Do końca roku ze szkolnych sklepików mają zniknąć słodycze, chipsy i cola. - Skąd weźmiemy pieniądze na remont i bieżące naprawy? - pytają w szkołach.
<!** Image 2 align=right alt="Image 97604" sub="Daniel w szkolnym sklepiku SP nr 2 odbiera mleko. Nie brakuje tu też słodyczy, dosłownie za grosze Fot. Tadeusz Pawłowski">Zlikwidowanie słodkości to rewolucja jaką szykuje Główny Inspektorat Sanitarny. To odpowiedź na otyłość najmłodszych.
Dominika chodzi do klasy 1b Szkoły Podstawowej nr 2. W sklepiku jest stałą klientką. Co lubi najbardziej? - Chipsy, oranżadę, gumę - wymienia. Jej koleżanka Marlena może na produkty tylko popatrzeć - jest na diecie.
- Wszystko to są tanie artykuły, kosztują od 20 groszy - mówi Justyna Burzyńska ze szkolnej świetlicy, w której funkcjonuje sklepik. Dzieci kupują wszystko: rogaliki, wafelki, picie. - Wydajemy też mleko - mówi. Anna Łatuszyńska dodaje: - Kiedyś mieliśmy drożdżówki. Nie sprawdziły się. Musieliśmy zwracać je piekarni. Ale sklepik jest nasz, z jego przychodów wyremontowaliśmy część jednej świetlicy i całkowicie drugą, zupełnie nową - mówi, pokazując bajecznie kolorową, pachnącą farbą salę. W sąsiedniej placówce, w Zespole Szkół nr 11, uczniowie mają do wyboru pączki i drożdżówki. - Są też bułki z szynką, serem i salami - mówi pani Anna, za której plecami stoi „ściana” lizaków, ciastek, kolorowych napojów. Obok półka z chipsami i lodami. W okienku zamówić można też zapiekankę. Co ze zdrową żywnością? - Jak będzie lodówka, będą też jogurty. Zawsze, gdy przychodzą uczniowie, podsuwamy to, co zdrowsze - mówi.
<!** reklama>- Co z tego, że to wycofamy? Przecież dziecko zawsze znajdzie sposób, by kupić to gdzie indziej. Albo w drodze do szkoły, albo będzie się starało wyjść. Mieliśmy już takie sytuacje, gdy sklepik był nieczynny - mówi dyrektor ZS nr 16 Andrzej Kaczmarek, w którego szkole sklepik dzierżawiony jest zewnętrznej firmie. Dyrektorowi „szesnastki” wtórują inni. - Mamy nad wszystkim kontrolę. Jeśli rodzice są przeciwni jakimś produktom, wycofujemy je.
- Dobrze, że taka inicjatywa płynie z góry - uważa lekarz medycyny Aleksandra Lubińska, dyrektorka ratuszowego wydziału zdrowia i polityki społecznej. - Dzieci powinny jeść regularnie, pięć posiłków dziennie. Najważniejsze jest śniadanie, do szkoły rodzice niech zapakują drugie i owoc. A Dzień Dziecka, w którym można jeść słodycze, niech będzie w niedzielę.
Zdaniem eksperta
Zbigniew Drobnik, technolog żywienia Zespołu Szkół Gastronomicznych:
Nadmiar węglowodanów to niebezpieczeństwo. Jeśli dziecko ich nie spali, odkładają się. W naszej szkole jest przedmiot o zasadach zdrowego żywienia. Takie zajęcia powinny być w każdej ze szkół, już od podstawówki. Dobrze by było, gdyby zamienić na nie jedną godzinę WF. Dzieci powinny jeść białkowo, sięgać po przetwory mięsne - wędliny czy pasztet. Dobrze byłoby skusić się na odsolonego matiasa czy jajko.