https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Głos ma kobieta fatalna

Katarzyna Kabacińska
Tajemnica zawsze była pociągająca. Niczym nieodgadniona, piękna kobieta. Musiała wiedzieć o tym Marlena Dietrich. I choć wielbiły ją tłumy, a publiczne występy były treścią jej życia - obnażanego raz po raz rozmaitymi skandalami obyczajowymi - do końca w tym wszystkim na sprzedaż pozostawiła jakieś niedopowiedzenie...

Tajemnica zawsze była pociągająca. Niczym nieodgadniona, piękna kobieta. Musiała wiedzieć o tym Marlena Dietrich. I choć wielbiły ją tłumy, a publiczne występy były treścią jej życia - obnażanego raz po raz rozmaitymi skandalami obyczajowymi - do końca w tym wszystkim na sprzedaż pozostawiła jakieś niedopowiedzenie...

<!** Image 2 align=right alt="Image 141202" sub="Katarzyna Matuszak / Fot. Piotr Bilski i Gerard Szukay">- Marlena Dietrich stała się więźniem własnej legendy - uważa Katarzyna Matuszak, odtwórczyni roli artystki w spektaklu „Jestem po to, żeby mnie kochać”. Z kolei wieloletnia sekretarka i przed śmiercią jedyna przyjaciółka Marleny mówiła o niej filozoficznie, że była swoim największym wrogiem. Mnożące się jak grzyby po deszczu współczesne szkoły kreowania wizerunku powinny życiorys Marleny Dietrich potraktować niczym darmową lekcję. I memento.

W masce przez życie

Określenie pruski dryl wyszło z koszar, utożsamiane z nakazowym systemem wychowawczym, w którym stłamszona indywidualność predestynowała do nagrody. Cóż dopiero, gdy żelazną dyscyplinę, jak w domu małej Marii Magdaleny Dietrich, zaprowadzał oficer pruskiej policji, którym był jej ojciec... To zadanie dla psychologów, by stwierdzić, na ile domowa musztra mogła przesądzić o ukształtowaniu osobowości dziewczynki, zmuszonej tłumić wszelkie żywsze uczucia. A jeszcze, o zgrozo, zainteresowanie innymi dziewczynkami!

<!** reklama> Dość powiedzieć, że Marlena nadspodziewanie wcześnie i nadspodziewanie dobrze nauczyła się przywdziewać maskę. Potem wprawdzie często ją uchylała, ale tylko na tyle, na ile sama chciała i na ogół w celu prowokacji. W efekcie zawsze wybuchał jakiś skandal, wszak dla niej mężczyźni porzucali kobiety, a kobiety odchodziły od mężczyzn. Nic tak jednak na napędzało kariery aktorki jak takie obyczajowe smaczki. Choćby biseksualna legenda, którą Marlena przywiozła do Hollywood, gdzie wylądowała z Josefem von Sternbergiem po sukcesie „Błękitnego Anioła”. W jej pierwszym amerykańskim filmie „Maroko” znalazła się podobno pierwsza w historii kina scena miłosna między kobietami. Nie przeszkodziło to gorszycielce dostać nominacji do Oscara.

<!** Image 3 align=left alt="Image 141202" sub=" Piotr Salaber">Wśród grubych ryb

Mniej lub bardziej świadomie, Marlena Dietrich sterowała swoim życiem, podporządkowując je karierze. Krytykowany relatywizm moralny, który mocno zaważył np. na stosunkach aktorki z córką, nie pozwolił jednak ulec propagandzie III Rzeszy. Ta odsłona scenicznego życia Marleny, nie tylko za sprawą śpiewanej alianckim żołnierzom piosenki „Lili Marleen”, zapisała się w jej życiorysie złotymi zgłoskami. Gdy po wojnie Dietrich otworzyła rozdział pt. recitale, kochali ją nie tylko prości żołnierze, ale i wielcy tego świata płci obojga. I tę święcącą triumfy artystkę przypomina nam spektakl z piosenkami Marleny Dietrich „Jestem po to, żeby mnie kochać”. Niejako w kontrze do niedawnej propozycji Teatru Wiczy „Złamane paznokcie. Rzecz o Marlenie Dietrich” czy monodramu „Błękitny diabeł” granego w 2006 roku przez Barbarę Krafftównę, które rozprawiają się z mitem femme fatale, pokazując jej dramatycznie samotną starość.

<!** Image 4 align=right alt="Image 141202" sub=" Katarzyna (z lewej) i Joanna Matuszak"> - W naszym spektaklu przybliżamy postać Marleny poprzez wywiad, jaki próbuje przeprowadzić z nią dziennikarka zafascynowana legendą artystki - mówi autor scenariusza, Józef Herold i trudno się dziwić, że sam będąc człowiekiem mediów, wywiad uczynił osią spektaklu. - Przedstawienie napisałem na tegoroczną Grudziądzką Wiosnę Teatralną i tam w kwietniu miało swoją premierę - przypomina, a my dodajmy, że w opinii publiczności tylko „Grube ryby” Michała Bałuckiego w reżyserii Krystyny Jandy były lepsze.

Nie jestem Marleną!

<!** Image 5 align=left alt="Image 141202" sub=" Katarzyna Matuszak ">Spektakl „Jestem po to, żeby mnie kochać” to spełnienie dawnego marzenia znanej bydgoskiej sopranistki, Katarzyny Matuszak. - Zawsze pozostawałam pod urokiem Marleny i choć jej twórczość była dla mnie inspiracją, to słuchając tych utworów, nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę wykonawczynią ... - przyznaje absolwentka Wydziału Wokalno-Aktorskiego AM w Bydgoszczy, podkreślając, że rola Marleny Dietrich to prawdziwe wyzwanie. Choćby tylko dlatego, że Katarzyna Matuszak dysponuje szkolonym sopranem, podczas gdy bohaterka śpiewała uwodzicielskim ochrypłym altem. W spektaklu trzeba było również zmierzyć się z rolą dramatyczną i powściągając naturalną ekspresję, przywdziać chłodną maskę Dietrich. - Wszystko podporządkowaliśmy jednak piosenkom, bo to one były żywiołem Marleny - zauważa Katarzyna Matuszak, dodając, że nie jest trudno o porozumienie w takim gronie, jakie spotkało się przy spektaklu... I nieważne, że nie jest, w odróżnieniu do kreowanej bohaterki, femme fatale, bo nie chodzi o prostą biografię, ale raczej o nieodgadnione zjawisko, jakim pozostaje Marlena Dietrich. Na scenie przeprowadzająca z nią wywiad Rosi Wisental, anonsując najważniejsze pytanie, słyszy w odpowiedzi: „Twój czas minął”. „Ona jest bezwzględna” żali się później dziennikarka i sama sobie tłumaczy: „Zresztą to nasza wina. Stworzyliśmy ją taką”. A przynajmniej zaakceptowaliśmy.

Gdzie, kiedy?

Spektakl „Jestem po to, żeby mnie kochać” wg scenariusza Józefa Herolda zostanie wystawiony 31 grudnia o godz. 20.00 w Teatrze Polskim. Reżyseria: Arkadiusz Buszko, scenografia: Wanda Kowalska, opracowanie muzyczne: Piotr Salaber, którego zobaczymy też na scenie (Fred), partnerującego Katarzynie Matuszak (Marlena Dietrich) i Joannie Matuszak (Rosi Wisental).

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski