https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziękujemy za uratowanie naszych plonów!

Państwo Dykielowie z gospodarstwa przy ulicy Zofińskiej podziękowali obrońcom wałów przeciwpowodziowych w Fordonie za ich walkę z żywiołem.

Państwo Dykielowie z gospodarstwa przy ulicy Zofińskiej podziękowali obrońcom wałów przeciwpowodziowych w Fordonie za ich walkę z żywiołem.

<!** Image 2 align=right alt="Image 150753" sub="Państwo Jan i Joanna Dykielowie sami nie obroniliby pól przed zalaniem. Mogli tylko kibicować służbom ratowniczym, a potem serdecznie im podziękować. Fot. Tadeusz Pawłowski">- Gdyby Wisła wylała, bylibyśmy skończeni - mówią małżonkowie, których obejście rozciąga się tuż za fordońskim blokowiskiem i sięga z jednej strony rzeki, z drugiej oczyszczalni ścieków. Tuż za gruntową drogą stoi samotny dom. Solidna konstrukcja pamięta rok 1920. Wejścia strzegą wiekowe lipy.

- W 1920 roku mój pradziadek wrócił z Ameryki, odkupił od Niemca i dom, i grunty. Nikt z przodków nie pamięta aż tak wielkiego zagrożenia powodziowego. Owszem, rzeka wylewała, gdy jeszcze nie było wałów, które strzegą nas od 30 lat, ale dopiero teraz poziom wody nas przeraził - mówi Jan Dykiel.

- Stale biegałam do wałów zobaczyć, czy wytrzymują. Pilnowaliśmy ich w dzień i w nocy. Ku naszej rozpaczy zaczęły przeciekać - kiwa głową Joanna Dykiel. - Zadzwoniłam do zarządzania kryzysowego. Reakcja była natychmiastowa. Nie tylko służb ratowniczych, ale także opieki społecznej, której przedstawiciele przyjechali nam pomóc, gdyby niezbędna okazała się ewakuacja. Dobrze, że córek nie było w domu. Mają 14 i 16 lat. Na pewno byłyby przerażone...

<!** reklama>Na pola państwa Dykielów przyjechało około 200 osób gotowych do walki z rzeką. Straż pożarna, straż miejska, Zakład Robót Publicznych, więźniowie. Pracowali, ile sił w rękach. Gospodarze prowadzą nas na swoje pola. Mijamy chlewnie, w których znajduje się około dwustu świń. Nogi grzęzną w gliniastym błocie. - Ziemia nasiąknęła jak gąbka - gospodyni brnie w kierunku worków z piaskiem. Na nogach ma krótkie kalosze. Za krótkie. - Gdy kataklizm wisi w powietrzu, nieważne jest, jakie ma się buty. Było mi wszystko jedno, że jestem mokra...

Jan Dykiel wskazuje oczyszczalnię ścieków. O jej uratowanie toczył się bój. Powódź w oczyszczalni to katastrofa ekologiczna.

Dalej iść nie można. W obniżeniach terenu utworzyły się bajora. W jednym tapla się czapla, uradowana widokiem wody, podobnie jak setki żab w trakcie godów.

Na horyzoncie lśnią bielą równo ułożone worki z piaskiem. Po lewej stronie uratowane pszenżyto. Po prawej jęczmień. Dalej króciutkie włoski kopru usiłują przetrwać w mokrej glebie. Obok kopru połacie pietruszki. Młoda nać jest jeszcze słaba. Czy wygra z taką wilgocią? Gospodarze obawiają się, że może zgnić. Nie zapowiada się, by woda gruntowa szybko wróciła do normalnego poziomu. Rybny staw też napił się gruntówki. Podniósł się do poziomu 2,5 metra. Zatonęły stopnie schodów, ławka.

Heroiczna praca obrońców wałów uratowała plony gospodarzy z ulicy Zofińskiej. Według państwa Dykielów, samo zboże jest warte nawet 500 tysięcy złotych. Wdzięczność właścicieli pól - bezcenna...

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski