o pracę bardzo trudno. Są przez to bardzo cenionymi nabytkami dla każdej firmy: zmotywowani, chętni do nauki, do brania nadgodzin, rzadko chorują.

Potwierdzają to lokalni pracodawcy - ci którzy szukają na Ukrainie specjalistów, nie ludzi na najniższe stanowiska.

- Pracownicy z Ukrainy są wysoce zmotywowani do pracy, chcą się rozwijać i dobrze znają języki obce. Wśród naszych pracowników z Ukrainy (systematycznie ich w tej firmie przybywa, przyp. red.) znalazły się także prawdziwe diamenty - mówi Aleksandra Zielonka-Wiśniewska, rzeczniczka bydgoskiego Atosa.

Ukraińców, którzy przed rokiem pracowali w bydgoskiej Pesie, liczono w setkach (zatrudnionych za pośrednictwem firmy zewnętrznej). Dziś pracuje tu nieco ponad 20 cudzoziemców, w tym Ukraińcy. - 2015 rok był rokiem specyficznym - szczytem kumulacji wielu realizowanych zamówień i rzeczywiście deficyt rąk do pracy był ogromny - tłumaczy Michał Żurowski, rzecznik Pesy. - Z obcokrajowcami jest jak z Polakami - są lepsi i gorsi fachowcy, są ludzie mniej lub bardziej rzetelnie traktujący swoje obowiązki. Gdybyśmy jednak nie byli z nich zadowoleni, pewnie nie kupowalibyśmy usług od firm dysponujących pracownikami z zagranicy.

Trafiamy na kilku pracodawców, którzy do zatrudniania Ukraińców przyznają się niechętnie, choć pracownicy ze Wschodu stanowią niemal 100 proc. nisko wykwalifikowanej załogi. Zauważali to też urzędnicy, którzy obserwują zatrudnianie cudzoziemców na lokalnym rynku pracy: przedsiębiorcy opowiadają niechętnie i nieszczerze - o liczbie cudzoziemców w firmie i ich wynagrodzeniu; deklarują, że zatrudniony przez nich kierowca z Ukrainy dostaje 2500 zł wypłaty, tymczasem pod stołem płacą drugie tyle. Albo odwrotnie: zatrudniają Ukraińców przez pośredników i na umowy cywilnoprawne, by płacić im znacznie mniej niż Polakom na etatach. Skargi? - Zdarzają się, ale o szczegółach mówić nie mogę ze względu na dobro skarżących się - tłumaczy Wojciech Szota z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Bydgoszczy. W trakcie kontroli inspektorzy badają, czy pracodawca zapewnił cudzoziemcowi warunki zatrudnienia zgodnie z wymogami wynikającymi z treści oświadczenia, jakie złożył w urzędzie pracy.

Nasz rynek pracy się kurczy: brakuje ludzi. - Do końca roku nasz rynek może zasilić milion Ukraińców. Gdyby ich zabrakło, wiele firm po prostu nie mogłaby działać - mówi Andrzej Kubisiak. - Z drugiej strony, trzeba też dbać o to, by Ukraińcy byli zatrudniani w Polsce legalnie, odprowadzali składki i zasilali budżet państwa, a dziś szara strefa wśród imigrantów kwitnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!