Przyjmowali pracowników, polecanych im przez znajomych, lub zatrudniali personel z konkurencyjnej firmy. Sądzili, że to najlepszy sposób na skompletowanie uczciwej załogi. Teraz zmienili zdanie.
- W tej grupie też zdarzają się złodzieje i oszuści - twierdzą, bogaci w doświadczenia.
Nasi rozmówcy reprezentują trzy bydgoskie firmy z branży instalacyjnej. W każdej trafiły się czarne owce. Wpadły, bo nie przewidziały, że pracodawca przejrzy firmowy komputer lub zainstaluje kamerę. - To, co te urządzenia zarejestrowały, przeszło nasze wyobrażenia - twierdzą przedsiębiorcy. Zdradzają nam szczegóły tej inwigilacji.
<!** reklama>
Patryk, który chciał być księdzem
- Trafił do mojej firmy z polecenia matki - nauczycielki. Jego ojciec był kościelnym. „To taki dobry, uczciwy chłopak, uczył się w seminarium, ale się zakochał, założył rodzinę i musi pracować” tłumaczyła mi matka, prosząc o zatrudnienie Patryka - wspomina Ireneusz B. Przyjął do pracy niedoszłego księdza i już wie, dlaczego ten minął się z powołaniem. - Przyjeżdża znajomy i mówi: „Ale wam się biznes kręci; tyle grzejników wczoraj ładowaliście do samochodu”, a my w szoku, bo o takiej sprzedaży nic nie wiemy - relacjonuje B. Pyta Patryka, czy coś sprzedał, a ten zaprzecza. - Instaluję w firmie kamerę, przeglądam w nocy nagrania i po tygodniu już wiem, z kim mam do czynienia. Okazuje się, że Patryk zamawia na moje konto towar i sprzedaje go na lewo - wspomina właściciel. Pracownik okradł go na 40 tys. zł, B. zażądał, by je zwrócił. Miał na niego haka. Z nagranych kamerą rozmów Patryka wynikało, że nie tylko jego oszukał. - Odkryłem, że ma dwoje nieślubnych dzieci i ukrywa to przed żoną. Przestraszył się, że go wydam i dobrowolnie złożył na policji oświadczenie, że mnie okradł. Odwiedziłem jego matkę; okazało się, że ona wszystko o synu wie, tylko ukrywa to przed mężem. Pech chciał, że kościelny wrócił do domu, gdy ja tam byłem i wszystko się wydało - relacjonuje pracodawca.
Sąd skazał Patryka na prace społeczne i nakazał naprawienie szkody. - Nie odbył wyroku, uciekł z kraju i teraz jest poszukiwany - dopowiada pan B.
Martynie marzyły się Karaiby
25-letnia Martyna zrobiła na pani Halinie W., właścicielce firmy D., bardzo dobre wrażenie. Obrotna, elokwentna, z wyższym wykształceniem. - Zbyt późno się zorientowałam, że ta spryciara założyła z kolegami firmę J., do której wyprowadzała z mojego przedsiębiorstwa najlepsze zlecenia. Dowiedziałam się o tym od klienta, który od lat zaopatrywał się u mnie i nagle przestał - wspomina.
Szczegóły wyszły na jaw, gdy pracodawczyni przejrzała pocztę Martyny w firmowym komputerze. - Te e-maile wysyłała w godzinach pracy do znajomych - pani W. ujawnia porażającą korespondencję.
„K..., po złości ja jej wszystko stąd wyniosę, k... aż się nie połapie. W sobotę jestem w pracy i k... grzejniki będę wywoziła, kanalizację i jeszcze trochę rury. K... co mi szkodzi, ta p.... kretynka tylko mnie wku.... to ja się odegram” - pisze Martyna do siostry.
Halina W. ma też w pamięci scenę, kiedy Martyna zmiękczyła ją płaczem i opowieścią o rodzinnej tragedii. Z tego e-maila dowiedziała się, że to było aktorstwo: „O k... mam mistrzostwo świata, poprosiłam Halinę o kasę i poryczałam się na zawołanie”.
W kilku mailach Martyna pisze do znajomych, że siedzi w firmie D. i od rana zbiera zlecenia dla swojej firmy J. W innych zdradza, jak dociera do zaopatrzeniowców dużych firm i przekonuje ich, by zamawiali towar u niej, a nie w firmie D., i obiecuje im prowizję. Planuje też z chłopakiem wycieczkę na Karaiby „To tylko 5,2 tys. zł na dwie osoby” - pisze.
- Zwolniłam Martynę i wiem, że firma, która ją zatrudniła też ma problemy - podpowiada W.
Wojtek z trefnym bagażem
Jerzy J. bez większych oporów zatrudnił pracownika konkurencyjnej firmy. - Nie wiedziałem, że biorę go z trefnym bagażem, czyli w parze z oszustem, wyłudzającym towar od firm, w których Wojciech T. się zatrudnia - tłumaczy. Znajomy pana T. wyłudził od niego towar za 60 tys. zł. - Może zrobili to wspólnie - zastanawia się poszkodowany pracodawca, ale dowodów na to nie ma. Zwolnił Wojtka. Ten odwołał się do sądu pracy, zażądał od J. odszkodowania, ale sprawę przegrał. - Jego kolega, który wyłudził ode mnie towar, nadal czuje się bezkarny. Wysłałem mu wezwanie do zapłaty, ale się nie przejął. Założył firmę na konkubinę i szuka kolejnych naiwnych - dodaje.