MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Elitarna szkoła duchów

Krystyna Słomkowska-Zielińska
Zamotani w maskałaty pojawiają się niczym zjawy, siejąc w szeregach przeciwnika strach i chaos. I szybko znikają. Na razie jest ich niewielu, ale wkrótce powstanie pierwsza w historii polskiej armii szkoła dla snajperów.

Zamotani w maskałaty pojawiają się niczym zjawy, siejąc w szeregach przeciwnika strach i chaos. I szybko znikają. Na razie jest ich niewielu, ale wkrótce powstanie pierwsza w historii polskiej armii szkoła dla snajperów.

<!** Image 2 align=right alt="Image 79357" sub="Zanim zostaną mistrzami
w snajperskim fachu, ćwiczą
bez końca / Fot. Szczepan Głuszczak, archiwum brygady">Mieszkaniec Bydgoszczy, Torunia czy Włocławka o Międzyrzeczu wie niewiele. Miasto bliskie jest zapewne tylko miłośnikom militariów, w jego pobliżu znajduje się bowiem Międzyrzecki Rejon Umocnień, perła na mapie europejskich fortyfikacji. Dziś bunkry okupują nietoperze, a młodzi zjeżdżają tu z całej Polski, by toczyć gry surwiwalowe.

Być może wkrótce miasto rozsławi szkoła snajperów, która powstaje w 17. Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej, elitarnej jednostce, której żołnierze od lat uczestniczą w misjach pokojowych i stabilizacyjnych ONZ i NATO. Teraz są w Afganistanie, szykują się do Czadu. Szkoła snajperów będzie pierwszym takim ośrodkiem w historii polskiego wojska. Armia ma, co prawda, strzelców wyborowych, ale system ich szkolenia i wykorzystania nie przystaje do rzeczywistości. Nawet termin „strzelec wyborowy” jest z poprzedniej epoki. Gen. bryg. Mirosław Różański, dowódca 17. WBZ, uważa, że angielski termin snipe (strzelać z ukrycia) jest precyzyjniejszy: - Strzelec wyborowy wykonuje zadania w składzie własnego pododdziału, snajper może działać samodzielnie, gdy zajdzie potrzeba, na terenie wroga. I takich żołnierzy szkolimy - tłumaczy generał.

Żołnierz Roku

<!** reklama>Mirosław Rózański, lat 46, generalskie wężyki otrzymał 3 lata temu, przez ponad rok był najmłodszym generałem Wojska Polskiego. Ojciec trójki dzieci, miłośnik książek Łysiaka, hobby - myślistwo, nominowany w roku 2007 do nagrody Żołnierza Roku, m.in., za pomysł szkoły snajperów.

Wśród podwładnych ma opinię człowieka sprawiedliwego. Potrafi odsiać ziarna od plew, bo sam jest żołnierzem z krwi i kości - w ubiegłym roku dowodził w Iraku Brygadową Grupą Bojową. Jego credo: „Iść zdecydowanie przez życie” zaowocowało wieloma pionierskimi rozwiązaniami.

Nowe puka do koszar

W brygadzie życie podporządkowane jest kolejnym wyjazdom na misje. Przez trzy tygodnie w miesiącu pododdziały, monitorowane przez specjalne centrum, szkolą się w polu. Bardzo intensywnie, po kilkanaście godzin dziennie. W zamian dostają jeden dzień wolny. Wtedy kompania znika z koszar, co budzi zdumienie w niektórych kręgach. Generał wie swoje: - Jesteśmy dzięki temu w zgodzie z Kodeksem pracy, na misjach funkcjonuje się nam łatwiej, ludzie pracują kreatywniej, w większości to kadra zawodowa, która potrzebuje innej motywacji niż żołnierze służby zasadniczej.

<!** Image 3 align=left alt="Image 79357" sub="Modny wśród strzelców jest styl „żulowatego myśliwego”. Gdy brakuje fantazji, pomysłu na maskałatę szuka się w Internecie.">Ideę ośrodka dla snajperów przyniosło życie. Na drugiej zmianie w Iraku strzelcy przeszli chrzest bojowy. W kwietniu 2004 r. gdy wybuchło powstanie As Sadra, żołnierze brygady bronili City Hall, ratusza w Karbali. Rozpętało się piekło, Polacy zastrzelili osiemdziesięciu terrorystów, ale gdyby nie wsparcie strzelców wyborowych, nie obeszłoby się bez ofiar po naszej stronie. Wtedy armia zobaczyła, jak bardzo przydatni są snajperzy.

Amerykanie inwestują w nich, bo wyliczyli, że się to opłaca, podczas wojny w Zatoce Perskiej snajperzy likwidowali bezszelestnie całe plutony.

Gdy w roku 2005 generał Różański obejmował ponownie, po trzyletniej przerwie, dowództwo 17. WBZ, miał świadomość, że jego żołnierzy czeka udział w wojennych misjach. Nie miał wątpliwości, że dobrze wyszkoleni strzelcy mogą stworzyć duży potencjał bojowy, pod warunkiem, że zmieni się formułę szkolenia. Zaproponował model oparty na doświadczeniach amerykańskich i brytyjskich. Przekonywał, kogo trzeba i po cichu we własnej brygadzie tworzył podwaliny pod ośrodek.

Rewolucja w armii

Dzięki wsparciu gen. broni Waldemara Skrzypczaka, dowódcy Wojsk Lądowych, strzelców wyborowych „wyłuskano” z plutonów, tworząc dla nich odrębną sekcję. To w armii była rewolucja, bo zaczęli szkolić się indywidualnie. Przedtem strzelec wyborowy, „jedynak” w plutonie, miał takie same obowiązki jak pozostali i brakowało mu czasu na trenowanie umiejętności.

- Snajper to człowiek do zadań wyjątkowych i powinien być w sposób szczególny traktowany, tak jak dzieje się to w innych armiach - twierdzi generał. - Zaprosiłem do współpracy policyjnych antyterrorystów, bo policja szkoli snajperów od lat, a w wojsku tylko GROM.

Zaczęło się mówić o „teamie Różańskiego”.

- Na poligonie okazało się, że „czarne berety” celnością ustępują tylko „gromowcom”, a przewyższają tych z jednostek specjalnych - pisała „Polska Zbrojna”.

<!** Image 4 align=right alt="Image 79360" sub="Maskowanie to żmudna robota, robi się to uwzględ-niając teren akcji. Na maskałatę nadają się też trawy zbóż.">„Polityka” przyłożyła wojskowej wierchuszce za brak amunicji do nowoczesnych fińskich karabinków TRG 22 i nieodzownych przyborów dla strzelca, takich jak dalmierz laserowy czy kalkulator balistyczny, a nawet termicznej bielizny, co powodowało, że ludzie sztywnieli, leżąc godzinami na ziemi.

- Nie demonizowałbym problemu, rodziło się nowe, a to wymaga rozwiązań systemowych - tłumaczy generał. - Teraz mamy to, co zaplanowaliśmy, zatwierdzono projekt ośrodka. Jesteśmy w fazie organizacyjnej, w tym roku ruszymy.

Strzelec doskonały

Snajper musi być zrównoważony, cierpliwy, mieć siłę charakteru. Długo się przygotowuje do zadania, a na jego wykonanie czasem ma godzinę, dzień lub dwa. Musi umieć czekać.

Zostać mistrzem w tym fachu nie jest łatwo (nawet z matematyki trzeba być niezłym), jeszcze trudniej ujść z życiem.

Czeczeni podrzynali rosyjskim snajperom gardła, Rosjanie palili ich żywcem, a snajperki rozjeżdżali czołgami.

- Są znienawidzeni przez przeciwników, a taki sposób rozprawy z nimi ma przerazić innych, odstraszyć - mówi płk dr n.med. Jan Wilk, ordynator bydgoskiej Kliniki Psychiatrii, w której leczą się ofiary pourazowego stresu bojowego.

Piąte przykazanie

Snajperzy z 17. WBZ nie chcą wymieniać swoich nazwisk, nawet prawdziwych imion, tylko pseudonimy. Na rozmowę z nami zgodziło się pięciu (w sekcji jest ich 8), wszyscy z korpusu starszych szeregowych zawodowych. Już na początku zastrzegają: „Żadnych szczegołów”, nawet miejsca zamieszkania. Niedawno wrócili z Afganistanu, byli w Iraku. Gazety idą w Polskę, rodziny wiedzą tyle, że są w wojsku. - Oburzyło nas to, co napisał jeden taki, że „piąte przykazanie nas nie obowiązuje”, zabrzmiało tak, jakbyśmy byli mordercami bez skrupułów. Gdy widzisz głowę faceta 300 m od siebie, nie zastanawiasz się, czy strzelić. Strzelasz, bo wiesz, że jeśli ty tego nie zrobisz, zginą twoi koledzy - mówi „Baśka”, niewysoki, o wydatnie zarysowanej szczęce, gdzieś spod ściany wschodniej.

Wojsko to ich pasja, jest ruch, adrenalina, bo jednostka „misyjna”. „Jędrek” i „Henryk” w cywilu zarabiali znacznie więcej. Mieszkają w jednostce, w bloku koszarowym, w 4-osobowych pokojach, bo pierwszeństwo do mieszkania mają żonaci, a wynajęcie kosztuje słono. Twierdzą, że to ma dobrą stronę.

<!** Image 5 align=left alt="Image 79360" sub="Generał Mirosław Różański, lat 46, dowodził w Iraku Brygadową Grupą Bojową. Lubi nowe rozwiązania.">- Nasza praca to nieustanne zbieranie informacji o balistyce, technikach strzeleckich, maskowaniu. Szukamy, gdzie się da, w literaturze fachowej, w Internecie. Gadamy, dopingujemy się, uczymy. Trzeba mieć celne oko i pomyślunek, trzeba trafić za pierwszym razem, następnego może nie być - podsumowuje „Lucek”.

Jak sekta

Mają ksywę „szkoła duchów”, bo muszą być niczym zjawy, zlikwidować obiekt, czasem zabić, choć to słowo nie pada, zasiać popłoch. Pracują w duecie: strzelec i obserwator, jeden ubezpiecza drugiego. To funkcje zamienne, czasem czekają kilkanaście godzin na pojawienie się celu, a z lunetą przy oku długo nie poleżysz. Łączy ich zaufanie bezwarunkowe, rozumieją się bez słów. Dlatego wkrótce pożegnają jednego z kolegów. Mówią krótko: - Uderzyła mu sodowa, straciliśmy do niego zaufanie.

Żartują: - Jesteśmy trochę jak zakon, a raczej sekta. Witamina „W” odpada, bo tracisz pewność ręki, o papierosach zapomnij, bo dymek może cię zdradzić, nawet para z ust. Gdy leżysz i milczysz, ciało drętwieje, czas się wlecze niemiłosiernie. Uspokajają rodzynki, najlepiej w czekoladzie, bo zabijają też głód. Akcja wymaga solidnego przygotowania, trzeba sprawdzić teren, wziąć pod uwagę wszystkie elementy: noc czy dzień, nów czy pełnia księżyca, teren lesisty, otwarty czy zabudowany.

Chwalą dowódcę za nowoczesny sprzęt, ale marzy im się kilka gadżetów. Denerwują ich nietrafione zakupy np. radia R-3501, dobre na wartę, ale nie dla nich, więc kupują radia sami, podobnie jak część produktów do czyszczenia broni, te, które dostają, są marnej jakości.

Samodzielnie robią stroje, tzw. maskałaty, podczas ćwiczeń w polu trudno ich nie zauważyć. Są zakutani od stóp do głów, nazywają to stylem żulowatego myśliwego. Niektórzy korzystają wyłącznie z własnych kredek, bo dają pewność, że nie wyskoczą na twarzy pryszcze.

- Maskowanie to żmudna robota, robi się to pod teren akcji, wykorzystując okoliczne rośliny, trawy. Nie ma gotowych wzorów, wiadomo, że trzeba „złamać” sylwetkę, aby kształtem nie przypominała człowieka, schować broń i przyrządy optyczne, bo odbijają światło. W terenie zabudowanym maskałaty są nieprzydatne, wtedy wyobraźnia musi pracować ze zdwojoną siłą.

- W Afganistanie byłem w polu prawie siedemdziesiąt godzin. Zmęczenie, brud, pot, ale dało się wytrzymać. Nawet głodu nie czujesz, gdy jesteś nastawiony na wykonanie zadania. Tylko głupi się nie boi, strach zabijają przekleństwa, wulgarne, nie dla damskich uszu, ale na co dzień zachowujemy się OK - śmieje się „Baśka”.

U kapelana nie szukają rozgrzeszenia ani pocieszenia u psychologa.

- Jestem żołnierzem - kwituje problem „Jędrek”, który w kwietniu pożegna armię. Odejdzie też „Henryk”, kilku strzelców zostanie instruktorami w „szkole duchów”. Wiadomość o niej już poszła w Polskę. Na forum internetowym pojawiły się pytania: „Jak się tam dostać?” Ludzie piszą: „Takie coś mnie kręci, podoba mi się życie samotnego wojownika”.

Generał nie pozostawia żadnych wątpliwości. Kandydatów na snajperów kierować będą na kursy dowódcy jednostek, selekcja psychofizyczna będzie bardzo ostra. To nie miejsce dla samotnych myśliwych zafascynowanych zabijaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!