Z GRZEGORZEM KACZMARKIEM, socjologiem i wykładowcą Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, rozmawia Hanna Walenczykowska.
Czy wewnątrzpartyjny konflikt może być konstruktywny?
Zależy, czego dotyczy...
Na przykład sporów personalnych.
Zastosowanie słowa „konflikt” ustawia problem bardzo radykalnie. Lepiej byłoby używać określeń spór czy dyskusja. Słowa te są bardziej odpowiednie i dają możliwości konstruktywnego wprowadzania zmian. Konflikt najczęściej jest destruktywny.
Ugrupowania polityczne...
Największy problem mają z jawnością. O prowadzonych dyskusjach i konfrontacjach dowiadujemy się z mediów. Ta strefa jest najpilniej strzeżona. Spory merytoryczne to twórcza dyskusja. Niestety, z czymś takim nie spotkałem się w praktyce. Nie ma u nas tradycji zbiorowego wypracowywania programów. O wszystkim decydują liderzy.
Jak Pan ocenia bydgosko-toruńskie kłótnie, które przeniosły się także do partii politycznych?
Są one szczególnie niebezpieczne. Przykład bydgosko-toruński jest najlepszym dowodem na to, jak destrukcyjne są konflikty i ile potrafią pochłonąć energii. To złe kontynuowanie tradycji, wyścig elit...
Czasami odnoszę wrażanie, że politycy sami te spory podsycają. W mętnej wodzie przecież ryby dobrze biorą. Można pływać po powierzchni i nie wnikać głębiej w problem.