Dziś nauczyciele wychodzą na ulicę, by zamanifestować sprzeciw wobec reformy systemu oświaty

- Poniedziałek to dla nauczycieli zwykły dzień pracy, dlatego szacujemy, że w pikiecie weźmie udział około 500 osób - mówi Ryszard Kowalik, prezes Kujawsko-Pomorskiego Okręgu ZNP.

- Niech dołączą do nas rodzice, bo reforma dotknie wszystkie poziomy edukacji, a więc miliony uczniów w Polsce. Chcemy na ręce wojewody lub kuratora oświaty złożyć petycję z naszymi żądaniami.

Podpisało się pod nią także 99 przedstawicieli środowisk akademickich od Uniwersytetu Jagiellońskiego aż po KUL, specjalizujący się w dydaktyce polonistycznej. Oni także zaniepokojeni są zapowiadanymi zmianami. Wysłali nawet specjalny list do minister Zalewskiej.

Po co ten pośpiech?

Zastrzeżenia budzi brak przedstawienia opinii publicznej uzasadnienia proponowanych przekształceń struktury szkolnictwa powszechnego, a w szczególności wygaszanie gimnazjów i powrót do modelu z czasów PRL, czyli 8-letniej szkoły podstawowej, 4-letniego LO i 5-letniego technikum. - Chcemy się dowiedzieć też, w jaki sposób dobierano ekspertów, którzy pracują nad reorganizacją całego systemu oświaty - mówi Ryszard Kowalik.

- Bo jakoś trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie fachowcy od oświaty, lecz politycy pracują nad podstawą programową. Nie można jej zmieniać w sposób fragmentaryczny, tylko w oparciu o klasy IV i VII szkoły podstawowej. To niezgodne z zapisami prawa oświatowego.

Zdaniem ZNP, reforma powinna być przesunięta w czasie, a podstawa programowa zmieniona dla wszystkich, ale z uzasadnieniem tych zmian. - W edukacji pośpiech nie jest wskazany - mówi Ryszard Kowalik.

- Na dodatek, minister nas nie słucha i ciągle zmienia decyzje. Już wycofała się z pomysłu obowiązkowego egzaminu z historii po VIII klasie szkoły podstawowej. Nadal nie wiemy, jaką podstawę będą realizować obecni szóstoklasiści, którzy za rok pójdą do VII klasy. Ten chaos polskiej szkole nie jest potrzebny.

ZNP domaga się zwiększenia nakładów na edukację. Zwraca uwagę na ogromne koszty, które poniosą samorządy. Trzeba bowiem będzie opracować nową sieć szkół i np. dostosować budynki do potrzeb uczniów. Obawy budzą, oczywiście, zwolnienia nauczycieli.

Więcej szkód niż pożytku

Zaniepokojenie planowaną reformą wyraziła też ostatnio Komisja Unii Metropolii Polskich ds. Edukacji i Mediów. Jej zdaniem, proponowana rewolucyjna zmiana ustroju szkolnego oparta jest na błędnej tezie, że polski system edukacji (a zwłaszcza gimnazja), jest niewydolny.

- Nie negujemy konieczności wprowadzenia zmian - czytamy w opinii przesłanej do naszej redakcji. - Widzimy w projektach MEN pozytywne propozycje, ale kategorycznie stwierdzamy, że całokształt tej reformy przyniesie więcej szkód niż pożytku.

Bydgoski ratusz nie ma uwag do działań planowanych przez ZNP. - Władze miasta rozumieją motywacje i obawy, które leżą u podłoża tego legalnego protestu - mówi Anna Strzelczyk-Frydrych z Urzędu Miasta.

- Wierzymy, że pikieta odbędzie się bez szkody uczniów i wezmą w niej udział nauczyciele, którzy do 14.00 skończą swoje zajęcia.

Przeciwny pikiecie jest Wolny Związek Zawodowy „Solidarność - Oświata”, który nie będzie w niej uczestniczył. - Akcja ZNP jest motywowana głównie politycznie. Jest w interesie PO, .Nowoczesnej i KOD. Partie te i organizacje nie działają w interesie nauczycieli - mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ "Solidarność - Oświata".

- Oczekujemy, zarówno od ZNP, jak i Krajowej Sekcji "Solidarności", współdziałania w zakresie: wprowadzenia 20 proc. podwyżki wynagrodzeń dla nauczycieli, wynegocjowania rządowego programu osłonowego dla nauczycieli i pracowników oświaty z likwidowanych placówek oraz przesunięcia terminu zmian systemowych w oświacie na wrzesień 2018 roku.