https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Specjalista od trudnych akcji

Maria Warda
- Każdy strażak musi być odporny psychicznie. W tej służbie nie ma miejsca dla słabeuszy - mówi Waldemar Dietrich, który kierował wieloma akcjami ratowniczo-gaśniczymi.

- Każdy strażak musi być odporny psychicznie. W tej służbie nie ma miejsca dla słabeuszy - mówi Waldemar Dietrich, który kierował wieloma akcjami ratowniczo-gaśniczymi.

<!** Image 2 align=right alt="Image 137089" sub="Waldemar Dietrich choć pożegnał się z mundurem, zapewnia, że będzie odwiedzał swoich kolegów i koleżanki / Fot. Maria Warda">Pana korzenie sięgają Wielkopolski. Jak trafił Pan do Żnina?

Urodziłem się i wychowałem w Gnieźnie, ale średnią szkołę samochodową kończyłem już w Poznaniu. Tam też uczęszczałem do Szkoły Chorążych Pożarnictwa, skąd trafiłem do Komendy Rejonowej Straży Pożarnych w Obornikach. W 1985 roku rozpocząłem służbę w Żninie, jako dowódca plutonu i instruktor. Jednostka w Żninie przechodziła kilka reorganizacji. Po ostatniej pełniłem funkcję zastępcy komendanta KP PSP. Kiedy podsumowuję mój życiorys, ze zdumieniem stwierdzam, że w żnińskiej straży robiłem prawie wszystko. Nie pełniłem jedynie funkcji księgowego i kadrowego.

<!** reklama>Akcje, którymi Pan dowodził, mogą śnić się po nocach. Jak udawało się Panu w takich sytuacjach zachować spokój?

Było kilku strażaków, którzy nie wytrzymali psychicznie. Mnie może było łatwiej, bo ja jednak dowodziłem, a nie brałem bezpośredniego udziału w usuwaniu ciał. Ale jedna akcja bardzo utkwiła mi w pamięci. Nawet nie ten człowiek, którego wyciągaliśmy, tylko jego zapach. To był mężczyzna uwięziony w fiaciku, którego wyłowiono z jeziora po dziesięciu miesiącach. Smród był tak potworny, że nawet prokurator nie mógł wytrzymać.

Pamiętam to zdarzenie. Zaginął jesienią. Dopiero latem jakiś chłopiec chciał zanurkować i nieoczekiwanie stanął na samochodzie...

To był dramat. Nie mieliśmy jeszcze sekcji płetwonurków i musieliśmy czekać na ekipę z Bydgoszczy. Ten maluch był przyssany do dna jeziora, jakieś dziesięć metrów od brzegu. Kiedy udało się go w końcu wyciągnąć, okazało się, że człowiek w nim uwięziony znajdował się w bardzo nienaturalnej pozycji. Straszne, bo ciało było w rozkładzie. Ale pamiętam też inne zdarzenia. Czasem trudne do wytłumaczenia. Tak jak ten wypadek w Cotoniu na „piątce”. Rodzina nie chciała wracać do domu przed Nowym Rokiem ze względu na duży ruch na drodze. Wracali później, a jednak to ich nie uchroniło przed tragedią. Wszyscy zginęli. Były i takie akcje, które dziś wywołują uśmiech. Do nich należy ta, gdy wyciągaliśmy kobietę ze studni. Zięć ją uratował, bo wskoczył za nią i podtrzymywał tak długo aż przyjechaliśmy na ratunek. Mieliśmy też bohatera, który wyniósł dzieci z płonącego domu. Zgłosiłem go do programu „Zwyczajni Niezwyczajni”. Dostał nagrodę, a dzieci przybory szkolne i odzież.

Z pewnością były także w Pana pracy miłe chwile?

Miałem szczęście, bo na swojej drodze zawodowej spotkałem wielu wspaniałych ludzi, którzy wspierali nas przy zakupie sprzętu. Takim był zmarły niedawno Ireneusz Przybyłowicz. Brałem też udział przy kręceniu filmów „Ogniem i Mieczem” i „Starej Baśni”. Miałem możliwość poznać wielu aktorów, zdobywając przy okazji autografy dla córek. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie również dziennikarka Iwona Schymalla, która przyjechała do Biskupina z ekipą „Kawy czy herbaty”. Jest bardzo sympatyczna i w pełni profesjonalistką.

Teczka personalna

Waldemar Dietrich, emerytowany strażak

Ukończył Szkołę Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu. Przez wiele lat był zastępcą komendanta Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Żninie. Lubi rozwiązywać krzyżówki. Wolne chwile spędza na spacerach z pieskiem Figo. Jego żona pracuje w służbie zdrowia.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski