https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziennikarzu, jest pan pierdołą!

I stało się. Krzysztof J., negatywny bohater naszych reportaży, żyjący z pożyczania pieniędzy na wysoki procent oraz ściągania horrendalnych odsetek karnych, został skazany. Nie za lichwę co prawda, lecz za oszustwo. Wyrok jest prawomocny.

I stało się. Krzysztof J., negatywny bohater naszych reportaży, żyjący z pożyczania pieniędzy na wysoki procent oraz ściągania horrendalnych odsetek karnych, został skazany. Nie za lichwę co prawda, lecz za oszustwo. Wyrok jest prawomocny.

<!** Image 2 align=right alt="Image 121688" sub="Kunegunda N. była „klientką” Krzysztofa J. przez dziewięć lat. Jej syn pożyczył 600 złotych, miał oddać 850. Ona żyrowała. Gdy zmarła, w grudniu 2006 r., odsetki wynosiły około 70 tys. zł. / Fot. Piotr Schutta">O działalności trzydziestoparoletniego Krzysztofa J. zaczęliśmy pisać jesienią 2006 r. Do redakcji zadzwonił wówczas zrozpaczony 70-letni Mieczysław N. z Rynarzewa, mówiąc, że jego żona uwikłała się w dług nie do spłacenia. Przez 9 lat komornik zajął z jej renty 17 tys. zł. Wszystko przez to, że zgodziła się w 1997 r. żyrować dorosłemu synowi pożyczkę. Kwota była niewielka: 600 zł plus 250 zł odsetek. Synek pieniędzy nie oddał, dług przeszedł na matkę i zaczął rosnąć, bo odsetki karne, których żądał w umowie Krzysztof J., wynosiły 5 procent dziennie! Gdy zajęliśmy się sprawą Kunegundy N., jej zadłużenie wynosiło już około 70 tys. zł i rosło o 30 zł dziennie, 900 zł miesięcznie,

10 tysięcy rocznie!

Kobieta pokazała nam błagalne listy do wierzyciela. Mimo że przez 9 lat wielokrotnie oddała mu kwotę pożyczki, nie odstępował. Obiecał, że w kwietniu 2005 r. złoży wniosek o umorzenie egzekucji. Nie zrobił tego.

<!** reklama>Maj 2005 r., Kunegunda N. pisze: „Zwracam się do Pana nie wiem już który raz, aby odstąpił Pan od tego roszczenia na poczet pożyczki. Tyle razy Pana błagam, może już wreszcie zlituje się Pan nade mną”. Mężczyzna nie odpisuje. Naszemu reporterowi tłumaczy, że odpisywanie „byłoby bezzasadne”. Kobieta umiera przed Bożym Narodzeniem 2006 r.

Po pierwszym artykule opisującym kłopoty Kunegundy N. do naszej redakcji zaczęli zgłaszać się inni dłużnicy, z którymi Krzysztof J. postąpił podobnie. Byli rozżaleni i wystraszeni. Niektórym udało się zawrzeć ugody, które jednak słono ich kosztowały. Aleksandra S. z Łabiszyna pożyczyła 1600 zł. Twierdzi, że przez 4 lata oddała Krzysztofowi J. w sumie prawie 30 tys. zł. Decydująca była wpłata 17,5 tys. zł. Po otrzymaniu tej kwoty wierzyciel dał kobiecie spokój, a przygotowywał się już do egzekucji nieruchomości należącej do żyrantki.

<!** Image 3 align=left alt="Image 121688" sub="Kunegunda N. pisała błagalne listy do wierzyciela. Bez odpowiedzi. Krzysz-
tof J. naszemu reporterowi wyjaśniał, że odpisywanie „byłoby bezzasadne”. / Fot. Piotr Schutta">Wśród osób, które czuły się pokrzywdzone, był Włodzimierz K. z Bydgoszczy. Gdy go poznaliśmy, był w trakcie procesu sądowego. Jako jedyny z klientów Krzysztofa J. nie dał za wygraną i złożył sprawę w sądzie cywilnym, a następnie doniesienie do prokuratury. Jego przypadek różnił się od pozostałych, ponieważ Włodzimierz K. twierdził, iż oddał wierzycielowi całą kwotę, a mimo to tamten złożył wniosek do sądu o nakaz płatniczy i do komornika o wszczęcie egzekucji.

- Pożyczyłem w 2001 r. pieniądze dla kogoś, kto miał je spłacać. Po kilku miesiącach otrzymałem wezwanie do zapłaty wraz z odsetkami i postanowiłem całą sumę uregulować. W piśmie nadesłanym przez kancelarię „Konsultant”, obsługującą Krzysztofa J., podany był termin spłaty i numer konta. Gdy okazało się, że numer jest nieprawidłowy, żona zadzwoniła do wierzyciela. Ten kazał czekać na nowy numer rachunku i przesunął datę spłaty długu o miesiąc. Wpłaciliśmy pieniądze 2 dni przed upływem terminu i myśleliśmy, że to koniec - opowiada Włodzimierz K. Ale to był dopiero początek. Okazało się, że Krzysztof J. mimo to uzyskał w sądzie tytuł wykonawczy i komornik zajął emeryturę pana Włodzimierza. W marcu 2004 r. mężczyzna był już winien około 50 tys. zł, bo odsetki karne wynosiły 7 proc. dziennie!

Mirosława i Włodzimierz K. najpierw wygrali sprawę cywilną, uzyskując wstrzymanie egzekucji, a następnie karną.

Wyrok zapadł

ostatecznie 6 maja 2009 r., ale nie było łatwo. Postępowanie było umarzane na etapie prokuratorskiego śledztwa i później w sądzie. Pokrzywdzeni pisali zażalenia i przepychali sprawę dalej. Nie ulegli namowom Krzysztofa J., który widząc ich konsekwencję zaproponował umorzenie egzekucji w zamian za odstąpienie przez nich od sprawy karnej. W końcu, po blisko 6 latach, sprawa zakończyła się wyrokiem skazującym.

W akcie oskarżenia prokurator Prokuratury Bydgoszcz-Południe nie ma wątpliwości, że doszło do wyłudzenia; napisał m.in.: „Krzysztof J. będąc w pełni świadomym, że jego należność została spłacona, wszczął i prowadził postępowanie sądowo-egzekucyjne, zmierzające do wyegzekwowania nienależnego świadczenia. Należy sądzić, iż u podstaw jego działania leżało bardzo wysokie oprocentowanie udzielonej pożyczki, które w skali miesiąca wynosiło 1700 zł”.

Zadzwoniliśmy do Krzysztofa J., by zapytać,

czy poczuwa się do winy

i kiedy zamierza oddać niesłusznie zabrane pieniądze. Zaczął ubliżać naszemu reporterowi, straszyć procesem, a wyrok sądu nazwał bezpodstawnym i przypadkowym.

- Nie zakończyła się ta sprawa tak jak powinna. Tam była masa niejasnych rzeczy. To jest sprawa kontrowersyjna, nadająca się być może do kasacji. Ten wyrok nie miał żadnych podstaw poza wypowiedzią państwa K. Ci państwo wygrali tę sprawę zupełnie przypadkowo, przez to, że sąd powołał się na bilingi rozmów. A pan jest pierdołą... - wypalił w końcu wzburzony Krzysztof J. Nie powiedział, kiedy rozliczy się z pokrzywdzonymi.

- Przecież właśnie te bilingi świadczą o tym, że robiliśmy z mężem wszystko, żeby tego pana spłacić. To on bawił się z nami w kotka i myszkę - uważa Mirosława K.

Sąd nakazał Krzysztofowi J.

tytułem naprawienia szkody

zwrócić pokrzywdzonemu Włodzimierzowi K. 6946 zł wraz z odsetkami. Skazano go też na karę pół roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata, pokrycie kosztów procesu oraz grzywnę w wysokości 1000 zł. Mężczyzna ma już w karcie karnej dwa wyroki Sądu Rejonowego w Słupsku z 2007 roku, skazujące go na 6 miesięcy oraz rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata (jeden z nich dotyczy oszustwa).

PS Do tematu wrócimy.

Odsetki za zwłokę

Kto nadal płaci?

Krzysztof J. pożyczał ludziom niewielkie kwoty, żądając wysokiego oprocentowania. Jeśli wzięło się 600 złotych, trzeba było oddać 850. Gdy ktoś pożyczył 1000 zł, oddawał prawie 1700. Jeszcze gorzej było, gdy dłużnik spóźniał się ze spłatą. Wierzyciel naliczał mu wówczas odsetki karne, 5-7 proc. dziennie i sytuacja stawała się beznadziejna. Mężczyzna twierdzi, że już się tym nie zajmuje. Nie chce jednak powiedzieć, ile osób nadal płaci mu horrendalne odsetki za zwłokę.

Fakty

Oszukał świadomie

Krzysztof J. nie przyznał się do winy. Nie umiał przed sądem wyjaśnić, skąd wziął się nieprawidłowy numer konta bankowego, który Kancelaria Radców Prawnych „Konsultant” podała Włodzimierzowi K. Stwierdził na jednej z rozpraw, że kancelaria mogła popełnić błąd. Jej pracownicy zaprzeczają. Skrupulatne śledztwo i drobiazgowy proces wykazały, że Krzysztof J. świadomie wprowadził wszystkich w błąd, bo zależało mu na wysokich odsetkach karnych.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski