Dość szczegółowo poznaliśmy wersję rodziny mieszkającej przy ul. Długosza, która z oczywistych powodów do sprawy podeszła bardzo emocjonalnie.
[break]
- Dzwoniliśmy na pogotowie aż trzy razy - mówi pani Barbara, siostra pacjenta. - Usłyszeliśmy, że do dyspozycji mamy punkty opieki nocnej i dyżurujących tam lekarzy i że podobno na naszą ulicę są ciągle wzywane karetki. Zirytowani tymi radami i insynuacjami, wsadziliśmy brata do samochodu i sami zawieźliśmy do Szpitala Miejskiego. Natychmiast przyjęto go na oddział wewnętrzny z podejrzeniem stanu zapalnego trzustki. Pytanie, dlaczego to my musieliśmy dbać o transport?
Dr Tadeusz Stępień, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy, tłumaczy, że sprawa jest zbyt świeża, by natychmiast zreferować, dlaczego karetka na ul. Długosza nie wyjechała. - Natychmiast zabezpieczyliśmy nagranie rozmów dyspozytora, który pracował na nocnej zmianie z osobami wzywającymi pomocy. Na tej podstawie ustalimy prawdziwą wersję wydarzeń i dopiero wtedy wyciągniemy wnioski. Konieczna będzie także rozmowa z dyspozytorem, ale w związku z tym, że w piątek nie było go w pracy, poznamy jego wersję wydarzeń w poniedziałek.
Do tematu wrócimy.
Kto może być dyspozytorem?
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, dyspozytorzy medyczni muszą być ratownikami medycznymi, pielęgniarkami systemu lub lekarzami systemu. Muszą też mieć za sobą co najmniej pięcioletni staż pracy w pogotowiu ratunkowym, na szpitalnym oddziale ratunkowym, oddziale anestezjologii i intensywnej terapii lub w izbie przyjęć szpitala. Działają na podstawie 32 procedur (specjalnego algorytmu), które mają pomóc im w podejmowaniu decyzji, czy wysyłać karetkę pogotowia do wzywających pomocy.(źródło: rp.pl)