Przez głupie 3500 zł długu rolnik ze Świekatowa stracił dorobek życia. Mimo że oddał trzy razy więcej, komornik zlicytował jego gospodarstwo, a po trzech latach wyliczył, że dłużnikowi należy się... zwrot 42 tysięcy złotych.
<!** Image 2 align=right alt="Image 110068" sub="Rodziny Herderów od 4 lat nie powinno tu być. Ich ojcowiznę sprzedał komornik. Z powodu śmiesznie niskiego długu. Dom wymaga remontu, ale nowy właściciel o to nie dba. / Fot. Piotr Schutta">Gdzie są te pieniądze Irena i Andrzej Herderowie nie wiedzą i szczerze mówiąc niewiele ich to dzisiaj obchodzi. Wiedzą natomiast, że za taką kwotę nie kupią nawet kawalerki. - Chcielibyśmy
odzyskać dom i ziemię
- mówią załamani. Nowy właściciel obrabia ich ojcowiznę. Na budynkach mu nie zależy. Jedynie krowy nie pozwala im wypasać w ogródku. Niedawno nawet policję wzywał w tej sprawie. Na razie Herderowie mieszkają tam, gdzie mieszkali, razem z mamą, 85-letnią Zofią Kuffel, która ma tu zapewnione tzw. dożywocie. W czerwcu 2004 r. staruszka została zlicytowana razem z całą nieruchomością za 57 tys. zł (same grunty orne, 12 hektarów, warte były w tamtym czasie więcej).
- Prosiłem komorniczkę, żeby sprzedała tylko kawałek ziemi. To wystarczyłoby na pokrycie długu i byłby spokój. Miałem nawet nabywcę. Ale nie, zabrali mi wszystko. Po co mi takie sądy, po co mi takie państwo, jak ja sprawiedliwości nie mogę dojść? - rozpacza 50-letni mężczyzna. Nie wie, co dalej. - Jak teściowa umrze, to nie będziemy mieli czego tu szukać...
<!** reklama>Wszystko zaczęło się w 1996 r.
od nowego poloneza
Herder kupił go w bydgoskim salonie. Jedną czwartą kwoty zapłacił gotówką, na resztę wziął kredyt z banku. Pół roku później zaczęły się jednak problemy finansowe, bo odsetki kredytów błyskawicznie poszły w górę, a rynek rolny został dotknięty poważnym kryzysem.
- To był trudny okres. Zaczęły spadać ceny produktów rolnych, zwaliły się odsetki balcerowiczowskie. Miałem jeszcze drugi kredyt i bałem się, że nie dam rady. Postanowiłem, że sprzedam samochód i spłacę oba kredyty - wspomina rolnik.
<!** Image 3 align=left alt="Image 110068" sub="Andrzej Herder ma dość: - Jestem na skraju wyczerpania nerwowego. Zostało mi tylko samobójstwo...">Nowego poloneza odprowadził do autokomisu w Świeciu nad Wisłą, gdzie okazało się jednak, że kwota, jaką może uzyskać za auto, nie wystarczy na uregulowanie zobowiązań bankowych. Maciej J., właściciel komisu zaproponował pożyczkę - 3,5 tys. zł. Mężczyźni spisali umowę i wydawało się, że problem został rozwiązany.
Ale rolnik nie oddał pieniędzy w umówionym terminie. W grudniu 1997 r. (po wcześniejszej ugodzie, z której Herder się nie wywiązał) wierzyciel złożył wniosek o wszczęcie postępowania egzekucyjnego. I żarty się skończyły.
- Moja wina, nie płaciłem, ale naprawdę nie było z czego - tłumaczy się gospodarz, trzymając na kolanach czarny neseser, w którym ledwo mieszczą się wszystkie papiery - historia nieszczęsnego długu.
Pod koniec 1998 r. wierzyciel zaczyna tracić cierpliwość i wnioskuje o wskazanie egzekucji z nieruchomości dłużnika, wchodzącej w skład gospodarstwa rolnego. Herder otrzymuje jeszcze jedną szansę. Tym razem ma już oddać 4,3 tys. zł w 2 ratach, ponieważ narosły odsetki. Ma na to 2 tygodnie.
Termin minął, rolnik znowu pieniędzy nie znalazł (padły 2 świniaki). Dwukrotnie wzywano go do zapłaty, w końcu na wniosek wierzyciela sporządzono tzw. operat szacunkowy, czyli wycenę gospodarstwa. Biegły wyliczył, że warte jest ono 77 tys. zł.
W lutym 2001 r. dłużnik wpłaca 500 zł, ale nic to nie daje. Komornik ze Świecia, Krystyna Uhl-Szmaglińska, ogłasza pierwszą licytację, do której jednak nie dochodzi, bo nie ma chętnych.
Wreszcie w kwietniu 2001 r. Herder zdobywa trochę grosza i wiezie Maciejowi J. 2000 zł w gotówce. Dostaje pokwitowanie. - Myślałem, że wszystko już będzie dobrze. Zostało mi tylko 1500 zł, za taką sumę przecież nie licytuje się gospodarstwa - mówi rolnik.
<!** Image 4 align=right alt="Image 110068" sub="Na planie telewizyjnego reportażu Andrzej Herder nie wytrzymał i rozpłakał się przed kamerą. Ze złości i z bezsilności. / Fot. Archiwum TVP">Ale dobrze nie jest. Postępowanie egzekucyjne trwa, odsetki rosną, pojawiają się też koszty czynności komorniczych (do dzisiaj rolnik nie otrzymał wykazu tych kosztów). Herder zaczyna płacić - 500 zł, potem 2000 zł i w marcu 2004 r. 5000 zł.
Machina egzekucyjna
jest już jednak wprawiona w ruch, nawet tak duże kwoty jej nie zatrzymują. Dwa miesiące po ostatniej dużej wpłacie dochodzi do licytacji. Gospodarstwo wycenione ostatecznie na 81 tys. zł zostaje sprzedane za 57 tys. zł. Nabywcą jest gospodarz z pobliskiej wsi, Henryk Z.
- Mąż prosił panią komornik, żeby nie sprzedawać gospodarstwa. Błagaliśmy ją. Powiedziała, że możemy sobie płacić, a ona i tak zrobi swoje, bo ma już chętnego - mówi Irena Herder. Gospodarka jest schedą po jej rodzicach. Dom, wybudowany po wojnie, stanął kiedyś w płomieniach. Dziś pamiątka po pożarze, ocalały z pożogi obraz Matki Boskiej, wisi w jednym z dwóch pokoi. Herderowie wierzą, że i tym razem opatrzność boża o nich nie zapomni.
W ubiegłym roku ich sprawę przedstawiono w telewizyjnym programie „Sprawa dla reportera”. Wydawało im się, że jest nadzieja na ratunek. Prowadząca program Elżbieta Jaworowicz pokazała przed kamerą pismo z Sadu Rejonowego w Świeciu, z którego wynikało, że Andrzej Herder spłacił w całości swój dług kwotą 10 tys. zł. Obecni w studio eksperci, z byłym prezesem NIK Januszem Wojciechowskim na czele, chcieli koniecznie wiedzieć, dlaczego mimo to zlicytowano nieruchomość rolnika. Mogłyby na to odpowiedzieć przewodnicząca I wydziału cywilnego świeckiego sądu Aleksandra Lewandowska i komornik Krystyna Uhl-Szmaglińska. Kobiety nie przyjęły jednak zaproszenia. Odczytano jedynie lakoniczną odpowiedź pani komornik, która nie miała sobie nic do zarzucenia.
Próbowaliśmy się z nią skontaktować.
W kancelarii komorniczej
usłyszeliśmy, że jest to niemożliwe. Pani komornik przebywa na zwolnieniu lekarskim.
- Nie znam tej sprawy. Proponuję jednak zwrócić uwagę, czy ten dłużnik nie miał innych zobowiązań. Często jest tak, że ludzie proszą o pomoc media w jednej sprawie, a potem się okazuje, że mają przyłączone jeszcze inne postępowania, o których nie powiedzieli - dowiedzieliśmy się od asesora ze Świecia.
Andrzej Herder przyznaje, że miał zobowiązania wobec banku i KRUS. Instytucje te nie wszczynały jednak postępowań egzekucyjnych. - Miałem z nimi ugodę. W banku zostały mi jakieś odsetki, ale na razie jest z tym spokój, a KRUS spłacam - wyjaśnia rolnik.
Nie wiadomo, gdzie podziały się 42 tys. zł, które, jak wynika z sądowego pisma z 2007 r., powinny zostać zwrócone dłużnikowi. Tyle bowiem pieniędzy pozostało po sprzedaży gospodarstwa.
- Kwota ta została zajęta na poczet kolejnych długów pana Herdera - uważa sędzia Lewandowska, ale szczegółów nie pamięta.
Andrzej Herder odwiedził w minioną środę kancelarię komorniczą. Dowiedział się, że żadnych innych wniosków i zajęć nie było. Gdzie się podziały pieniądze? Tego się nie dowiedział.
Fakty
Z Ministerstwa Sprawiedliwości
Sprawę Herderów przedstawiono w programie „Sprawa dla reportera”. Po emisji eurodeputowany Janusz Wojciechowski interweniował w imieniu rolnika w Ministerstwie Sprawiedliwości. Nic to nie dało. Urzędnicy z departamentu wykonania orzeczeń i probacji stwierdzili po analizie akt, że postępowanie egzekucyjne było przez komornika prowadzone prawidłowo. Nie znaleziono podstaw do wszczęcia działań nadzorczych. W analizie tej nie ma jednak mowy o tym, że rolnik spłacił swój dług przed licytacją. Brak również odpowiedzi, dlaczego zostały po sprzedaży gospodarstwa aż 42 tys. zł i gdzie one są.