https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Epoka niedzielnych letników

Krzysztof Błażejewski
Jeszcze pół wieku temu na wakacyjne wyjazdy do nadbałtyckich kurortów stać było tylko najbardziej majętnych mieszkańców naszego regionu. Większość szukała ochłody w nurtach Wisły i Brdy albo po prostu ruszała na łono natury, czyli do parków i podmiejskich lasów.

Jeszcze pół wieku temu na wakacyjne wyjazdy do nadbałtyckich kurortów stać było tylko najbardziej majętnych mieszkańców naszego regionu. Większość szukała ochłody w nurtach Wisły i Brdy albo po prostu ruszała na łono natury, czyli do parków i podmiejskich lasów.

<!** Image 2 align=right alt="Image 88192" sub="Na przełomie XIX
i XX wieku toruńska śmietanka towarzyska
w ciepłe, letnie dni chętnie wypoczywała na pokładnie parostatku „Victoria” kursującego po Wiśle. / Zdjęcia: Archiwum">W Bydgoszczy największym zainteresowaniem cieszyły się okolice starego kanału. Sadzone wzdłuż wody od początku XIX stulecia drzewa z czasem rozrosły się w efektowny park. Wokół powstały tereny rekreacyjne i sportowe, restauracje, a także muszle koncertowe i parkiety taneczne. Nikt jednak nie mówił „idźmy nad kanał”, ale „na śluzy”.

Jacuzzi w nurcie

Zdaniem Tadeusza Nowakowskiego, wywodzącego się z Bydgoszczy znanego emigracyjnego pisarza, „złotym wiekiem” dla kanału był okres przed I wojną światową. Potwierdza to pamiętnikarz Władysław Czarnowski: „Jeszcze w 1919 roku ciągnęły tam prawdziwe wędrówki ludów, a w lokalach ogródkowych był taki tłok, że dla wielu często brakowało miejsca”.

<!** reklama>W kanale nie można było się kąpać. Tym celom służyła Brda. Największą atrakcją dla mieszkańców miasta był Wellenbad, który powstał w latach 60. XIX wieku. Wcześniej nad Brdą funkcjonowały „łaźnie”, coś w rodzaju wiat usytuowanych na palach wbitych w dno rzeki przy tzw. Wenecji Bydgoskiej. Do konstrukcji mocowano na łańcuchach kładki, które następnie opuszczano w nurt rzeki. W ten sposób bydgoszczanie zaznawali ochłody. W tamtych czasach umiejętność pływania była dla mieszczuchów czymś zupełnie nieznanym.

<!** Image 3 align=left alt="Image 88192" sub="Takie tłumy mieszkańców Bydgoszczy oczekiwały na przejażdżkę po Brdzie jednym z licznych pasażerskich parostatków. Zdjęcie zrobiono w latach międzywojennych w Brdyujściu.">Wellenbad, zwany też morskim kąpieliskiem, powstał z inicjatywy oficerów miejscowego garnizonu. Miejscem, które idealnie nadawało się do tego celu, był przekop dzielący Wyspę Młyńską na pół, a łączący Brdę i Młynówkę, czyli tzw. międzywodzie. Woda płynęła tu wartko, po stopniach, gdyż między ciekami była znaczna różnica poziomów. Wystarczyło zatem wybudować z cegieł odpowiednie nadbrzeże. Ten oryginalny basen wykorzystywał wysoki próg, przez który napełniał się szybko spadającą z Młynówki wodą. Mało tego, woda przechodziła przez koła napędowe pobliskiego młyna i do basenu wpadała jako kipiel, tworząc nie tylko wysokie fale, ale prawdziwie morską pianę. Zbudowano też specjalny barak, który służył jako szatnia.

Bydgoski Wellenbad miał rozmiary około 25 na 10 metrów i jednorazowo mogło z niego korzystać nawet 60 osób. Oczywiście, przy tak rwącym nurcie, pływanie nie było możliwe, zresztą nie o to przecież chodziło. Był to raczej rodzaj wielkiej wanny podobnej w działaniu do współczesnego jacuzzi. By mieszczuchom ułatwić korzystanie z wodnych rozkoszy, do ceglanych nadbrzeży przymocowano łańcuchy. Podczas kąpieli można było się ich trzymać.

Kres temu kąpielisku przyniosła I wojna światowa. Zapomniane, w naturalny sposób zostało zasypane niesionym przez rzekę piaskiem. Nie odbudowano go już nigdy.

Dill na Wiśle

Torunianie także nie musieli daleko szukać sztucznego, a jednocześnie w pełni bezpiecznego kąpieliska. Już od 1870 roku przy lewym brzegu Wisły cumowały statki kąpielowe firmy Jacob Dill. Składały się one z dwóch barek mieszczących rzędy kabin przebieralni, między którymi umocowana była niecka basenu wykonana gęstej siatki lub dziurkowanej blachy, umożliwiających swobodny przepływ wody. Firma Jacoba Dilla działała w Toruniu w latach 1887-1920, w niektórych sezonach dysponowała dwoma, a nawet trzema pływającymi kąpieliskami.

<!** Image 4 align=right alt="Image 88192" sub="Ulubioną formą rozrywki bydgoszczan w czasach pruskich było odwiedzanie restauracji nad Starym Kanałem">W latach międzywojennych na lewym brzegu Wisły koło dworca kolejowego uruchomiono równieżpływalnię garnizonową. Wieża do skoków i wszystkie pomosty były drewniane.

Naturalnym miejscem wypoczynku dla szukających ochłody mieszkańców miasta były też piaszczyste łachy przy lewym brzegu rzeki. Do I wojny spacerowano tam, mocząc wyłącznie stopy. Kąpieli raczej nie zażywano ze względu na mizerne umiejętności pływackie, nie opalano się też, bo nie było to w modzie. Później, w okresie międzywojennym i pierwszych latach po II wojnie światowej, nie brakowało śmiałków, którzy - lekceważąc niebezpieczne wiry - ryzykowali pływanie w Wiśle. Dla wielu takie kąpiele kończyły się tragicznie - notowano liczne przypadki utonięć. Plażowicze z Kępy Bazarowej zniknęli dopiero w latach 60. ubiegłego wieku.

Tratwą do Smukały

Bydgoszczanie, skazani na Brdę, byli w o wiele trudniejszej sytuacji. W centrum miasta rzeka - ze względu na wysokie brzegi - nie nadawała się do kąpieli. Łatwiejszy dostęp był za mostem Królowej Jadwigi i właśnie tam w letnie dni gromadziły się tłumy ludzi, podobnie było na gliniankach przy Czarnej Drodze, w okolicach mostu kolejowego i w pobliżu elektrowni, gdzie wpuszczano do rzeki poprodukcyjną ciepłą wodę.

Publiczną „kąpielnię” na Okolu założyła spółka „Sigurski&Suszycki”. Wybierano się też na Prądy, gdzie po trzykilometrowej wędrówce od ostatniego przystanku tramwajowego znajdował się zalesiony staw, po którym można było także pływać łodziami.

Na Jachcicach, w miejscu, w którym ulica Saperska dochodziła niemal do samej rzeki, właściciel znajdującej się tam wcześniej restauracji, Jutrzenka-Trzebiatowski, urządził w 1934 roku kąpielisko na Brdzie zwane powszechnie „Rivierą” ze sztucznie usypaną strzeżoną plażą i szatniami. Można było tam dopłynąć z centrum Bydgoszczy prywatnym tramwajem wodnym za 25 groszy w jedną stronę, a wstęp kosztował następne 30 groszy.

<!** Image 5 align=left alt="Image 88192" sub="Tak wyglądało źródło leczniczej solanki w Czerniewicach w 1903 roku, do którego chętnie podróżowali torunianie">Naturalne plaże istniały też w Opławcu i Smukale. Od 1936 roku letnim hitem stał się spływ tratwami, urządzany na wzór tego z Pienin. Tratwy do Koronowa wiozła „ciuchcia”, a stamtąd organizowano spływy do Smukały. Podróż trwająca 5-6 godzin kosztowała 1,50 zł.

Korzystając z komunikacji kolejowej, można było też dojechać do Chmielnik nad Jeziorem Jezuickim, Grabiny pod Koronowem i położonego w podbydgoskich lasach na północ od miasta Rynkowa. Z czasem coraz popularniejsze stało się Brdyujście, gdzie dopływały statki bydgoskich firm żeglugowych kursujące z centrum miasta. Znajdowała się tam plaża, można było pływać statkami wycieczkowymi po Brdzie i Wiśle, uczestniczyć w zawodach sportowych na torze regatowym bądź pojechać do Fordonu lub Ostromecka.

Stacja Barbarka

Ci torunianie, dla których brodzenie w nurcie Wisły było mało atrakcyjne, nieodpowiednie dla bon-tonu albo po prostu zbyt niebezpieczne, jeszcze przed I wojną światową gremialnie wybierali się w niedzielne popołudnia do parku na Bydgoskim Przedmieściu. Powstały tam restauracje, stawy z wodotryskami, a także muszla koncertowa. Kompleks ten stopniowo rozbudowywano od 1834 roku, a pierwszą nazwą był park Cegielnia.

W niedziele mieszkańcy Torunia chętnie ruszali też do Barbarki, położonej w leśnym kompleksie przy północnych granicach miasta, przy szlaku kolejowym do Unisławia. Znajdowały się tam kaplica św. Barbary, źródło leczniczej wody oraz staw po dawnym młynie ze sztucznymi kaskadami. Dojazd zapewniały specjalne powozy. W restauracji z ogrodem można było posilić się i potańczyć, a potem np. przejść pieszo do pobliskiego Olka, skąd wracało się pociągiem. Przystanek w Barbarce powstał dopiero pod koniec lat 20. zeszłego wieku.

Kolejnym popularnym kąpieliskiem - czynnym zresztą do dziś - było jezioro we wsi Kamionki, znajdujące się jednak dużo dalej, przy szlaku wiodącym do Iławy.

<!** Image 6 align=right alt="Image 88192" sub="Plaża nad Wisłą w Toruniu w 1911 roku. Brodzenie po kostki w uśmiech dziś budzących strojach było jedyną dopuszczalną wówczas formą kąpieli.">Inną formą letniego wypoczynku była podróż na pokładzie jednego z licznych stateczków kursujących po Wiśle. Do Nieszawy, Włocławka... Jeżdżono też do pobliskich uzdrowisk: Ciechocinka, Inowrocławia, podwłocławskiego Wieńca i podtoruńskich Czerniewic.

Kosztowne kąpiele

Ciechocinek jako uzdrowisko „odkryto” na początku XIX wieku, po rozbiorach Polski. Powstały tu tężnie i warzelnie, a w dalszej kolejności lecznicze łazienki, pensjonaty, restauracje i kawiarenki, parki. Miasto szybko stało się ekskluzywnym kurortem o znaczeniu międzynarodowym. Przyjeżdżała tu, poza polską, rosyjska i pruska arystokracja. Przed I wojną jedna kąpiel solankowa w Ciechocinku kosztowała tyle, ile para butów, a mimo to chętnych nie brakowało. Paradoksalnie raczej nie bywali tu wówczas torunianie - miasto było przecież... za granicą, na terenie zaboru rosyjskiego.

W ostatnich latach XIX wieku ulubionym miejscem wypoczynku torunian były Czerniewice z miejscowym źródłem leczniczej solanki. W 1898 roku otwarto tutaj zakład kąpielowy „Zdrój Franciszka”, prowadzony przez polską rodzinę Modrzejewskich. Niezależnie od walorów leczniczych, Czerniewice stały się celem niedzielnych wycieczek. Gościom dobre warunki zapewniała restauracja z krytym tarasem i rozległym widokiem na Wisłę. W początkach XX stulecia w letnie niedziele do Czerniewic dowoziło gości aż pięć toruńskich parowców, na pokładach których półgodzinny czas podróży umilały orkiestry.

Likwidacja po pierwszej wojnie światowej granicy między Toruniem a Ciechocinkiem położyła kres popularności Czerniewic na rzecz tego pierwszego kurortu. W 1925 roku do Ciechocinka przyjechało aż 11,5 tysiąca kuracjuszy, a ośrodek dysponował ponad 3 tysiącami miejsc noclegowych.

Warto wiedzieć

Pierwsze kąpielisko na ziemiach polskich powstało w Brzeźnie w 1808 roku z inicjatywy Jeana Rappa, napoleońskiego gubernatora w Wolnym Mieście Gdańsku. W 1822 roku gdańszczanie „odkryli” Sopot.

Pierwsze kostiumy kąpielowe zaczęto zakładać w latach 60. XIX wieku. Obowiązywały wówczas dwa stroje, jeden do przebywania w wodzie i drugi poza nią. Charakterystyczne kosze wiklinowe pojawiły się dopiero u progu XX stulecia. Chroniono się wówczas przed słońcem, gdyż opalenizny należało się wstydzić.

By wejść do wody, panie na gorset zakładały fałdzistą spódniczkę oraz szerokie spodnie. Do tego noszono grube czarne pończochy. Włosy przykrywał kapelusik.

Panowie mieli lepiej. Nosili trykotowe kostiumy, które nie krępowały ruchów. Charakterystyczne poziome pasy upodobniały ich do... zebr.

Moda kąpielowa zmieniła się generalnie po I wojnie światowej. Dopiero wówczas na plażach w Europie zezwolono na wspólne kąpiele kobiet i mężczyzn.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski